Broniłam się przed batonami od Sante długo, mijałam w niejednym sklepie i wzruszałam ramionami. W końcu trafiły do biedronki, 4 minuty od domu, w dodatku wyłożone zostały tuż przy kasie, nad Bueno, Niespodzianką i Joy od Kinder, Lionem i oklepanymi smakami KitKat. Stanęłam w kolejce, wyłożyłam zakupy i biegałam wzrokiem po otaczających mnie produktach, znam znam znam, gałki oczne zatoczyły koło, po sekundzie jednak wróciły na różowe opakowanie, GO ON na srebrnym tle raziło po oczach. Ręka uniosła się sama, dłoń była coraz bliżej, rozum zaczął analizować - jakie oceny zbierały w blogosferze, który okrzyknięty został najlepszym, było już za późno, Cocoa + Inulin wylądował pomiędzy mlekiem a Sunbites, którym postanowiłam dać drugą szansę. Przegrałam z marketingiem, znowu.
Baton przyniesiony do domu trochę leżakował, jednak nie tak długo jak większość posiadanych przeze mnie słodyczy. Nadszedł dzień konsumpcji, z głowy wymazałam uprzedzenie i otworzyłam opakowanie - nie było ono ani nadzwyczaj ładne, ani odrzucające. Sprawa nie miała się inaczej w środku, średniej wielkości, nie tak lekka bryłka z wierzchu była ciemna i pofalowana. Do tego momentu było w porządku, niestety zniechęcił i przestraszył mnie zapach, początkowo nie jest najgorszy, ale im bliżej nosa się znajduje i im dłużej go czujemy tym jest gorzej, wręcz tragicznie!
Konsystencja, tak jak się spodziewałam, jest dziwna, stawia lekki opór, jednak kroi się dość miękko, gąbczasto choć twardawo, gumowo - nugatowo. Czekolada położona została cienką warstwą, trudno się oddziela. Okazała się taka, na jaką wskazywał kolor, gorzkawa, delikatnie nawet kwaskowa, tłusta, ale raczej delikatnie, podczas rozpuszczania można wyłapać obecny pierwiastek słodyczy. Za drugim podejściem, a raczej kawałkiem było lepiej, bo kakaowo.
Nadzienie to prawdziwa guma, w pierwszym gryzie słodka na poziomie idealnym, nieprzesadzonym, niestety niekakaowa w każdym calu. Następny gryz ukazał potężną słodzikowość, jakby kawowo - orzechowy aromat i nadal zero brązowego proszku. Posiadała także szczyptę czegoś naprawdę dziwnego, jakby przypalonego(?), trudnego do określenia. Jeszcze raz ugryzłam baton, rwie się on i wygina, mięknie w buzi, powoduje, że ślinianki pracują na pełnych obrotach, niestety nie dlatego, że jest tak smaczny. Wnętrze było delikatnie proszkowe, szczyptę kakao czułam jedynie za sprawą otoczki, słodycz natomiast stała wysoko, lecz jeszcze nie kwalifikuje się do przesłodzenia. Niestety tak naprawdę nie wiem co jem, nie potrafię tego określić, jakby był to mój pierwszy wpis. Całość nie jest obrzydliwa, ale na maksa dziwna, zbyt jakby słodzikowa, je się go długo, co zawdzięczamy gumowej konsystencji, a obiecywane kakao mnie nie zadowala. Na koniec słodycz króluje, goryczkowata otoczka zostaje zabita.
Ma głupota nie ma grani, kilka dni po zakupie Cocoa+Inulin, a jeszcze przed spróbowaniem tego wariantu przyniosłam do domu Wanilię, brawo ja, oby okazała się lepsza.
Ocena: 3/6
Cena: ?
Gdzie Kupiłam: Biedronka
Kaloryczność: 434/100g
217 kcal w batonie