Kiedy marzenie staje się koszmarem.
Wstęp miał być zupełnie inny, ale może jest tu właściciel czworonożnego przyjaciela i miał podobny problem, lub chociaż może mi jakoś doradzić.
Holly jest z nami już 1,5 miesiąca i nie było z nią żadnych większych problemów, nauczyła się chodzić na smyczy, załatwiać swoje potrzeby na dworze, nie żebrać przy stole, śpi w swoim legowisku i szybko uczyła się nowych komend. Kłopoty zaczęły się w środę, mimo upalnego dnia po spacerze stała się nieznośna, zjadła róże na podwórku, nie słuchała się, odwracała wzrok kiedy do niej mówiłam, nie chciała przyjść, skończyło się na kilkuminutowym odizolowaniu psa i znów było okej. Mieszkam na wsi, po ulicach biega pełno bezpańskich psów, dlatego aby pies mógł się swobodnie wybiegać najlepszą opcją jest pójście w pola, tak też robiliśmy. Niestety szybko znudziła się bieganiem za piłką, dreptała sobie grzecznie koło nóg, nie odbiegała daleko i posłusznie przychodziła na przywołanie - tak jak zawsze, nagle po prostu rzuciła się na moje nogi, odsunęłam się, a ona z zębami skoczyła mi do pasa, zapięłam więc ją na smycz i spacer się skończył. Drugiego dnia było to samo, do popołudnia aniołek, a na spacerze ma jakieś 5 minut totalnego szaleństwa, kończy zabawę, chodzi sobie grzecznie i nagle lata wokół jak opętana i rzuca się z zębami.
Tak jest już codziennie. Jak sobie z tym poradzić, o co chodzi, czy ja robię coś źle? Czy każdy szczeniak wykazuje takie zachowanie i są sposoby aby je zwalczać? Szukałam już w google, ale nigdzie nie jest poruszany taki przypadek, myślimy już o treserze, bądź psim psychologu, ale czy to potrzebne?
Suczka jest nagradzana za każde pożądane zachowanie, nigdy nie została uderzona, poświęcamy jej naprawdę dużo czasu, ale już naprawdę nie wiem co robić. Jeszcze więcej zabawy? Czy chodzi tylko o to, że jest niewystarczająco zmęczona?
Uff, przejdźmy już do recenzji.
Zacznijmy od ogłoszenia. Jeśli macie ochotę na te czekolady to lećcie szybko do Kauflandu, bo wszelkie pozostałości są mocno przecenione, ja w sobotę za dyszkę bez 4 groszy zakupiłam 4 czekolady z tej serii, trzy z orzechami za 1.99 i jedną podwójną(?) - Duet Chocolate za 2.99 :)
Dobra zacznijmy wreszcie, a Ty, tak Ty, budź się, zaczyna się słodka i przyjemna część.
Tę tabliczkę dostałam od mamuśkowego mikołaja. Tak nadal dostaję prezenty na mikołaja, mama stawia mi je pod łóżkiem, a ja dzięki temu czuję, że wciąż jestem w jej oczach dzieckiem, nie chcę dorastać, a starzenie i śmierć mnie przytłacza, cóż. W torebce przede wszystkim znalazł się ogrom słodyczy i dwa słoje masła orzechowego, czyli raj i zagrożone biodra. Przystępując do robienia zdjęć z każdym krokiem podziwiałam jej piękno, poważnie, opakowanie nie robi takiego wrażenia, ale złota tacka zabezpieczająca przed połamaniem tylko dodaje uroku pofalowanej na brzegach czekoladzie. Na "stronie głównej" przeważała część mleczna z wtopionymi kawałkami orzechów laskowych, biała za to pokazała się w pełnej okazałości od spodu, dumnie przebijały przez nią czarne kropeczki, które przypomniały mi jak bardzo nienawidzę maku. Cienki wyrób pachnie zachęcająco, nie niebiańsko, ale zachęcająco, przede wszystkim mlecznie, słodko z laskową szczyptą, wyraźnie czuć także maślany pierwiastek, lecz ani odrobiny kakao.
Łamanie idzie sprawnie i gładko, chwila oglądania w jakich miejscach mamy do czynienia z jednym rodzajem czekolady i można przystąpić do opisywania wrażeń. Zaczęłam bezpiecznie, brązowy kawałek powędrował do ust, a ślinianki zaczęły intensywniej pracować. Jest chrupiąco, miejscami jakby proszkowo za sprawą ciastek, na języku zrobiło się mocno mlecznie, a przez chwilę jakby marcepanowo - nie wiem skąd mi się to wzięło xD Produkt jest tłuściutki i solidnie słodki, w połowie kawałka nieśmiało ujawniło się kakao, zostało na chwilę jakby wstydząc się samego siebie, lepiej wyszedł tu orzechowy akcent, który upodabniał czekoladę do czekoladowo - orzechowego kremu. Po chwili mogłam już lepiej przyjrzeć się małym kawałkom orzechów. Były słodkie i chrupiące za sprawą otoczki, jednak nie każdy tę skorupkę posiadał, o każdym mogę powiedzieć jedno: świeże, nie obraziłabym się gdyby sypnięto ich więcej.
Zaczęło się przyjemnie, więc aby nie myśleć za dużo o okrągłym paskudztwie szybko wzięłam jasną część.
Na języku rozchodziła się szybko, gładko, lecz do czasu, odznaczała się smakiem pełnego sproszkowanego mleka i waniliową nutą, nie była nachalnie tłusta, za to słodycz można by nieco ograniczyć.
Stworzyła błotko pełne grudek, lecz zniknęła szybciorem, na języku zostawiając kilka laskowców i całą armię makowych kuleczek, które w połączeniu z białym wyrobem odgrywały znaczącą rolę, a pozostawione same sobie jakby nie miały smaku. Część zniknęła, druga zadomowiła się w zębach, były, a jakby ich nie było. Ciemnej (chodzi o barwę) czekolady jest znacznie więcej, ugryzłam miejsce, w którym obie się spotkały, podniebienie pieściła mleczność i mocna słodycz, w której jednak nie było ani grama cukrowości. Miękki produkt szybko się rozpuszczał, co nie przeszkadzało mi w jedzeniu tak jak lubię - gryząc, orzechy świetnie urozmaicały konsystencję, chrupały pod zębami, w których chrzęścił także mak.
Drugi kawałek, drugi sposób, momentalnie się on rozpuścił, jakieś tam błotko było, jednak nie takie jakie lubię, zniknęło szybko, a 2% zawartość ziarenek odebrałam znacznie gorzej.
Z produktem rozprawiłam się działając zębami, mak nie przeszkadzał mi prawie wcale, choć później pojawiał się znienacka przez pół godziny przypominając co jadłam.
Było pysznie, mlecznie i orzechowo.
Malutką część tabliczki postanowiłam położyć na tzw. mug cake, rozpłynęła się fenomenalnie, a smakowała jeszcze lepiej, od tego też wydarzenia (:D) zaczęła się moja miłość do ciepłej i podtopionej czekolady, teraz kładę ją na placki, ciasto z mikrofali, wszystko co ciepłe, miękkie i słodkie, polecam! :D
Ocena: 5,5/6
Cena: -
Gdzie Kupiłam: Dostałam, ale były w Kauflandzie
Kaloryczność: 489/100g
220 kcal w połowie tabliczki