Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biała Czekolada. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biała Czekolada. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Exquisit, Duet Chocolate milk&white with hazelnut&poppy

Kiedy marzenie staje się koszmarem.
Wstęp miał być zupełnie inny, ale może jest tu właściciel czworonożnego przyjaciela i miał podobny problem, lub chociaż może mi jakoś doradzić. 
Holly jest z nami już 1,5 miesiąca i nie było z nią żadnych większych problemów, nauczyła się chodzić na smyczy, załatwiać swoje potrzeby na dworze, nie żebrać przy stole, śpi w swoim legowisku i szybko uczyła się nowych komend. Kłopoty zaczęły się w środę, mimo upalnego dnia po spacerze stała się nieznośna, zjadła róże na podwórku, nie słuchała się, odwracała wzrok kiedy do niej mówiłam, nie chciała przyjść, skończyło się na kilkuminutowym odizolowaniu psa i znów było okej. Mieszkam na wsi, po ulicach biega pełno bezpańskich psów, dlatego aby pies mógł się swobodnie wybiegać najlepszą opcją jest pójście w pola, tak też robiliśmy. Niestety szybko znudziła się bieganiem za piłką, dreptała sobie grzecznie koło nóg, nie odbiegała daleko i posłusznie przychodziła na przywołanie - tak jak zawsze, nagle po prostu rzuciła się na moje nogi, odsunęłam się, a ona z zębami skoczyła mi do pasa, zapięłam więc ją na smycz i spacer się skończył. Drugiego dnia było to samo, do popołudnia aniołek, a na spacerze ma jakieś 5 minut totalnego szaleństwa, kończy zabawę, chodzi sobie grzecznie i nagle lata wokół jak opętana i rzuca się z zębami. 
Tak jest już codziennie. Jak sobie z tym poradzić, o co chodzi, czy ja robię coś źle? Czy każdy szczeniak wykazuje takie zachowanie i są sposoby aby je zwalczać? Szukałam już w google, ale nigdzie nie jest poruszany taki przypadek, myślimy już o treserze, bądź psim psychologu, ale czy to potrzebne?
Suczka jest nagradzana za każde pożądane zachowanie, nigdy nie została uderzona, poświęcamy jej naprawdę dużo czasu, ale już naprawdę nie wiem co robić. Jeszcze więcej zabawy? Czy chodzi tylko o to, że jest niewystarczająco zmęczona?

Uff, przejdźmy już do recenzji. 


Zacznijmy od ogłoszenia. Jeśli macie ochotę na te czekolady to lećcie szybko do Kauflandu, bo wszelkie pozostałości są mocno przecenione, ja w sobotę za dyszkę bez 4 groszy zakupiłam 4 czekolady z tej serii, trzy z orzechami za 1.99 i jedną podwójną(?) - Duet Chocolate za 2.99 :) 
Dobra zacznijmy wreszcie, a Ty, tak Ty, budź się, zaczyna się słodka i przyjemna część.

Tę tabliczkę dostałam od mamuśkowego mikołaja. Tak nadal dostaję prezenty na mikołaja, mama stawia mi je pod łóżkiem, a ja dzięki temu czuję, że wciąż jestem w jej oczach dzieckiem, nie chcę dorastać, a starzenie i śmierć mnie przytłacza, cóż. W torebce przede wszystkim znalazł się ogrom słodyczy i dwa słoje masła orzechowego, czyli raj i zagrożone biodra. Przystępując do robienia zdjęć z każdym krokiem podziwiałam jej piękno, poważnie, opakowanie nie robi takiego wrażenia, ale złota tacka zabezpieczająca przed połamaniem tylko dodaje uroku pofalowanej na brzegach czekoladzie. Na "stronie głównej" przeważała część mleczna z wtopionymi kawałkami orzechów laskowych, biała za to pokazała się w pełnej okazałości od spodu, dumnie przebijały przez nią czarne kropeczki, które przypomniały mi jak bardzo nienawidzę maku. Cienki wyrób pachnie zachęcająco, nie niebiańsko, ale zachęcająco, przede wszystkim mlecznie, słodko z laskową szczyptą, wyraźnie czuć także maślany pierwiastek, lecz ani odrobiny kakao.


Łamanie idzie sprawnie i gładko, chwila oglądania w jakich miejscach mamy do czynienia z jednym rodzajem czekolady i można przystąpić do opisywania wrażeń. Zaczęłam bezpiecznie, brązowy kawałek powędrował do ust, a ślinianki zaczęły intensywniej pracować. Jest chrupiąco, miejscami jakby proszkowo za sprawą ciastek, na języku zrobiło się mocno mlecznie, a przez chwilę jakby marcepanowo - nie wiem skąd mi się to wzięło xD Produkt jest tłuściutki i solidnie słodki, w połowie kawałka nieśmiało ujawniło się kakao, zostało na chwilę jakby wstydząc się samego siebie, lepiej wyszedł tu orzechowy akcent, który upodabniał czekoladę do czekoladowo - orzechowego kremu. Po chwili mogłam już lepiej przyjrzeć się małym kawałkom orzechów. Były słodkie i chrupiące za sprawą otoczki, jednak nie każdy tę skorupkę posiadał, o każdym mogę powiedzieć jedno: świeże, nie obraziłabym się gdyby sypnięto ich więcej. 
Zaczęło się przyjemnie, więc aby nie myśleć za dużo o okrągłym paskudztwie szybko wzięłam jasną część. 
Na języku rozchodziła się szybko, gładko, lecz do czasu, odznaczała się smakiem pełnego sproszkowanego mleka i waniliową nutą, nie była nachalnie tłusta, za to słodycz można by nieco ograniczyć. 


Stworzyła błotko pełne grudek, lecz zniknęła szybciorem, na języku zostawiając kilka laskowców i całą armię makowych kuleczek, które w połączeniu z białym wyrobem odgrywały znaczącą rolę, a pozostawione same sobie jakby nie miały smaku. Część zniknęła, druga zadomowiła się w zębach, były, a jakby ich nie było. Ciemnej (chodzi o barwę) czekolady jest znacznie więcej, ugryzłam miejsce, w którym obie się spotkały, podniebienie pieściła mleczność i mocna słodycz, w której jednak nie było ani grama cukrowości. Miękki produkt szybko się rozpuszczał, co nie przeszkadzało mi w jedzeniu tak jak lubię - gryząc, orzechy świetnie urozmaicały konsystencję, chrupały pod zębami, w których chrzęścił także mak. 
Drugi kawałek, drugi sposób, momentalnie się on rozpuścił, jakieś tam błotko było, jednak nie takie jakie lubię, zniknęło szybko, a 2% zawartość ziarenek odebrałam znacznie gorzej.
Z produktem rozprawiłam się działając zębami, mak nie przeszkadzał mi prawie wcale, choć później pojawiał się znienacka przez pół godziny przypominając co jadłam. 
Było pysznie, mlecznie i orzechowo.

Malutką część tabliczki postanowiłam położyć na tzw. mug cake, rozpłynęła się fenomenalnie, a smakowała jeszcze lepiej, od tego też wydarzenia (:D) zaczęła się moja miłość do ciepłej i podtopionej czekolady, teraz kładę ją na placki, ciasto z mikrofali, wszystko co ciepłe, miękkie i słodkie, polecam! :D


Ocena: 5,5/6
Cena: -
Gdzie Kupiłam: Dostałam, ale były w Kauflandzie
Kaloryczność: 489/100g
220 kcal w połowie tabliczki


piątek, 27 maja 2016

Ritter Sport, White + Crisp

Oj dzieje się u mnie ostatnio, dzieje.
 Holly śpi, obiad się piecze, a ja w końcu spięłam się w sobie i usiadłam do pisania. Nie miałam laptopa w rękach już hoho... ponad dwa tygodnie :D 
Wczoraj wróciłam z wycieczki, nie wierzę, że tak szybko wszystko mija, 30 dni do wakacji, teraz już szybko poleci, na szczęście, bo nie wytrzymuję. Chyba stęskniłam się za tym blogiem, za waszymi wpisami, ale jakoś nie mogę się w pełni skupić i piszę z milionem przecinków, ale co tam, spinam poślady i przechodzę do czegoś co podniesie nam poziom cukru we krwi. 

Próba napisania posta - podejście drugie. Może dziś się uda.

Dzień trzeci, 28 dni do wakacji, może w końcu uda mi się opisać tę czekoladę.


Długo za mną chodziła, albo raczej ja za nią bo w stacjonarnych sklepach w naszym kraju w tej wersji smakowej przewijała się jedynie ogromna 250 gramowa tablica, tę dorwałam na stronie decathlon, a jako że przesyłka nic nie kosztowała byłam niemal wniebowzięta. Data ważności spisana, miejsce w pudle znalezione, mogła więc wygodnie leżakować, aby po 6 miesiącach zostać skonsumowaną, a czy z radością? To się zaraz dowiecie. 
Trochę czasu nic nie pisałam, ale sposób i kolejność nie uległa zmianie, standardowo zacznę od opakowania, które urzekło mnie było ładne, proste i przejrzyste, zawierało wszystko co potrzeba włącznie z brzydkim śladem po naklejce, który jednak potrzebny już nie był. 
Biała czekolada prosto z Niemiec? Biała czekolada od Ritter Sport, od której zaczęłam swoją przygodę z tą firmą? Biała czekolada, która w połączeniu z orzechami zdobyła dziesiątkę (jeszcze w starej skali) i moje uwielbienie? Na pewno nie będzie gorzej niż pysznie myślałam i do oględzin przystąpiłam pełna entuzjazmu. 
Nigdy nie zrozumiem sposobu otwarcia czekolad RS, no bo kto i po co łamał by tabliczkę przed obejrzeniem? Ja swoją wydobyłam w stanie nienaruszonym, w takim samym też zostawiłam opakowanie - w kolekcji wyglądać musi ładnie xD.


Spód prezentuje się okazale i zaskakująco, bo nadzwyczaj ciemno, przepełniony płatkami kukurydzianymi i jak się później okazało chrupkami ryżowymi, tylko zachęca do jedzenia. Druga strona to znane już wszystkim 16 kostek z wytłoczonym logo, przez ciemne i grube kwadraciki prześwitują bogate w ilość dodatki. Nigdy, nawet przy gorzkiej czekoladzie, nie miałam takiego  problemu z podzieleniem na paski, do przełamania musiałam włożyć sporo wysiłku, później zagryźć zęby na widok miliona czekoladowo - płatkowych okruszków i łamać dalej.
Zapach nie jest wyraźny, zatrzymałam się przy nim kiedy kostka wędrowała do buzi, inaczej można go nawet pominąć. Mdły, słodko - cukrowy, delikatnie śmietankowy, następnie zaś waniliowy, ostatecznie królowało mleko w proszku. W końcu nadszedł czas jedzenia, najprzyjemniejszej części - choć nie zawsze. Zębom poddała się łatwiej niż palcom, płatki trzeszczały w zębach ogromnie, ale słodycz nie zostawała w tyle. Początkowo jest smacznie, jednak im dłużej cząstka była w ustach i im mniej jej zostaje tym jest gorzej - coraz bardziej cukrowo i tłusto w sposób później już niezbyt przyjemny. W pierwszej chwili mało czuć smaku, później jest słodycz i mleko w proszku, dochodzi tłustość, jakaś sztuczna wanilia (której wiem, nie ma w składzie), te dwa ostatnie elementy stają się coraz bardziej nachalne, w efekcie otrzymujemy nie tak bardzo tani biały wyrób, a smakiem równający się z tabliczkami z niskiej półki. 


Kawałek rozpuszczał się długo, jednak nie tworzył błotka, znikał szybko i z każdej stron kłuł podniebienie oraz język. Cornflakes, które zostały, zachowały chrupkość, nie złapały cienia wilgoci i nadal odznaczały się świeżością. Cienkie, lekkie, szorstkie, czekolada dzięki nim nie była AŻ tak słodka, a więc przyjemniejsza dla kubków smakowych. Podczas gryzienia było znacznie lepiej, mimo, że płatki nie szczędziły i były naprawdę twarde to jednak delikatna słoność spisała się i miejscami nie było fatalnie, ale nie sposób jest zjeść cały kwadrat jak to nie rzadko mi się zdarza :D
Cukier, szczypta śmietanki, mleko w proszku, sztuczna wanilia i tłustość, to wszystko wręcz męczy.
Całość jest świetnie chrupiąca, lecz mdła i zawodząca. 
Nie wiem czy teraz odebrałabym tak tę z całymi orzechami, ale tamta i zachwyt towarzyszący podczas jej jedzenia i twór z płatkami śniadaniowymi to dwa różne światy. 


Ocena: 3/6
Cena: 4,99
Gdzie kupiłam: Decathlon 
Kaloryczność: 538/100g
134 kcal w pasku



środa, 27 kwietnia 2016

Mondelez, Oreo White Choc

Całkowicie straciłam motywację,wenę, jakbym się totalnie wypaliła, a co najgorsze to nie mija już jakiś czas. Muszę coś zrobić, koniecznie, bo jak nie to nie wytrzymam sama ze sobą! Ludzie. Nigdy nie miałam takiego problemu z napisaniem wstępu. Nie cuduję więc dłużej, może w końcu następny raz będzie lepszy :)

Ten wpis to okazja do ponownego podziękowania Asi za totalnie niespodziewaną paczkę z kilkoma słodkościami zza polskiej granicy. 
Ciastek tych chciałam spróbować już długo więc ucieszyłam się podwójnie, a pod aparatem telefonu wylądowały już następnego dziwnego pod względem pogody dnia - stąd nienajlepsze zdjęcia, ale uwierzcie mi na słowo - czekolada i tak nie była śnieżnobiała :D
Od pana Google zapożyczyłam zdjęcie, ale to  chyba nie problem xD Większym problemem jest mój zupełny brak skupienia, lecz co, ja nie dam rady? - Ja nie dam rady :D
Daruję sobie opisywanie kartonu, który na niebieskim tle, poza giga logo, przedstawia apetycznie wyglądające ciacha, o jednak już to zrobiłam :D
Ciastka swoje ważą, więcej - są naprawdę ciężkie, dwie sztuki to minimalnie ponad 40 gramów, tak też zostały zapakowane. Otworzyłam małe opakowanie, jego zawartość mimo lekko poszarzałej czekolady wygląda genialnie, prześwitujący spód jest wręcz śliczny. Wzięłam więc nóż i zaczęłam działać, jak się okazało przekrój wyglądał jeszcze lepiej. Śnieżnobiały krem ściskają niemal czarne herbatniki, które z kolei otula warstwa białej czekolady, na górze naprawdę gruba. 


Unoszący się zapach był nieintensywny, słodki, nie zdradzał zawartości, a dostarczał nozdrzom porządną dawkę mleka w proszku. Otoczka trudno się oddziela, trzeba radzić sobie z pomocą noża, położona na języku szybko się rozpuszcza. Mocno słodka, lecz nie można powiedzieć nic złego, maślano tłusta, mleczna, jednak z dość wyraźnym śmietankowym pierwiastkiem, pyszna i nawet delikatnie waniliowa, nie trzeba było wytężać wszystkich zmysłów, gdyż mimo jakby przytłumionego zapachu była bliska ideału. 
Krem, który jako następny znalazł się w buzi nie różni się niczym od występującego w klasycznej wersji markiz. Obrzydliwy, na maksa tłusty, proszkowy do granic możliwości i cukrowy na poziomie czystego lukru, zostawia ślad na ustach, lecz wydaje mi się, że nie jest tak tragicznie sztuczny. 


Świeże, chrupiąco - trzeszczące, kakaowe i genialne ciacho świetnie komponuje się z czekoladą, dodaje ona słodyczy, a ona sama trochę gaszona jest przez gorzkawy wypiek. Powstały duet maślano - kakaowy, błotnisto - chrupiący, słodko - gorzki, jest super smaczny, a krem zupełnie zbędny.
 Wgryzłam się w grube, nienaruszone ciastko, pękło pod zębami, stłumiony krem mało się odzywał, lecz niepotrzebnie dodał słodyczy. Było słodko i pysznie, mocno czuć czekoladę, ale i ciastko nie zostaje bez głosu. Wyrzuciłabym krem i zrobię to!
 Herbatnik genialnie współgra z czekoladą i wykorzystam to w najbliższym czasie. Lubię sobie czasem rozpuścić mleczną czekoladę, pokruszyć do niej całą masę herbatników i wszamać na ciepło powstałe to coś (:D), lub włożyć do foremek i wpakować na 2h do lodówki, zaraz zaraz, do czego to ja zmierzałam, ach tak. Muszę kupić białą czekoladę, pokruszyć do niej kakaową część markiz i będę bliska siódmego nieba :D


Ocena: 6/6
Cena: dostałam :)
Gdzie kupiłam: jak wyżej
Kaloryczność: 510/100g
       210 kcal w dwóch ciastkach

wtorek, 19 kwietnia 2016

Karmello Chocolatier, Przysmak Ingusia i Ciastko Korzenne w mlecznej czekoladzie

Powiedzcie mi ile razy można przechodzić obojętnie obok stoiska kuszącego ładnie wyglądającymi słodkościami? Ja w końcu pękłam i skorzystałam z możliwości zakupu na wagę, kilka rodzajów w małej ilości sprzyja próbowaniu :D Pomińmy fakt, że stałam tam dobre 20 minut zastanawiając się co wybrać, aż się później dziwiłam, że ekspedientka nie sprawdzała moich kieszeni. 

Dopiero teraz widzę jak bezsensowne zdjęcia zrobiłam, do tego coś nie mogłam złapać ostrości, cóż. Słodkości zjedzone, powtarzać nie będę, trudno. 


Przysmak Ingusia zaciekawił mnie nie tylko wyglądem, ale i dodatkiem w postaci poruszonych ciastek korzennych. Ułamany przez panią kawałek trafił do przeźroczystej torebki, wygląda to ładnie, jednak liczy się smak, a od niego (odnośnie wszystkich produktów) oczekiwałam sporo, czegoś pysznego, lepszego, a przede wszystkim wyjątkowego. Odkleiłam naklejkę z logo Karmello, ostrożnie wyjęłam i przycisnęłam nos jak najbliżej. Zapach był... nijaki, a już na pewno nie należał do ładnych i przyjemnych. Łamie się z leciutkim oporem, lecz stosunkowo miękko. Zęby wchodzą w nią gładko jak w kostkę masła wyjętą z lodówki pół godziny przed użytkiem ;)


Kawałek powędrował pod zęby, pierwsze co pomyślałam to " o boże, co za dziwactwo, w dodatku niedobre", jednak po chwili zaczęło się robić przyjemniej. Typowo korzenno - ciastkowa nuta plątała się w słodkiej, białej czekoladzie. Smug z mlecznej nie czuć, a na "kakao" szkoda liter. W buzi okazuje się naprawdę miękka, tłusto - maślana, nieprzesłodzona, pylista i wyraźnie korzenna, cynamonu nie wyczułam ani odrobinki, uff. Rozpływa się proszkowo, szybko i tłusto, błotniście, bardziej (niż podczas gryzienia) słodko, mniej zaś korzennie. 
Całość jest smaczna, choć zakupu nie powtórzę i dam sobie rękę uciąć, iż znajoma, skądś znam ten smak, na pewno! Mleczno - tłusta, po chwili ciastka wysuwają się na prowadzenie, dochodzi słodycz, nie próbuje się wybić. Było okej, ale tak jak w szkole czwórkowy uczeń - jest niezauważalny, neutralny, nie trzeba karcić go za same 1, nie jest chwalony za 5, ot szary człowieczek, któremu wiedzy trochę brakuje, choć sam z siebie jest w pełni zadowolony, inni zaś może niekoniecznie, tak samo jest z tą czekoladą. 

Zjadłam swój 60-cio gramowy kawałek i doszłam do wniosku, że po części przypomina mi Golda, mimo, że złoty z niczym korzennym nie ma do czynienia, ale podkreślę, iż jeszcze nie jest to "ten smak".


Ocena: 4/6
Cena: 6,5/100g
Kawałek ze zdjęcia - 3,90
Gdzie Kupiłam: stoisko Karmello w galerii
Kaloryczność: nigdzie nie podana, znaczy, że mogę jeść do woli?


Skoro już przy ciastkach korzennych jesteśmy to może dołączę do tego wpisu wypiek ten w pełnej kresie.
Zapakowany został tak samo, również w ten sam sposób mnie przyciągnął, ciacha włożone w duży, szklany słój, ozdobione prążkami ciemnej i białej czekolady, no spróbujcie powiedzieć mi, że nie wygląda ładnie. 
Znów przysunęłam je do nosa, nie pachnie intensywnie, głownie wypiekiem, jednak trochę staro, na szczęście wciąż lepiej od poprzednika, podczas tego tłusta z wierzchu czekolada zaczęła rozpuszczać się w palcach. Przełamałam je aby nie nadużywać noża (XD), chwilę stawiało opór, jednak po niedługiej chwili równo pękło, ciasto w środku jest zaskakująco pomarańczowe, chyba poszaleli z barwnikami.  


Cienka czekolada nie daje się oddzielić, jest w miarę okej, mleczna, tłusta nie w sposób margarynowo obrzydliwy i nie za słodka, trudno coś więcej powiedzieć, gdyż dominuje wypiek. Suchy, trzeszczący, chrupiący i dziwny, znów przywołam coś z zagranicy (niedługo pojawi się na blogu), ale trochę przypomina Crunchie. Lekki, niejednolity, dobrze wypieczony i mało słodki, na początku jednak delikatnie korzenny, gorzkawy. Przyprawy były stłumione, bliżej nieokreślone, ani wyraźnego cynamonu, ani imbiru, nic z tych rzeczy, ale ja nie narzekam. Ciastko próbowała złagodzić czekolada, lecz smakowo mało się odzywała, co jakiś czas na języku płynęła mleczność, niestety królowała szorstkość i bezsmakowa korzenność - wiem, brzmi to absurdalnie, w sumie - jest to niemożliwe, ale liczę na was i to, że zrozumiecie o co mi chodzi :D
Nie żałuję zakupu, zaspokoiłam ciekawość, ale nie powtórzę go.. 
A wy próbowaliście coś od Karmello? Jak wrażenia?


Ocena: 3/6
Cena: 5,90/100g
Ciastko ze zdjęcia - 1,53
Gdzie Kupiłam: stoisko Karmello w galerii
Kaloryczność: nigdzie nie podana, znaczy, że mogę jeść do woli?

piątek, 1 kwietnia 2016

Bellarom, Biała Czekolada z chrupkami trukawkowymi

Przepraszam was, że post dziś tak późno, ale jak wróciłam to jakieś 40 minut albo i więcej zajęło mi odnalezienie zdjęć tej czekolady. Miał być wafelek Nussini od Asi, ale niestety już go nie zobaczymy, bo przepadł w telefonie, nie tylko on. Hard reset telefonu drugi raz w życiu, eh, nie polecam wam nigdy :)
Zaczynajmy, inaczej do dwunastej się nie wyrobię. 

Przechadzając się po Lidlu myślałam co by tu kupić, wyjść tylko z lodami i zaoszczędzić trochę kasy? Jakoś to do mnie nie podobne. Stanęłam przed półką z czekoladami, a przed oczami pojawił mi się obraz komentarza, w którym ktoś polecał mi spróbowanie tejże tabliczki, to co, biorę, w końcu białą lubię, a z Bellarom miałam miłe początki. 


Opakowanie niezmiennie kartonowe, tym razem w czerwieni, prezentacja kostek, w tle doklejone, niepasujące do całości truskawki, w sumie, jest nieźle. A kostki, czy w ogóle muszę coś o nich mówić? Duże, grube, jasne, niemal białe, czerwono nakrapiane z obu stron, tu jest o wiele lepiej niż z zewnątrz. 
Przysunęła wielką tablicę do nosa, coraz bliżej i bliżej, taki kolos, a prawie nie pachnie, delikatnie czuć mleko w proszku i.. ach, no tak, na tym koniec. 


Wgryzłam się w potężną kostkę, po jednym nacisku równo się przełamała, bez najcichszego trzasku. W sekundzie podniebienie i język oblepiła mleczność, z pewnością pochodząca od krowiego napoju w proszku. Słodycz stała na poziomie będącym już granicą zasłodzenia, tłustość natomiast okazała się maślana i przyjemna, przede wszystkim nieprzesadzona. W zębach cały czas trzeszczały nierówne chrupki truskawkowe, pasowały idealnie i urozmaicały jedzenie, niestety nie dodając przy tym smaku i nie neutralizując słodyczy.  


Czekolada była bardzo mleczna, maślana, a nawet nieco śmietankowa, ale słodycz chwilami trochę przywodziła mi na myśl mdło. Rozpływa się zaraz po położeniu na języku, gładko, tłusto, mlecznie i słodko, za chwile słodycz stanęła wyżej, nie na długo, bo znów wyprzedziło ją mleko. Powstało gęste błotko, a smak się ustabilizował, im dłużej było na języku, tym więcej chrupek drapało moje podniebienie. W końcu mulista masa zniknęła,  zostało całkiem sporo chrupiących "truskawek", po nagryzieniu jednej z nich język na sekundę "paraliżował" kwasek z cieniem smaku czerwonego owocu. 
Całość była dobrą białą czekoladą, z chrupiącym dodatkiem, ale nie truskawkowym.. Jakościowo było okej, zero tłuszczów roślinnych, które dodatkowo dawałyby o sobie znać w smaku, zero także truskawki, na którą się nastawiłam.  Była za to słodycz, cudowna mleczność, twardość na poziomie idealnym i pyszne błotko. Przez dodany cukier nie można zjeść jej dużo, ale to po części może wpaść na stronę plusów :D


Ocena: 4,5/6 (za brak truskawki)
Cena: 6,49
Gdzie kupiłam: Lidl
Kaloryczność: 565/100g
226 kcal w dwóch kostkach


A na komentarze pod poprzednim postem odpowiedzi będą jutro :)


czwartek, 24 marca 2016

Mondelez, Cadbury Dairy Milk Winter Edition

Czy tylko ja nie lubię gdy ktoś krzyżuje moje plany, nawet nie tyle zmienia je, bo lubię też trochę spontaniczności, ale gdy ktoś mi przeszkadza to mnie tak irytuje... Siadam sobie wygodnie na łóżku, zagrzebuje się pod kołdrą, układam poduszkę tak, aby nigdzie mnie nie gniotła, kładę laptopa na kolanach, podłączam słuchawki i nagle słyszę jak ktoś mnie woła. No nie!  
Miałam się dziś rozwinąć, siadłam do pisania wcześniej, ale oczywiście musiałam wstać i jak zwykle mam niecałe pół godziny, jak się wyrobię to będzie cud!
Ach no i brawo ja. Wczoraj pisałam wam o tym, że psuje mi się klawiatura, a dokładniej spacja nie działa, postanowiłam ją naprawić, a co? Ja nie potrafię, no chyba jednak nie, delikatnie, aby go nie połamać, zdjęłam przycisk, ukazało mi się morze okruszków, rozpuszczonej od ciepła czekolady, kurzu, o fuj, nie chcę dłużej pamiętać tego widoku, dlatego zanim przejdę do sedna mam dla was radę, dzieci, młodzież, dorośli, nie jedzcie przed laptopem, jeśli chcecie, aby wasza klawiatura dobrze służyła, a także jeśli nie chcecie mieć obrzydliwej kurzowej traumy :D
No więc wracając, zdjęłam przycisk, wyłamałam jakiś zawias, w dodatku teraz nie umiem go włożyć z powrotem, a szkoda mi czasu na zabawę, teraz piszę używając jednego małego guziczka i czuję się jakbym miała przed sobą nie swój laptop. Eh mój staruszek chyba sam prosi się o nowszy model, ale póki jeszcze działa... :DDD

                                                                                                         
Krótko, zwięźle i na temat, to mój dzisiejszy motyw przewodni, aby było jak najmniej spacji.. To po co to piszesz debilu, lepiej od razu przejdź do produktu... :D No właśnie.
Co tu robi czekolada z choinkami, przecież niedawno mówiłam o jajkach? A co? Na wiosnę rosną kwiatki, drzewa znów stroją się w liście, a choinki mają ładną, młodo zieloną barwę, przyjmijmy więc, że na ciemno granatowym opakowaniu nie ma napisu "Winter Edition" wtedy wszystko będzie grało jak trzeba :D
Kolejny wyrób Cadbury, ale co poradzę, naprawdę lubię słodkości spod tego szyldu, jeszcze nie przepadłam w lepszych tabliczkach aż tak jak niektóre z was i jak na razie nie przeszkadza mi to zbytnio :)
Zboczyłam trochę z tematu, ale udało mi się włożyć spację, więc jest lepiej xD Jestem Mistrzem. Opakowanie nie tylko podoba mi się ze względów wizualnych, ale także idealnie przylega do tabliczki, a to uwielbiam i sobie cienię,  przy tym łatwo jest ją z niego wyswobodzić, nie przykleiła się jak mucha do lepu. 


Kolejny przykład Milkowego podobieństwa, nie wiem, w którym opakowaniu pojawiła się jako pierwsza, ale czekolada podzielona została na choinkowe kostki każdemu już znane, barwy ułożone naprzemiennie, trochę oszukane, bo jasne polane są tylko na górze, zajmują 12% całości, ja byłam na to przygotowana, a wy? Łaciata tabliczka podzielona na choinki, zaczynamy?
Bardzo miękka, łamie się łatwo, po części gnąc, nieco przy tym kruszy, powtórzę, jest naprawdę bardzo miękka, wychodzi to zarówno podczas dzielenia, jak i jedzenia, dużą trudność sprawiło mi odseparowanie warstw.  Jeszcze zanim kawałek powędrował do buzi, przyłożyłam go do nosa, pachnie jak typowy produkt Cadubry, mlecznie w sposób proszkowy, słodko, uzależniająco.  
Zęby wbijają się w mleczny wyrób bez najmniejszego problemu, rozpływa się błyskawicznie, aksamitnie, gładko. Jest błoga, maksymalnie mleczna na rzecz sprowadzenia kakao do poziomu zero i słodka, lecz nie jest to (dla mnie) zabójcze. 


Wspólnie z zaprzyjaźnionym nożem zeskrobałam biały twór, podczas tego ciemniejszy zaczął rozpuszczać się w palcach. Jasna siostra okazała się dużo słodsza i znacznie tłustsza, znów delikatna, jedwabista, nawet nieco waniliowa, ale pierwsza para (słodycz z tłuszczem :D) sprawiła, że nie odebrałam jej tak jakbym chciała. W całości czuć ją było bardzo słabo, mleczna przeważała ilością, a co za tym idzie dominowała swoim smakiem. Było super mlecznie, słodko, aksamitnie, błotko powstaje już podczas gryzienia, gęste i muliste. Smacznie, ale zwyczajnie, zawiodłam się białą czekoladą, której nie chciałabym jeść w postaci całej tabliczki. 
Jeśli jesteś osobą, która lubi Cadbury, mleczność ich produktów, słodycz Ci nie przeszkadza, a nudne (proste) tabliczki nie są straszne, to produkt dla Ciebie :)
Ja zjadłam ze smakiem, ale czy jest to coś co warto powtarzać? Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie. 


Ocena: 5-/6
Kaloryczność: --->

niedziela, 6 marca 2016

Bellarom, Czekolada Kawowo - Śmietankowa i Biała Czekolada

Matko kochana, to już jutro, nie stresuję się, ja się po prostu boję, ale nic już więcej nie mówię, zachowam choć trochę prywatności dla siebie :D
Miało być ambitnie, miałam usiąść do pisania wcześniej, ale ja zawsze, paznokcie nie pomalowane, z niczym się nie wyrobiłam, a to dlatego, że nie mogę spać, usnęłam po 4, wstałam o 12 i spałabym jeszcze gdyby nie szczekający pies. 
Dlaczego zawsze na siłę chcemy uszczęśliwiać innych, dlaczego zawsze dzieci chcą mieć dobre oceny aby rodzice się nie czepiali, dlaczego zawsze gdy dziewczynie podoba się jakiś chłopak zaczyna się stroić, po co i dlaczego? Siadłam przed laptopem i myślałam co by napisać, czym was zaciekawić, czym zadowolić, nie lepiej jeśli będziemy mówić i pisać to co myślimy, nie znoszę gdy ktoś mówi mi to co, jak uważa, chcę usłyszeć, dlaczego kłamią, dlaczego myślą, że prawda boli. Obawiam się, że nigdy nie zrozumiem świata, mam 15 lat, a już czuję, że tu nie pasuję, kontakty nie są moją mocną stroną, dlatego, że zawsze mówię to co myślę, nie raz i nie dwa miałam przez to małe problemy. Chciałabym napisać tu jeszcze tyle, a nie potrafię się wysłowić, im dłużej szukam słów tym mniej mam ich w głowie. To chyba znaczy, że tę część powinnam zakończyć kropką. 


Skup się dziewczyno!
Po pysznej Neo postanowiłam zakupić jeszcze (przynajmniej) jedną z oferty Bellarom dostępnej w Polsce, padło na tę, biała czekolada przeze mnie uwielbiana połączona z czymś czego na blogu jeszcze nie było, czekoladą kawowo - śmietankową, brzmi obiecująco. Opakowanie w tym samym stylu podoba mi się mniej przez kolorystykę, w środku zaś znów zachwyca. Wielgachne kostki, każda ozdobiona naprawdę ładnym logo, z wierzchu lekko żółtawa, w większej części, od spodu ciemna, równa i starannie wykonana. 
Pachnie zaskakująco mocno kawowo, jak dobra, mocna kawa z mlekiem i płaską łyżeczką cukru. Paski łamią się dość ciężko, a warstwy oddzielają łatwo, dzięki temu bez problemu możemy spróbować obu samotnych części. Podczas gryzienia, łamania, krojenia to na szczęście się nie dzieje. 


Sama część jasna nie pachnie, jest miększa, po nagryzieniu uwalnia słodycz, maślano - delikatnie waniliowy smak i tłustość, przyjemną, nienachalną. 
Gładka, rozpuszcza się szybko, niezasładzająco, smaczna, choć początkowo wydała mi się bez wyrazu. Zdecydowanie grubsza część ciemna jest twarda, to logiczne skoro góra była miększa, ale cóż, chyba ja nie myślę dziś logicznie :D Aksamitna, nie za bardzo tłusta, na języku rozchodzi się kremowo, od razu daje po kubkach smakowych kawą, minimalnie słodką, z nutą goryczy, a także wyraźnym akcentem kakao, na końcu zaś muskając delikatną śmietanką. Na początku w moim odczuciu średnia, ale z każdą chwilą smakowała mi bardziej, słodycz jest obecna, ale nawet nie próbuje dominować. 


W całości spód łagodnieje, jest delikatniejszy, dzięki temu przyjemniej, słodziej(?), kawa nadal zostaje, jednak słabsza,  bardziej mleczna, aczkolwiek kremowa śmietanka stała daleko w tyle. Obie warstwy rozpuszczają się w miarę równocześnie, gładko, tłuściutko - powtórzę się - przyjemnie, nienachalnie, nieobrzydliwie, naprawdę fajnie, łączą się, powstaje gęsta, błotnista masa. Kawa wymieszana z dobrą, choć niedużą dawką kakao zostaje zalana lekko waniliowym mlekiem i słodyczą, jest smacznie. Kawowo mlecznie, za chwilę mlecznie kawowo, w następnej chwili wysuwa się kakao, później znów mlecznie, ale śmietanka gdzieś się zgubiła. Słodycz nie dominuje, jednak cały czas gdzieś jest obecna, jest łagodniej kawowo, tłuściutko, kremowo, błotniście, nie sądziłam, że będzie tak smacznie, lecz nie dorównuje Neo, nie czułam potrzeby i chęci zjedzenia całej. Maksa ode mnie nie dostanie, ale była blisko ;) 


Ocena: 5,5/6
Cena: 5,99
Gdzie kupiłam: Lidl
Kaloryczność: 555/100g


środa, 2 marca 2016

Ludwig's, Cho'go Crispies

Powiem wam, że po powrocie ze szkoły spotkała mnie przykra niespodzianka/fakt. Byłam pewna, iż jest czwartek ;( Wdech i wydech, przynajmniej w czwartek nie mam sprawdzianu i kartkówki co czeka mnie w piątek, a nie k**** zapomniałam o sprawdzianie! 
Dobra i tak bym się nie uczyła, a tak przynajmniej spokojnie sobie nie pouczyłam się haha :D
Ej, miało  być dzisiaj ambitnie, a wyszło.. ekhem, jak wyszło. 
Czekolada zatrze pierwsze złe wrażenie, czy tylko pogorszy sytuacje? Trzeba to sprawdzić.


Opakowanie w tym samym stylu co Cornflakes, oraz Loops, zmienia się grafika czekolady i barwa końcówek, czy jak to tam się nazywa. Ostatnia wersja, tym razem w białej czekoladzie, uratuje honor czy znów uraczy mnie starymi płatkami? Z opakowania wyjęłam dużego batona, bądź małą tabliczkę, niezmiennie podzieloną na 6 pasków, znów ozdobionych tanimi paskami, lecz tym razem białą, nawet w małym stopniu nie zbliżoną do żółtawej. Spojrzałam na spód, przedtem wyobraziłam sobie coś na wzór Hershey's, czyli czarne kuleczki zatopione w tafli jasnego tworu, jednak ujrzałam jasno brązowe, jakby wyblaknięte, małe kuleczki, które z pewnością nie występują w ilości małej. Z drugiej strony sprawa ma się ciekawie, część osób nie lubi piegowatego stylu (:D), ale mi osobiście nawet się podoba, choć nie zawsze jestem do tego nastawiona pozytywnie. Pierwszym minusem jaki zauważyłam (jeśli nie wliczamy zawodu z kulkami/płatkami/ciastkami) jest to, że rozpuszcza się w palcach, niedługa chwila trzymania i zostaje na nich rozpuszczona papka. A zapach? Zapach jest mocno słodki, typowo neutralno płatkowy(?) , w tle czuć także delikatną nutę mleka w proszku. 


Łamanie do prostych nie należy, trochę, aczkolwiek nie dużo, siły trzeba włożyć, a mimo starań paski wychodzą krzywe. Pierwszy gryz to niesamowita, ogromna chrupkość i słodycz, która w sekundzie skojarzyła mi się z Lionem, oczywiście w wariancie White. Czekolada okazuje się tu elementem drugoplanowym, tłem, skleja chrupkie kulki, które nie dają o sobie zapomnieć nawet na moment. Podkład podkładem, ale smak jakiś ma prawda? Piekielnie słodka, bardziej śmietankowa niż mleczna, a także miękka i gładka. 
Rozpływa się błyskawicznie, jeszcze szybciej niż do głowy wpadło skojarzenie z najeżonym, popularnym batonem, jeśli wcześniej tak powiedziałam napisałam, to cofam to! Gładko, słodko, z nutą śmietanki w proszku i mleka, również sproszkowanego.  


Szybko odsłania mini płatki, są one gładkie, nie kaleczą języka ani podniebienia, okrągłe, oraz powoli rozmiękające. Mało słodkie, lekkie, a także suche i niekakaowe, totalnie neutralne. Świetnie chrupią, zajmują dużo miejsca, sprawiają, że dałam radę zjeść ten produkt, czekolada jest zdecydowanie za słodka, a podkreślam - mówię to ja, osoba, która jak mi się wydawało progu zasłodzenia nie ma. Niestety aż czuć to w gardle, jej smak daje o sobie znać po chwili, gdyż początkowo to słodycz przejmuje pałeczkę. Delikatna tłustość, mała, acz obecna nuta mleka w proszku i śmietanki - spisują się nieźle, chrupki nie tylko robią to na co ich nazwa wskazuje, ale i przynajmniej trochę tłumią ilość dodanego cukru, gdyby nie one nie wiem czy zjadłabym pasek takiego wyrobu. 
Było nieźle, było mega i genialnie chrupko, ale słodycz sprawiła, że nie sięgnę po nią ponownie, muszę też obniżyć ocenę wariantowi Loops, gdyż był gorszy, a dziś opisywany na 4 nie zasługuje.


Ocena: 3,2/6
Cena: nie pamiętam, ale w okolicach 2 złotych
Gdzie kupiłam: Biedronka
Kaloryczność: 517/100g
310 kcal w batono czekoladzie :D

wtorek, 23 lutego 2016

Toblerone, Swiss White Chocolate

Nie chcę zapeszać, ale ostatnio czuję się dobrze, nie mam komu o tym powiedzieć, dlatego chociaż tu się wygadam. Czuję się lepiej z samą sobą, ze swoim charakterem, wyglądem, z tym, że spotkałam tylko 2-3 osoby, które rozumiały i podzielały moje poczucie humoru. Zrobiłam rzeczy, o których nawet nie myślałam rok temu, założyłam facebooka, który nie jest mi do niczego potrzebny, zaczęłam ćwiczyć, aby "złapać" trochę mięśni, zjem nadprogramowe ciastko i na nim się kończy. Nie powinnam pisać tu tego wszystkiego, nie powinnam pisać tu nic o sobie, o tym jak się czuje, bo mam przeczucie, że kilka osób ze szkoły tu zagląda, ale mówiąc całkiem poważnie, nie mam przyjaciół, nie mam komu się wygadać, z kim spędzić swoich urodzin, nie mam kogoś kto podnosiłby mnie gdy kolejny raz gubię się w tym wszystkim, ale widocznie tak ma być. Przyzwyczaiłam się, może nawet jest mi z tym dobrze?


Ta czekolada kojarzy się z zimą, mroźną, pełną śniegu, wydaje się być idealna na wieczór pod choinką. Opakowanie mi się podoba, jasne, przejrzyste, większość miejsca zajmuje czerwone logo, nie sposób jej nie zauważyć. Niestandardowa forma przekłada się na trud w zrobieniu zdjęcia, poważnie, nie wiedziałam jak do niej podejść. Otwiera się ładnie i wygodnie, po wyjęciu ukazuje się folia aluminiowa, nie sreberko jak zazwyczaj, a najzwyklejsza, cienka folia aluminiowa. Nie wiem czy mogę nazwać ją tabliczką, ale jest zżółknięta, podzielona na dwanaście "gór", przez najgorszą białą czekoladę jaką jadłam i jej podobny podział, miałam ogromne obawy, długo nie otwierałam T tylko przez wyrób z M&S. 
Skoro już przyszło co do czego przyłożyłam nos do wyrobu, unosił się zapach słodki, lecz przyjemny i śmietankowy. 


W przekroju widać śnieżno białe kawałki, jednak (przynajmniej wizualnie)  jest ich co najmniej mało. Trudno się łamie i kroi, twardy kawałek włożony do ust trzeszczy, chrzęści, gdzieniegdzie chrupie. Zwarto - gumowy nugat klei się do zębów, a czekolada dopiero po krótkiej chwili uwalnia smak. Niezwykłą mleczność, ewidentnie pochodzącą do mleka w proszku (które uwielbiam), aromat waniliowy (który nawet przez chwilę nie wydał mi się chamsko sztuczny), obecny przez cały czas jedzenia, oraz ogromną słodycz, która często królowała. (Nie)stety miodu (3%) nie wyczułam ani ociupinki (what?), a migdały (1.6%) były po prostu czymś chrupiącym. Rozpuszcza się po chwili trzymania na języku, gładko i mlecznie, następnie przychodzi nieprzesadzona, przyjemna tłustość, podczas tego procesu wanilia była mniej obecna, ale także słodycz wydała się nie tak straszna. Powstałe, gęste, muliste błotko nie znika tak szybko, następnie zostawia po sobie drobinki. Nie ma ich dużo, są słodkie i twardo - gumowe, kleją się do zębów i ogromnie tym denerwują 


Całość jest bardzo mleczna, bardzo słodka i waniliowa, pomijając kawałki, które zawiera, aksamitnie gładka i tłustawa. Trzeszcząco - oblepiająco - zalepiająca. Trochę nie wiem co o niej myśleć, smaczna, mimo przeogromnej słodyczy, która chyba jest nieunikniona w pospolitych białych czekoladach, wskoczyła do mojej czołówki (białych), niewymagająca i zasładzająca, ale nugat zbyt mnie irytował, były takie chwile, że wręcz przeszkadzał. Jednak mogłabym ją kiedyś powtórzyć, lecz sama z siebie ponownie pieniędzy nie wydam ;)


Ocena: 4/6 (takie solidne :))
Cena: 5.99
Gdzie Kupiłam: Alma
Kaloryczność: 535/100g


Podobał Ci się wpis? Masz odmienne zdanie, a może jakieś rady? Chętnie posłucham wszystkiego i wszystkich z osobna. Będzie mi miło, gdy zostawicie ślad swojej obecności ;)