Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zagraniczne Słodycze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zagraniczne Słodycze. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 lipca 2016

Thorntons, Classics Milk, Dark & White (DARK & WHITE)

Hej hej, jesteście tu jeszcze?
Więcej komentarzy było jak zaczynałam :D

Miałam napisać w niedzielę, ale zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, byłam pewna, że jest sobota, poważnie :D

Zapraszam was na drugą część Pralinko - czekoladek od Thorntons. Jak pewnie pamiętacie (lub nie czytaliście :D) niby bezpieczna otoczka, a jednak fajerwerków nie było. 

Czy teraz będzie lepiej? Oby :)

Poprzednim razem zaczynałam od potencjalnie najlepszej, czekoladki do następnego wpisu ustawiłam w kolejce odwrotnej, zobaczymy co na język przyniosą :D


 Turkish Delight
Czyli dla mnie totalna zagadka, nie wiedziałam czego się spodziewać, co w Turcji jedzą? Nie sprawdziłam, może będzie to smaczna niespodzianka?
Wygląda okej, bez zachwytów, ale i nie brzydko, przekrój za to.. jak galaretka, czy to galaretka? Ciemno zielona, pod światło jednak jakby galaretkowa cola, błyszczy się i trudno oddziela. Zdrapałam otoczkę i od niej zaczęłam. Jest gorzka w sposób bardziej tani i cierpki niż kakaowy, rozpływa się na języku szybko  racząc niemałą szczyptą słodyczy. Nie można zarzucić zbytniej tłustości, suchego prochu także, mało jednak w niej było tłuszczu kakao, więcej palmowego wypełniacza. 
Co do wnętrza się nie myliłam, to nic innego jak tylko galaretka, lecz wyjątkowo obrzydliwa. 
Sztuczna, wiecie jak smakuje? Jakbym jadła odświeżacz powietrza. Całości czekolada nawet nie próbuje ratować, nie jest wybitna, a odświeżacz z żelatyną i tak wygrywa. Chcę ją już skończyć, skończyć o niej pisać, mieć to za sobą, fuj!
1/6


Chunky Caramel
(ZNÓW) Z nadzieją na coś lepszego chwyciłam za podłużny i wysoki bloczek. Poszła jako druga potencjalnie najgorsza, ponieważ kroiła się niezwykle twardo, stawiała opór i nie ciągnęła się przyjemnie gładko, zwiastowało to najgorsze - twardy karmel, ból szczęki jak po Kulkach Mars
Ciemna, przyjemna dla oka otoczka jest cienka, odchodzi z łatwością i lepiej smakuje rozpuszczona, słodsza, nadal tłusta i gorzkawa, lecz nie tak tanio cierpka. Szybko przeszłam do serca czekoladki, które spróbowałam na dwa sposoby. Za pomocą zębów - o matko jaki twardy, co to za skamielina - taka była moja reakcja. Wkleja się jakby chciał wyrwać wszystkie plomby i zerwać mi zamki, dopiero po chwili, gdy trochę namięknie daje się pogryźć, typowa okropna mordoklejka - nienawidzę ich. 
Początkowo super karmelowa, słodko - cukrowa, zabrakło palonego aromatu, była za to maślaność,  przemieniło się to jednak w cukierki Toffie. Nie chce się rozpuszczać, raczy słodyczą, a po chwili trochę mięknie i układa się na kształt języka. Karmel okazał się być nim przez chwilę, przeistaczał się w smaczną, acz niezwykle denerwującą, toffiową mordoklejkę. Czekolada rozpuszcza się w momencie położenia na języku, robi tłusty i gorzkawy podkład, znika gdzieś szybko zostawiając pomarańczowy twór na pastwę losu, które swoją drogą było już gotowe do zabawy, miększe, idealne do formowania i długiego ciumkania.
3,5/6


Coffee Cream
Białe czekoladki wyglądają ślicznie, aż chce się jeść. Jak okazało się po przekrojeniu - mamy tu do czynienia z grubaśną czekoladą, z jednej strony fajnie, z drugiej zaś marnie jest po stronie nadzienia. Otoczka nie odpada, ale daje się oddzielić, rozpuszcza po chwili trzymania w cieple jamy ustnej, a na dzień dobry raczy nas smakiem słodkiego mleka w proszku. Później ujawnia się tłustość, lecz nie obrzydliwa, następnie zaś wyraźna i sztuczna wanilia. Cukier daje o sobie znać, ale nie zawładną całością, na języku powstało fajne błotko, jednak w formie tabliczki nie chciałabym jej spotkać. Wnętrze barwy kawy z mlekiem jest miękkie, daje się zgnieść i formować lekko przy tym krusząc. Znów tłuste, pyliste, dziwne, rozpuszcza się w sposób wręcz kredowy. Bardzo słodkie, chyba najsłodsze jak do tej pory, później wysuwa się delikatna kawa, która jednak znika po krótkiej chwili, na rzecz nieśmiałego akcentu mleka. Podczas konsumowania środka z połowy czekoladki bardziej skupiała moją uwagę przezabawna konsystencja niż przesłodzony smak. Całość jest miękka, słodka, odrobinę mdła i cappuccinowa. 
3,5/6


 Hazelnut Heaven
Moje nadzieje powoli wygasały, a w orzechowej kulce widziałam ostatni cień nadziei, skoro zrobili kilka przeciętnych, a nawet powiedziałabym nie za dobrych czekoladek, to czy nie mogliby skupić się chociaż na jednej? Smak zapowiada się najlepiej, wygląda najładniej, zawiera grubą u góry warstwę odpadającej po przekrojeniu czekolady i dość pokaźną ilość nadzienia, błagam.
Miałam wrażenie, że tłusta otoczka zaraz rozpuści się w mych paluchach, zostawia na nich ślady i nie wiem czy to taki efekt placebo, ale odniosłam wrażenie, iż lepsza od poprzedniczki.
Mleczna, tłusta, nie tak chamsko i sztucznie waniliowa, mocno słodka, rozpływając się stworzyła gładkie i przyjemne błotko. 
Wnętrze dało się formować, lecz znów ubrudziło opuszki, miękko - tłuste i nie za słodkie. Wyraźnie orzechowe i choć nie była to woń zmielonych świeżych laskowców, to jednak smakowało mi. Tłuste błoto oblepia podniebienie, aż szkoda, że nie było go więcej. Cieszę się, że zostawiłam ją na koniec.
Chyba nie muszę mówić, że ta czekoladko-pralinka była najlepsza. Tłusta, ciężka, mocno słodka, lecz nie przyprawiająca o mdłości, mleczno waniliowa, miejscami orzechowa.
Nie jest to jakość powalająca, ale po tym okropieństwie (Turkish Delight) i mocnych przeciętniakach naprawdę dobrze na nią patrzę.
5=/6


Mix pralinek mogę podsumować krótko - przerost formy nad treścią. Producent chyba skupił się na wymyślaniu apetycznych nazw, zapominając o doborze składników i proporcji. Oj dużo trzeba by zmieniać.
Zawiodłam się na Thorntons, jak widać wszelkie "ciasta" znacznie lepiej im wychodzą.


środa, 29 czerwca 2016

Thorntons, Classics Milk, Dark & White (MILK)

Witam. Dziś bez zbędnych wstępów, bo wpis długi, choć i tak podzielony na dwie części. Powiem wam tylko tak: zdjęcia nie wyszły zbyt fajne, chyba za dużo tego wszystkiego, nie lubię pisać, gdy mam czegoś tyle, więc może być bez ładu i składu, wybaczcie i poznajcie czekoladki, a na drugą partię słodyczy zapraszam niedługo |:D


Na marce Thorntons jeszcze się nie zawiodłam, pamiętacie pyszne początki z gliniastymi, czekoladowymi i słodkimi  Triple layer chocolate cakes? Później nie było gorzej, słodkie, znów czekoladowe, niczym świeżo wypieczone kwadraciki Triple chocolate caramel shortcakes zdobyły (o ile się nie mylę) pierwszą na blogu, zasłużoną 7 - wyróżnienie słodyczoholika, następne w kolejce były kostki w świątecznej wersji - Festive Mini Caramel Shortcakes, nieco gorsze, choć również smaczne, w końcu szósteczkę zgarnęły. Po takich spotkaniach nie mogło być inaczej, chciałam więcej, nie zdziwi więc, że widok zestawu pralinek/czekoladek spod szyldu T, wywołał uśmiech na mej twarzy, pełni szczęścia dopełnił fakt, iż całość waży jedynie 106 gramów. Mimo niezbyt urodziwego opakowania, a już na pewno nie praktycznego - po pierwsze: zawartość może nam się nieźle poturbować i po drugie: wszystkie musimy zjeść na raz, choć dla mnie nie był to problem, ale jak wiadomo, każdy z nas jest inny :), a także niezrozumiałej prezentacji czekoladek po bokach - jedne były przedstawione w przekroju, inne już nie, do fotografowania i jedzenia podeszłam z pełnym optymizmem. 


Smaki brzmią ciekawie, są wielbiciele karmelu? - no więc prosze, truskawek? - nie ma sprawy, biała czekolada i orzechy? - nie ma sprawy, każdy powinien znaleźć coś dla siebie. 
Jak to zwykle bywa wygląd na obrazku niekoniecznie pokrywał się z rzeczywistością, choć część zawartości prezentowała się naprawę nieźle, takie "fifty - fifty" :D
Postanowiłam zacząć od części bezpiecznej, mleczna otoczka jest znacznie łatwiejsza, sprawdźmy więc co kryje w środku.



Creamy Fudge
Prezentuje się dobrze nie tylko z zewnątrz, ale i w środku, trafiły mi się dwie, liczyłam więc, że będzie smacznie. Gruba otoczka ozdobiona prążkami czekolady białej pachnie przyjemnie - słodko czekoladowo, mlecznie karmelowo, znajomo, jak zimowe (świąteczne) figurki goplany. Czekolada okazała się być mleczna i błotnista, odchodzi od nadzienia z łatwością, nie jest przesłodzona, ale nie jest też wybitna, posiada znajomy, delikatny i bliżej nieokreślony posmaczek, białej nie czuć zaś wcale. Minimalnie proszkowa, jeszcze mniej kakaowa, zniknęła szybko, pozwalając na spróbowanie jasnego środka. Miękkie, suche i mączne, te słowa idealnie charakteryzują jego konsystencję. Na początku krówkowe, później jednak wyraźnie słodkie w sposób cukrowy, lecz pudrowy, na języku rozpada się w proch. Ma znajomy i nie raz już przywoływany posmak/aromat pomarańczowy, który jednak ujawnia się tylko chwilami. Całość jest słodka, słodka i jeszcze raz słodka, po drugiej sztuce czuć to już w gardle. Mlecznie czekoladowa, po chwili wysuwa się pomarańczowy pierwiastek - czy on nie powinien być w Orange Charm? 
Nie było tragicznie, smacznie też nie, wykwintnie również, za to nieco tanio. 
3/6


Honeycomb Crisp
Również nie jest brzydka czy zdeformowana, ton jaśniejsze nadzienie nie oddziela się łatwo, lecz nie jest to niewykonalne. Gruba (takie po niej będziemy? :D) czekolada jest bardzo miękka, całkiem niezła, choć znów na końcu ma ten dziwny posmak, jest także trochę podobna do Cadbury - mleczna w sposób proszkowy  i słodka. Tutaj tworzy świetne błotko, a co dziwne - wnętrze jest twardsze od niej i od poprzednika. Tłuste, zimne, proszkowe, zero w nim miodu, mało też chrupiących, maleńkich i słodkich kryształków. Środek jest mało słodki, odrobinkę puchatkowo - kakaowy, ale niestety zimno tłusty. 
Czekoladka jest nijaka, miękka, rozpuszcza się szybko i błotniście, szybko także znika i zostawia brudne palce. Mam tylko jedno pytanie - co ja w ogóle zjadłam?
2,5/6


Strawberry Dream 
Nie wygląda imponująco, gładko się kroi, a czekolada sama się oddziela, czy blado różowy środek jest aż tak straszny, że trzeba od niego uciekać? Solidna warstwa zewnętrzna jest czysto mleczno - czekoladowa, tłuściutka, błotnista i słodka, nie najwyższej jakości, lecz najsmaczniejsza jak do tej pory - zaskakująco zadziwiające (czy mój umysł zwariował?) :D. Nadzienie odznaczało się tą samą konsystencją co Creamy Fudge, rozchodzi się na języku w sposób miękko pylisty, od razu uderza kwaskiem, później cukrem, jest maksymalnie kwaśno i słodko w tym samym czasie, to jak mieszanka wybuchowa, przy tym także mdłe, mydlane, sztuczne i co? znów znajome, czy ja jadłam aż tak okropne słodycze?
Całość łagodzi otoczka, dzięki niej jest lepiej, trochę mlecznie, mocno słodko, ale kwasek i tak się przebija, chyba liczyłam na coś lepszego.
2/6


Orange Charm
Ostatnia w tym wpisie nie bez powodu, pokładałam w niej najmniejsze nadzieje, nie przepadam za aromatem pomarańczy w czekoladzie, choć wyrób Terry's spisał się całkiem nieźle, a jak będzie tu?
Brzydka, mała i smutna, do tego spodziewałam się zupełnie innego koloru wnętrza. Wącham, wącham, plącze się nieintensywny aromat czekolady, dopiero za którymś pociągnięciem nosem gdzieś w tle delikatną, aromatyzowaną pomarańczką. Czekolada była cienka i tłusta, zostawia ślad na ustach, nie odpada sama, lecz daje się oddzielić, miękka i co tu dużo mówić, ta sama co w Honeycomb. W nadzieniu z pewnością tłuszczu nie brakowało, ale nie daje się formować, znów tak samo jak Honey..
a i znów tak samo jak wyżej wymieniona czekoladka posiada biedną ilość drobinek, lecz tym razem gumowych, niektóre po przegryzieniu okazywały się kwaskowe. Pomarańczowe? - Skądże. Tłuste, zimne, jak się lepiej wczujemy to również nutę margaryny da się wyczuć. Słodycz nie jest zbyt wysoka, a środek jest niemal identyczny jak w Honeycomb crisp - mało wyraźny.
Pralinko - czekoladka ponownie jest miękka, błotnista, tłusta i mleczna, razem, odrobinę jakby pomarańczowa, a drobinki denerwują klejąc się do zębów.
Jest jeden problem, to jest wręcz to samo co H. i w tym jest mały problem.
2,5/6


Oczekiwałam czegoś znacznie lepszego, pierwszy raz zawiodłam się na Thorntons, owszem, jeszcze przed nami cztery czekoladki, ale jak na razie nie jest dobrze. 
Tłustość, mało wyraźny smak, to chyba motyw przewodni tego produktu.
Szkoda.

Wy oceńcie sami, chcielibyście spróbować, wyglądają nieźle, prawda?


sobota, 7 maja 2016

Mondelez, Cadbury Dairy Milk Puddles Smooth Hazelnut

Fatalnych zdjęć ciąg dalszy, nie wiem jak ja je robiłam, ale nie mogę na nie patrzeć, następny wpis będzie ładniejszy, obiecuję :D


Dawno nie było czegoś niedostępnego w naszym kraju, jednak terminy zaczęły gonić, więc muszę wyjadać. 
Zaczniemy jak zwykle, według dobrze już wam znanego schematu. Ciemny, matowo - połyskujący fiolet to znak rozpoznawczy Cadbury, większą część opakowania, które swoją drogą przylega tak jak lubię, zajmuje nazwa i logo, z prawej zaś strony mieści się lekko (zakładam) nadgryziona kałuża. 
Długo nie zwlekałam, a także długo nie rozwodziłam się nad podziałem, wygląda identycznie jak 4 poprzednie (Milka Mint i Hazelnut, oraz Cadbury Mint). Zapach to fuzja mleczności i orzechów laskowych, następnie wplątuje się słodycz, aby to napisać przytrzymałam chwilę czekoladę bliżej nosa, w tym czasie zaczęła się rozpuszczać. 


Jest miękka, łatwo możemy ją spróbować, tradycyjnie inna niż Winter Edition, lecz identyczna jak reszta wyrobów C. - mleczno - proszkowa, tłuściutka, o kakao możemy nie wspominać, za to maksymalną mleczność warto podkreślić, słodycz stoi wysoko, ale tu mi to nie przeszkadza. Błotko jakie tworzy jest nieziemskie nie tylko w smaku, gęste, muliste, gładkie, nie znika szybko - ideał. Nacisnęłam górę wypustki, a nadzienie wypłynęło, tak jak było w przypadku Milek(?), tak i tu orzechowe jest bardziej płynne od Miętowego, niemal czarne i błyszczące. Gęste, lepkie, brudzi paluchy i odsłonięte pachnie jeszcze intensywniej orzechowo - czekoladowo. Okazało się mniej słodkie od otoczki, a także mniej orzechowe od Milkowej wersji, choć laskowce nadal były wyraźne, trochę takie sztucznawo - podkręcane. 


Ugryzłam całość, jest słodko i pysznie, błotniście nawet podczas działania zębami, cały czas mocno mlecznie, a po rozgryzieniu orzechowo i intensywnie czekoladowo, za minus można uznać wysoką słodycz, można też przymknąć na nią oko. 
Odebrałam ją jako lepszą od Milki za sprawą czekolady, która jest moim guru w kategorii mlecznych plebejskich czekolad. Orzechy i mleczność, mleczność i orzechy, do tego 90 gramów i dość niska kaloryczność - wszystko to składa się na takie szkolne pięć z plusem.


Ocena: 5+/6
Kaloryczność: ---->

czwartek, 7 kwietnia 2016

Mondelez, Cadbury flake vs Twirl

Znów nic nie umiem, dlaczego ja się nie uczę co? Jutro będę bić się w pierś pięć minut przed lekcją, dlaczego w domu chociaż raz nie przeczytałam notatek. Cóż, chyba nigdy się nie nauczę, ale tak mi się nie chce, tak bardzo tego nie lubię :D
Ehh, odda ktoś z was połowę chęci do czegokolwiek? Jak ja już czekam na wakacje <3
Nie przynudzam już, bo wpis i tak pewnie znów będzie późno, wrócę z, mam nadzieję, lepszym nastawieniem ;)

Dziś mam dla was kolejne porównanie, czy się z nimi polubiłam? Otóż nie, ale rozdzielać te dwa batoniki byłoby grzechem. Ktoś z was jeszcze nie miał z nimi do czynienia? Zaraz więc przekona się dlaczego.
Ich opakowania są skrajnie różne, żółty flake podłużny i wąski, to jakaś wstęga, tam napis, nawet miejsce dla kaloryczności się znajdzie. Twirl natomiast w fiolecie, mały, szeroki, a większość miejsca zajmuje giga napis. Nie wiem jak do was, ale do mnie bardziej przemawia to drugie. 


Po otwarciu obu produktów byłam świadkiem zderzenia się dwóch światów. Dwa paluszki Twirl pokryte były czekoladą, nie równo, aczkolwiek estetycznie, nic się nie pokruszyło, nic nie ucierpiało. Flake dla odmiany za sobą pociągną trylion małych, czekoladowych kawałko - okruszków, wyglądał ładnie, jak szczypka, ale wiadomym jest, że podróży nie przetrwa, szkoda. Już sięgałam po nóż, lecz ostatecznie okazał się niepotrzebny, jeden z paluszków równo i łatwo pękł pod wpływem działania siły mych jakże imponujących mięśni, drugi zaś (flake) był już przełamany. W przekroju wyglądały bardzo podobnie, niemal identycznie, ale jak spojrzymy jeszcze raz to dostrzec można więcej przestrzeni pomiędzy warstwami u f. 
Zaskakująco szybko przeszłam do etapu wąchania, pachną, uwaga, "łaaał" znów podobnie, intensywnie, typowo proszkowo, słodko, a na konto wysokiej mleczności nawet odrobinę nie kakaowo. 
Próbowanie zaczęłam od flake, jadłam już oba, ale wygląda  o wiele ciekawiej, zdecydowanie bardziej mnie do niego ciągnęło. Czekolada nie stawia najmniejszego oporu, ugryzłam więc z łatwością, a ona zaczeła kruszyć się na wszystkie strony, no nie powiem, że nie jest denerwujące. Jest to typowa Cadbury jednak (co chyba zawsze będę powtarzać) inna niż w Winter Edition. Mleczna w sposób proszkowy, słodka, ale uwaga, nie odebrałam tego tak bardzo(?), raczej nie odebrałam tego źle, nie było zbyt. Kakao nie ma co wspominać, lecz za sprawą formy podania lekko jakby zmienił się jej smak, jego odbiór. Warstwy rozpadają się na języku i nadają całości czegoś innego, interesującego, lepszego. 
Kawałek położony na języku rozpuszcza się szybko, ale nie błyskawicznie, nieidealnie gładko, nawet powiedziałabym proszkowo, krucho i początkowo sucho. Z chwilą robi się trochę słodziej, ale i tak było zdecydowanie mniej cukru niż zazwyczaj, mleczniej i przyjemnie tłusto. Powstaje gęsto bagienko, które jednak znika szybko. 


Rozprawiłam się z jednym, przyszedł więc czas na Twirla. Warstwa zewnętrzna jest cieniutka, nie da się jej oddzielić. Raz dwa ugryzłam paluszek i poczułam różnicę, poważnie. Nie wiem jak, za sprawą czego, ale od razu ją poczułam. A czym się różnią? Tak naprawdę? To  trudno powiedzieć, dajcie mi chwilę. 
Nie kruszy się, rozwarstwia na języku, podoba mi się. Znów nie jest za słodko, znów proszkowo mlecznie, jest także krucho i sucho, ale wyczuwam pierwiastek kakao, takiego puchatkowego, ale idealnie tu pasuje. 
Jest smacznie, a struktura jest genialna, już podczas jedzenia za pomocą zębów rozpływa się. 
Rozpuszcza się szybciej od poprzednika, lecz podobnie, łagodniej z zewnątrz i tłuściej, później natomiast bez zmian, powstałe błotko jest gęste i pyszne, choć i tak wolę gryźć batonik. 
Czas więc na krótkie podsumowanie, zwięźle i na temat. Bardziej smakuje mi Twirl, nie kruszy się tak, obecne kakao nie jest gorzkie i intensywne, ale pasuje do niego i nadaje tego czegoś. 
W obu jednak jest delikatnie, mlecznie, pysznie i tak szczypkowo :D


Flake 4,5/6 
535kcal/100g
137 kcal w batoniku

Twirl 5/6
535kcal/100g
198 kcal dwóch paluszkach 


Skład flake i nie wiem czy nie pokręciłam czegoś z kalorycznością Twirla, więc jak coś to nie ja hahah :D

czwartek, 31 marca 2016

Mondelez, Cadbury Creme Egg

Co za tragiczna pogoda, nienawidzę takiej, siedzę w szkole patrzę przez okno, widzę słońce, super, można wyjść, w końcu włożę rolki po zimie, zdjęcia ładne wyjdą, humor od razu lepszy, same plusy. 
Ostatni dzwonek, zakładam buty, lżejszą kurtkę, ale nie, nie mogę iść rozpięta, nie mogę biec do domu jak na skrzydłach, bo ciężkie ciemne chmury wiszą nad głową, chłodny wiatr przeszywa mnie od stóp aż po czubek głowy, przez taką pogodę snuję się po chodniku jakbym była co najmniej 20 kilogramów cięższa.
.....<tu dopowiedzcie sobie resztę historii, bo nie mam czasu>...
Dobra, koniec bo już późno, a mnie zaraz zabije czkawka, a jak nie ona to sama pójdę po pistolet bo czkam(?) już dobre pół godziny.

Jajeczno - figrukowy plan został zmiażdżony, wpisy z jaskrawych i kolorowo pastelowych opakowań skończyć się miały wczoraj wieczorem, albo dokładniej dziś wieczorem ostatni miał być zmieniony ze strony głównej przez coś mniej słodkiego, ale plan wziął w łeb i przede mną, jak i wami jeszcze 3 słodko jajeczne paczki, dam nam jednak odpocząć, przynajmniej tydzień :D


To opakowanie podoba mi się już dużo bardziej niż żółć z wczorajszego wpisu, intensywne barwy, napis i dynamika, totalne przeciwieństwo tego co mi się podoba (czarne, matowe, stonowane), ale skutecznie przykuwa wzrok. Otworzyłam je wspomagając się nożyczkami, jednak żeby nie było - ja i me muskuły dalibyśmy radę, pozytywnie zaskoczyło mnie to co zobaczyłam, osiem kolorowych pazłotek, w które zawinięte były duże jajka, przygotowana byłam na sztuki luzem wrzucone do paczki. Odwinęłam jedno z nich rwąc przy tym delikatne sreberko, oczy dostrzegły całkiem ładne zdobienie, logo Cadbury po dwóch stronach, któremu towarzyszyły dwie gwiazdki. Przed rozkrojeniem przybliżyłam je do nosa, pachnie typowo proszkowo mlecznie, za co odpowiedzialny jest biały proszek, tu nie ma zaskoczenia. Oddziela się łatwo, nie tylko połówki, ale i czekolada, a także środek. Naprawdę bardzo gruba otoczka skrywa dwukolorowe wnętrze, prawdziwie jajeczne. 


Zdziwiło mnie to, że pierwsze, które rozdzieliłam było suche, konsystencji znienawidzonego marcepanu, albo raczej suchej, jednak wciąż wilgotnej krówki, a dopiero drugie takie, na jakie się nastawiłam - gęste, chyba nawet jeszcze nie mogę nazwać go półpłynnym, lepkie i lekko ciągnące. No dobra, próbujemy. 
Daruję sobie opisywanie maksymalnie mlecznej, błotnistej, słodkiej czekolady, bo jet taka jak w dużej większości produktów Cadbury, ma charakterystyczny smak mleka w proszku. Po więcej możecie cofnąć się do innych recenzji, ale podkreślam nie do Winter Edition, gdyż trochę się różnią. Od suchego nadzienia oddziela się idealnie. Proszkowe, i cukrowe, poprawka, w smaku bardzo cukrowe. Obie części mają taką samą konsystencję, są tak samo ziarniste, ale mam wrażenie, że biała ma nieco mniej cukrowego smaku, co jednak nie znaczy, że o mega słodyczy możemy zapomnieć. Struktura ta jest ciekawa, ale nie genialna. 
Oblizałam palce i wzięłam się za kolejne, tym razem płynniejsze jajo. Z odseparowaniem czekolady już nie było tak prosto, a palce podczas tej próby oblepiły się nadzieniem, już wolę poprzednie. 



Zaczęłam od najjaśniejszego elementu, którego w obu nadzianych przypadkach (dla jasności przypomnę: a'la krówka i gęste półpłynne) jest znacznie więcej. Gęste,  słodkie, proszkowe, tak jakby osadza się na języku, no dziwne, dziwne. Znów wyłapałam różnicę pomiędzy kolorami, czy to wymysł mojej wyobraźni? Jest aż tak bujna? Pomarańczowe znów jest ciut mocniej cukrowe, ma bliżej nieokreślony posmak, trochę taki bez wyrazu, nieco może sztucznawy, ale wciąż obie części w smaku lepsze są niż te wyschnięte, które choć interesowały teksturą, to sprawiały wrażenie skoncentrowanych, jakby cukier skrystalizował się z większej powierzchni. 
Całość z jednej strony jest super mleczna, gruba otoczka łatwo ulega zębom, jest przyjemnie i smacznie, z drugiej zaś glutowo - proszkowo/sucho-krówkowo(to akurat całkiem mi się podoba)-marcepanowo w konsystencji, a strasznie nieprzyjemnie cukrowo w smaku. 
Części te są oddzielne, niespójne, jedno sobie drugie sobie. Za sprawą grubej warstwy (za co bardzo dziękuję) przeważa czekolada, jej mleczność i błotko wprost uwielbiam, lecz nie cały czas jest kolorowo, gdyż musiały pojawić się momenty, kiedy środek dochodził do głosu, wylewał się na język, bądź zwyczajnie odsłaniał się, wchodził pod ząb sam, bez osłony, wtedy dawał po kubkach smakowych cukrowością, smakiem typowym dla lukru, raz niezastygłego, później w postaci już zaschniętej. Nie umiem powiedzieć, nie pamiętam, których trafiło się więcej. 
Nie wiem co z z nimi zrobić, poważnie, czekolada uratowała całość, nadzienie było na drugim miejscu, jednak muszę pod uwagę wziąć jego smak. To wyliczanka.. Wpadła bomba...
Co ja gadam, niech będzie w połowie skali. 


Ocena: 3/6
Kaloryczność: 460/100g



środa, 30 marca 2016

Mondelez, Mini Eggs Milka vs Cadbury

Już trzeci raz skasowałam wstęp do dzisiejszej notki, kolejny raz myślę jak zacząć, już jakiś czas sporą trudność sprawia mi napisanie wprowadzenia do wpisu, kilka razy chciałam wylać to co czuję, ale wiem, że lepiej nie przekraczać granicy. Co zrobić, co zrobić, od jutra chciałabym wkroczyć w nowy etap mojego krótkiego, piętnastoletniego życia, nie będę nic mówić, ale moja mała, internetowa rodzinko, trzymajcie za mnie kciuki, może kiedyś podsumuję to wszystko co się u mnie działo? Kto wie, kto wie? Najważniejsze to nie stać w miejscu, wprowadzać zmiany, mam przeogromną nadzieję, że coś mi się uda, jak nie to, ugh...
Dobra.. Koniec i tak szykuje się długi wpis, mam dla was porównanie, dopiero drugie na blogu, ale uwierzcie mi, strasznie ich nie lubię :)

Jak tylko słyszę "recenzje zbiorcze" myślę o Szpilce, ktoś wie co się z nią dzieje, zniknęła bez pożegnania, mam nadzieję, że wszystko u niej okej. 

Może zacznijmy od Milki, później wersja spod zagranicznego szyldu, a na koniec krótkie podsumowanie, może być? :D


Opakowanie jajek jest urocze (ciekawe ile razy w tym tygodniu to powiedziałam?), uspokajający fiolet, który wraz z cieniutkimi paskami tworzy coś na wzór drewna, jakby drewnianych drzwi, tak? Dobrze to interpretuję? W środku nich (znaczy tych, załóżmy, drzwi) wydrążono jajo, a tam? Zresztą, sami spójrzcie,  słodycz sama w sobie (hoho, skoro tak się zaczyna to nie chcę nawet pomyśleć o smaku :D). Otworzyłam je za pomocą nożyczek, choć wiem, że ja i moje muskuły poradzilibyśmy sobie bez problemu, z plastiku buchną intensywny zbliżyłam nos do plastiku, matowe, blade a'la M&M's nie tylko wyglądały niepozornie, tak samo pachniały, cukrowo, lecz bardzo delikatnie, w pośpiechu wręcz niezauważalnie. Draże pokryte zostały białym prochem, który przywiódł mi na myśl mąkę, bądź cukier puder, ale zważając na to co mam przed sobą... Stawiam na to drugie :D Zęby poszły w ruch, czas oddzielić skorupkę. 


Daje się odseparować, lecz małymi kawałkami, przy tym puszcza kolor i barwi palce. Gruba, solidna, naprawdę porządna osłona mocno chrupie, daje fajny efekt i zabawę w postaci trzeszczenia w zębach, jednak nie smakuje dobrze, miałam tylko nadzieję, że w całości nie będzie jej czuć. Bardzo słodka, cukrowa i paradoksalnie niemal bezsmakowa, poważnie, wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale czułam cukier, zero smaku, tylko cukrowo-pudrowa słodycz. Mimo, iż wydaje się, że wszystkie są takie same biała w moim odczuciu była najdelikatniejsza i ciut mniej słodka. W końcu dostałam się do wnętrza w postaci czekolady. Miękka, orzechowo - mleczna, bardzo dobra, kremowa i.. no tak, niemiecka, a to się czuje od pierwszego gryza.  Całość jest chrupiąca z zewnątrz, lecz odzywa się to cały czas, miękka w środku, bardzo słodka, mocno mleczna, jednak nie oszukujmy się, bez szału. 
Położyłam jajko na języku i czekałam, otoczka puściła barwnik, stała się gładka i śliska, czekałam więc dalej, zrobiło się cukrowo, a ona zaczęła się rozpuszczać, chwilę to trwało, w końcu pękła. Uwolniła się czekolada, wypadła jak zza kratek i zrobiła gęste błotko, mleczne, słodkie, ot zwyczajna, smaczna mleczna czekolada. 
Oczywiście, jak pewnie już wiecie, prawie wszystkie jajka zjadłam za pomocą zębów, korzystajmy póki jeszcze możemy!, niby było fajnie, bo chrupiąco, bo jak za dzieciaka, ale także cukrowo i nudząco. 
Skorupka wygrała z czekoladą zdecydowanie, środek pokonany, leży na deskach ringu i kona.


Ocena: 3,5/6
Cena: nie mam pojęcia :)
Gdzie Kupiłam: Rossman
Kaloryczność: 495/100g



...a few days later...
Tak jak u poprzednika zacznijmy od opakowania, po pierwsze to podoba mi się znacznie mniej, po drugie brakuje mi tu ciemnego fioletu, po trzecie żółty przeważający na plastiku zupełnie do mnie nie przemawia i po czwarte.. po czwarte.. chwila, dajcie mi chwilę..Ach tak, wielkość niby ta sama, a gramatura zmniejszona została o równe dziesięć gramów (nie wspomniałam Milka=100g, Cadbury zaś, policzmy, równe 90).
Rzut okiem na kaloryczność, idealnie równa się Milkowej, a smak? Czy również będzie identyczny? Nie będę kłamać, czego innego się nie spodziewam. Znów wspólnie z nożyczkami otworzyłam paczkę, przywitało mnie 28, chyba odrobinkę większych, jasnych i matowych jajek. Te same kolory, lecz tym razem nakrapiane prezentowały się o wiele lepiej i mimo tej samej, pudrowej otoczki, nie zostawiały pyłku na opuszkach. Jeszcze tylko zaciągnęłam się o dziwo przyjemnym zapachem, dziwnie cukrowym, lecz jakby waniliowym, ekhem wanilinowym, takim jaki ma aromat do ciasta, ale nie było to duszące. 
Kolejną różnicą jaką wyłapałam była twardość, draże od C. stawiały większy opór podczas krojenia, nie była to jednak różnica kolosalna. 


Skorupka pęka po nagryzieniu, trzeszczy i chrupie, podczas tego czekolada oblewa podniebienie mlecznością i mimo działania zębami tworzy błotko. Jest słodko, ale nie zabójczo, jest także lepiej niż w Milkowej paczce, poczułam to od razu, lecz muszę też wspomnieć, że nadal obie wariacje lepsze są od lentylek obecnych w dużym jaju. Solidna i twarda skorupka nie ulega zębom łatwo, tak samo szybko się odbarwia i brudzi paluchy. Poza cukrowością nie posiada smaku, a między kolorami nie odnotowałam najmniejszej różnicy, we wnętrzu również. W każdym jest miększe od tabliczkowej czekolady, wciąż jednak zwarte i stałe, niezwykle mleczne, wydaje się także nieprzesłodzone i w sam raz tłuste. Jednak chyba i tak najlepsze jest rozpływanie, proces zachodzi szybko, przebiega przyjemnie, nikogo nie powinno zdziwić powstałe błotko, gęste i gładkie. Czekolada okazała się inna niż w Winter Edition, ale nie jestem w stanie stwierdzić czy znacząco lepsza, z pewnością nie gorsza, co to to nie. 
Całość uznać można za smaczną, lepszą od Milkowej, ale wciąż nudną i za słodką, co zawdzięczać możemy cukrowej skorupce. 
Chrupiąca, a przy tym błotnista i miękka, mleczna i słodka, smaczna, ale nie może dostać więcej niż pół punktu nad M., a te z kolei nie mogą stanąć na trzecim stopniu podium, nie zasługują na czwórkę. 


Ocena: 4/6
Kaloryczność: 495/100g



W sumie to podsumowanie jest tu zbędne, wszystko co trzeba (mam nadzieję) zostało powiedziane. Jeśli patrzymy na opakowanie, które ma pasować do, na przykład, prezentu to wybierajmy Milkę, jeśli zaś chcemy jajkami udekorować ciasto, babeczki, lub jakikolwiek inny deser to radzę sięgnąć po Mini Eggs spod logo Cadbury. Także smak tych drugich będzie lepszy, jednak nie płaczmy, że oblegają półki za granicami naszego kraju. 

czwartek, 24 marca 2016

Mondelez, Cadbury Dairy Milk Winter Edition

Czy tylko ja nie lubię gdy ktoś krzyżuje moje plany, nawet nie tyle zmienia je, bo lubię też trochę spontaniczności, ale gdy ktoś mi przeszkadza to mnie tak irytuje... Siadam sobie wygodnie na łóżku, zagrzebuje się pod kołdrą, układam poduszkę tak, aby nigdzie mnie nie gniotła, kładę laptopa na kolanach, podłączam słuchawki i nagle słyszę jak ktoś mnie woła. No nie!  
Miałam się dziś rozwinąć, siadłam do pisania wcześniej, ale oczywiście musiałam wstać i jak zwykle mam niecałe pół godziny, jak się wyrobię to będzie cud!
Ach no i brawo ja. Wczoraj pisałam wam o tym, że psuje mi się klawiatura, a dokładniej spacja nie działa, postanowiłam ją naprawić, a co? Ja nie potrafię, no chyba jednak nie, delikatnie, aby go nie połamać, zdjęłam przycisk, ukazało mi się morze okruszków, rozpuszczonej od ciepła czekolady, kurzu, o fuj, nie chcę dłużej pamiętać tego widoku, dlatego zanim przejdę do sedna mam dla was radę, dzieci, młodzież, dorośli, nie jedzcie przed laptopem, jeśli chcecie, aby wasza klawiatura dobrze służyła, a także jeśli nie chcecie mieć obrzydliwej kurzowej traumy :D
No więc wracając, zdjęłam przycisk, wyłamałam jakiś zawias, w dodatku teraz nie umiem go włożyć z powrotem, a szkoda mi czasu na zabawę, teraz piszę używając jednego małego guziczka i czuję się jakbym miała przed sobą nie swój laptop. Eh mój staruszek chyba sam prosi się o nowszy model, ale póki jeszcze działa... :DDD

                                                                                                         
Krótko, zwięźle i na temat, to mój dzisiejszy motyw przewodni, aby było jak najmniej spacji.. To po co to piszesz debilu, lepiej od razu przejdź do produktu... :D No właśnie.
Co tu robi czekolada z choinkami, przecież niedawno mówiłam o jajkach? A co? Na wiosnę rosną kwiatki, drzewa znów stroją się w liście, a choinki mają ładną, młodo zieloną barwę, przyjmijmy więc, że na ciemno granatowym opakowaniu nie ma napisu "Winter Edition" wtedy wszystko będzie grało jak trzeba :D
Kolejny wyrób Cadbury, ale co poradzę, naprawdę lubię słodkości spod tego szyldu, jeszcze nie przepadłam w lepszych tabliczkach aż tak jak niektóre z was i jak na razie nie przeszkadza mi to zbytnio :)
Zboczyłam trochę z tematu, ale udało mi się włożyć spację, więc jest lepiej xD Jestem Mistrzem. Opakowanie nie tylko podoba mi się ze względów wizualnych, ale także idealnie przylega do tabliczki, a to uwielbiam i sobie cienię,  przy tym łatwo jest ją z niego wyswobodzić, nie przykleiła się jak mucha do lepu. 


Kolejny przykład Milkowego podobieństwa, nie wiem, w którym opakowaniu pojawiła się jako pierwsza, ale czekolada podzielona została na choinkowe kostki każdemu już znane, barwy ułożone naprzemiennie, trochę oszukane, bo jasne polane są tylko na górze, zajmują 12% całości, ja byłam na to przygotowana, a wy? Łaciata tabliczka podzielona na choinki, zaczynamy?
Bardzo miękka, łamie się łatwo, po części gnąc, nieco przy tym kruszy, powtórzę, jest naprawdę bardzo miękka, wychodzi to zarówno podczas dzielenia, jak i jedzenia, dużą trudność sprawiło mi odseparowanie warstw.  Jeszcze zanim kawałek powędrował do buzi, przyłożyłam go do nosa, pachnie jak typowy produkt Cadubry, mlecznie w sposób proszkowy, słodko, uzależniająco.  
Zęby wbijają się w mleczny wyrób bez najmniejszego problemu, rozpływa się błyskawicznie, aksamitnie, gładko. Jest błoga, maksymalnie mleczna na rzecz sprowadzenia kakao do poziomu zero i słodka, lecz nie jest to (dla mnie) zabójcze. 


Wspólnie z zaprzyjaźnionym nożem zeskrobałam biały twór, podczas tego ciemniejszy zaczął rozpuszczać się w palcach. Jasna siostra okazała się dużo słodsza i znacznie tłustsza, znów delikatna, jedwabista, nawet nieco waniliowa, ale pierwsza para (słodycz z tłuszczem :D) sprawiła, że nie odebrałam jej tak jakbym chciała. W całości czuć ją było bardzo słabo, mleczna przeważała ilością, a co za tym idzie dominowała swoim smakiem. Było super mlecznie, słodko, aksamitnie, błotko powstaje już podczas gryzienia, gęste i muliste. Smacznie, ale zwyczajnie, zawiodłam się białą czekoladą, której nie chciałabym jeść w postaci całej tabliczki. 
Jeśli jesteś osobą, która lubi Cadbury, mleczność ich produktów, słodycz Ci nie przeszkadza, a nudne (proste) tabliczki nie są straszne, to produkt dla Ciebie :)
Ja zjadłam ze smakiem, ale czy jest to coś co warto powtarzać? Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie. 


Ocena: 5-/6
Kaloryczność: --->

czwartek, 17 marca 2016

McVitie's, Flapjack by Hobnobs Milk Choc

Drugi z rzędu wpis lekki, łatwy i przyjemny, odgrzebany z tysiąca notatek, zjedzony (produkt, nie wpis :D) jakoś na początku grudnia, ups... :D 
Kubuś Puchatek mówi myśl, myśl, myśl, a co jeśli nawet to nie przynosi pożądanych efektów, a wstęp wychodzi tak beznadziejny jak prezent od babci rodem z amerykańskich filmów..
Co robić, co robić.. 
Idę czytać, nie męczę was dłużej.


Jak zwykle pakowane po kilka, tym razem na tekturowej tacce, w cienkiej folii znalazło się 5 małych batoników(?), każdy miał swoje oddzielne ubranko, będące pomniejszoną wersją opakowania zewnętrznego. Pomrańcz i błękit, uboga grafika, ograniczająca się do gigantycznego napisu w ozdobnej czcionce, niby wszystko okej, nie jest napszczone jak na pchlim targu, ale te kolory jakoś do mnie nie przemawiają. Nie dumałam długo tylko przeszłam do środka, równy prostokąt o złocistym spodzie i pofalowanym wierzchu pachnie słodko, a także (nie wiem skąd mi się to wzięło) nieco napojem Cappuccino, czekolada nawet nie próbuje dojść do głosu, jakby jej nie było. Nasza sztuka kroi się łatwo i miękko, nie sypie przy tym okruszkami na wszystkie strony, a jedynie delikatnie kruszy. 


Cienka czekolada nie daje się oddzielić, odchodzi razem z płatkami, podczas rozpuszczania okazała się proszkowa, mocno mleczna i słodka, a także jakby nieco sztuczna. W tle wyczułam mleko w proszku, a kakao? Tego pana(?) tu nie spotkamy. Uformowany zlepek nie stawia oporu zębom, ugryziony rozpada się w ustach, kompletnie nie zbity, jakby w ogóle nie ugnieciony w formie, ktoś chyba zrobił to na odwal :D
Suchy, trochę żujkowy, do tego zostawia na języku dziwną, niezbyt przyjemną "mączkę". Słodki, lecz w sam raz, gdzieniegdzie coś próbuje chrupnąć, ale jest to bardzo słabe. 
Głównie czuć płatki owsiane, czekoladę bardzo słabo, równie dobrze mogłoby jej nie być, a pewnie i tak nikt nie zauważyłby różnicy. Jest słodko, proszkowo - mącznie, trochę sztucznie, jako wisienka na torcie zostawia dziwne coś w gardle, posmak niezidentyfikowany, jakby ukrytą cukrowość. 
Gdyby nie miękka, żujkowo - gumowa struktura byłoby lepiej, a tak? 
Zjadłam bez obrzydzenia, ale nie chciałabym więcej. 


 Ocena: 2/6
Kaloryczność: 440/100g
154 kcal w sztuce


Podobał Ci się wpis? Masz odmienne zdanie, a może jakieś rady? Chętnie posłucham wszystkiego i wszystkich z osobna. Będzie mi miło, gdy zostawicie ślad swojej obecności ;)