Hej hej, jesteście tu jeszcze?
Więcej komentarzy było jak zaczynałam :D
Miałam napisać w niedzielę, ale zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, byłam pewna, że jest sobota, poważnie :D
Zapraszam was na drugą część Pralinko - czekoladek od Thorntons. Jak pewnie pamiętacie (lub nie czytaliście :D) niby bezpieczna otoczka, a jednak fajerwerków nie było.
Czy teraz będzie lepiej? Oby :)
Poprzednim razem zaczynałam od potencjalnie najlepszej, czekoladki do następnego wpisu ustawiłam w kolejce odwrotnej, zobaczymy co na język przyniosą :D
Turkish Delight
Czyli dla mnie totalna zagadka, nie wiedziałam czego się spodziewać, co w Turcji jedzą? Nie sprawdziłam, może będzie to smaczna niespodzianka?
Wygląda okej, bez zachwytów, ale i nie brzydko, przekrój za to.. jak galaretka, czy to galaretka? Ciemno zielona, pod światło jednak jakby galaretkowa cola, błyszczy się i trudno oddziela. Zdrapałam otoczkę i od niej zaczęłam. Jest gorzka w sposób bardziej tani i cierpki niż kakaowy, rozpływa się na języku szybko racząc niemałą szczyptą słodyczy. Nie można zarzucić zbytniej tłustości, suchego prochu także, mało jednak w niej było tłuszczu kakao, więcej palmowego wypełniacza.
Co do wnętrza się nie myliłam, to nic innego jak tylko galaretka, lecz wyjątkowo obrzydliwa.
Sztuczna, wiecie jak smakuje? Jakbym jadła odświeżacz powietrza. Całości czekolada nawet nie próbuje ratować, nie jest wybitna, a odświeżacz z żelatyną i tak wygrywa. Chcę ją już skończyć, skończyć o niej pisać, mieć to za sobą, fuj!
1/6
Chunky Caramel
(ZNÓW) Z nadzieją na coś lepszego chwyciłam za podłużny i wysoki bloczek. Poszła jako druga potencjalnie najgorsza, ponieważ kroiła się niezwykle twardo, stawiała opór i nie ciągnęła się przyjemnie gładko, zwiastowało to najgorsze - twardy karmel, ból szczęki jak po Kulkach Mars.
Ciemna, przyjemna dla oka otoczka jest cienka, odchodzi z łatwością i lepiej smakuje rozpuszczona, słodsza, nadal tłusta i gorzkawa, lecz nie tak tanio cierpka. Szybko przeszłam do serca czekoladki, które spróbowałam na dwa sposoby. Za pomocą zębów - o matko jaki twardy, co to za skamielina - taka była moja reakcja. Wkleja się jakby chciał wyrwać wszystkie plomby i zerwać mi zamki, dopiero po chwili, gdy trochę namięknie daje się pogryźć, typowa okropna mordoklejka - nienawidzę ich.
Początkowo super karmelowa, słodko - cukrowa, zabrakło palonego aromatu, była za to maślaność, przemieniło się to jednak w cukierki Toffie. Nie chce się rozpuszczać, raczy słodyczą, a po chwili trochę mięknie i układa się na kształt języka. Karmel okazał się być nim przez chwilę, przeistaczał się w smaczną, acz niezwykle denerwującą, toffiową mordoklejkę. Czekolada rozpuszcza się w momencie położenia na języku, robi tłusty i gorzkawy podkład, znika gdzieś szybko zostawiając pomarańczowy twór na pastwę losu, które swoją drogą było już gotowe do zabawy, miększe, idealne do formowania i długiego ciumkania.
3,5/6
Coffee Cream
Białe czekoladki wyglądają ślicznie, aż chce się jeść. Jak okazało się po przekrojeniu - mamy tu do czynienia z grubaśną czekoladą, z jednej strony fajnie, z drugiej zaś marnie jest po stronie nadzienia. Otoczka nie odpada, ale daje się oddzielić, rozpuszcza po chwili trzymania w cieple jamy ustnej, a na dzień dobry raczy nas smakiem słodkiego mleka w proszku. Później ujawnia się tłustość, lecz nie obrzydliwa, następnie zaś wyraźna i sztuczna wanilia. Cukier daje o sobie znać, ale nie zawładną całością, na języku powstało fajne błotko, jednak w formie tabliczki nie chciałabym jej spotkać. Wnętrze barwy kawy z mlekiem jest miękkie, daje się zgnieść i formować lekko przy tym krusząc. Znów tłuste, pyliste, dziwne, rozpuszcza się w sposób wręcz kredowy. Bardzo słodkie, chyba najsłodsze jak do tej pory, później wysuwa się delikatna kawa, która jednak znika po krótkiej chwili, na rzecz nieśmiałego akcentu mleka. Podczas konsumowania środka z połowy czekoladki bardziej skupiała moją uwagę przezabawna konsystencja niż przesłodzony smak. Całość jest miękka, słodka, odrobinę mdła i cappuccinowa.
3,5/6
Hazelnut Heaven
Moje nadzieje powoli wygasały, a w orzechowej kulce widziałam ostatni cień nadziei, skoro zrobili kilka przeciętnych, a nawet powiedziałabym nie za dobrych czekoladek, to czy nie mogliby skupić się chociaż na jednej? Smak zapowiada się najlepiej, wygląda najładniej, zawiera grubą u góry warstwę odpadającej po przekrojeniu czekolady i dość pokaźną ilość nadzienia, błagam.
Miałam wrażenie, że tłusta otoczka zaraz rozpuści się w mych paluchach, zostawia na nich ślady i nie wiem czy to taki efekt placebo, ale odniosłam wrażenie, iż lepsza od poprzedniczki.
Mleczna, tłusta, nie tak chamsko i sztucznie waniliowa, mocno słodka, rozpływając się stworzyła gładkie i przyjemne błotko.
Wnętrze dało się formować, lecz znów ubrudziło opuszki, miękko - tłuste i nie za słodkie. Wyraźnie orzechowe i choć nie była to woń zmielonych świeżych laskowców, to jednak smakowało mi. Tłuste błoto oblepia podniebienie, aż szkoda, że nie było go więcej. Cieszę się, że zostawiłam ją na koniec.
Chyba nie muszę mówić, że ta czekoladko-pralinka była najlepsza. Tłusta, ciężka, mocno słodka, lecz nie przyprawiająca o mdłości, mleczno waniliowa, miejscami orzechowa.
Nie jest to jakość powalająca, ale po tym okropieństwie (Turkish Delight) i mocnych przeciętniakach naprawdę dobrze na nią patrzę.
5=/6
Mix pralinek mogę podsumować krótko - przerost formy nad treścią. Producent chyba skupił się na wymyślaniu apetycznych nazw, zapominając o doborze składników i proporcji. Oj dużo trzeba by zmieniać.
Zawiodłam się na Thorntons, jak widać wszelkie "ciasta" znacznie lepiej im wychodzą.