Dziś rano wstanie graniczyło z cudem. Nienawidzę takich dni, nawet nie wiem kiedy wyłączyłam budzik, stoczyłam taką psychiczną walkę o podniesienie tyłka, że sama nie wierzę, że udało się go zwlec z łóżka. Od czasu postawienia nogi na podłodze do jakiejś drugiej lekcji zadawałam sobie pytanie DLACZEGO? dlaczego tu jestem, po co tu jestem? Nienawidzę tego życia, to bez sensu, to do dupy, marnuję czas... Nie znoszę takiego humoru... Też tak czasem macie? Jednak reszta dnia minęła szybko i już lepiej, wróciłam do domu, pomyślałam "uff, jutro piątek, ale zleciało", a teraz piszę to i zdaję sobie sprawę, że mamy dopiero środę..
No trudno..
Ostatnio nic mi się nie klei, nic mi się nie chce, eh, marzę o wakacjach.
Jeżyki chodziły za mną od dawna, muszę przyznać, że nigdy ich nie jadłam, przynajmniej nic takiego sobie nie przypominam. Rodzynek nie lubię, inne wersje, których jest sporo, spotykane są dość rzadko, a kokos miał takie ładne, niebieskie opakowanie, oczywiście padło na wariant ostatni. Plastik i tacka są spore, jednak po otwarciu ukazuje nam się widok marny, trzy komory, w których zmieściło by się jeszcze po jednym ciastku. Otrzymaliśmy ich 9, małych, zgrabnych i najeżonych, w przekroju wyglądają już lepiej. Składają się z trzech warstw, pachną mocno wiórkami kokosowymi, delikatnie mleczną czekoladą, której jest bardzo mało. Mleczna, słodka, trudno powiedzieć coś więcej, nie tania czy obrzydliwa, poprawna, a i tak mało odznacza się w całości. Chrupki występują w ilości średniej, neutralne, lekkie, napowietrzone, robią to co powinny, więc i do nich nie mam zastrzeżeń.
Jako następne wyswobodziłam ciastko, słodkie, lecz bez przesady, ziarniste i chrupiąco - trzeszczące.
Karmelu nie ma dużo, okazał się gęsty, lekko tylko ciągnący, nie żuje się tak jak ten występujący w kulkach Mars. Pod wpływem temperatury mięknie, jak przystało na twór zrobiony z cukru jest mocno, ale nie zabójczo słodki i typowo Toffiowy, niestety zero palonej czy słonej nuty. Wiórki chrzęszczą w zębach, nie jest ich dużo, zachowały cień smaku, chyba każdy wie jakie są, podczas jedzenia potrafią irytować nie jedną osobę. Ugryzione ciacho (całość) nie jest chrupiące, podejrzewam, ze w głównej mierze przez "karmel", trzeszczące, ziarniste, chrzęszczące między kłami, co zaś zawdzięczać możemy białym wiórkom. Najpierw mamy czekoladę, przez chwilę jest mlecznie, kilka razy chrupnęły kulki, zaczęło się całkiem nieźle, następnie zęby przebijają proszkowy herbatnik(?), który jest mieszanką herbatników z kruchymi, aczkolwiek nie maślanymi ciasteczkami.
Na koniec zostaje karmel wraz z wiórkami, których mimo, iż znajdują się w otoczce, początkowo nie zauważyłam. W tym elemencie już nie jest tak super, bardzo słodko, toffiowo, a wiórki za wszelką cenę chcą zostać w naszych zębach. W smaku kokosowo, owszem, ale delikatnie, musiałam się nieźle męczyć i gimnastykować (:DD), aby móc to powiedzieć.
Całość na pewno jest słodka, lecz tu trochę tego, tam trochę tamtego, tu coś chrupnie, tu coś trzeszczy, tam jest miękko, smaki i tekstury zaczynają się łączyć, a w efekcie jest trochę nijako, bez smaku przewodniego, nie wliczając słodyczy, która zdecydowanie króluje.
Otoczka nieco proszkowa, ciastko nie czeka długo na namięknięcie, karmel najwolniej poddaje się ciepłu jamy ustnej.
Z tego co pamiętam z konsumpcji Kruszynek z Biedry, smakowały mi bardziej.
Plus, że się nie kruszą, jest nawet, nawet nieźle, ale liczyłam na coś zdecydowanie lepszego, wyraźniejszego, na kokos w postaci smaku, a nie męczących już nawet mnie, wiórków kokosowych.
Trzeszcząco, mlecznie, lekko ciągnąco, na końcu zaś dawały się we znaki małe białasy, które swoją drogą, jak byłam mała przypisywałam do "rodziny" kolorowej posypki, byłam pewna, że to po prostu "odmiana bez barwnika, którą lubi mama, a ja nie, bo przeszkadzają w jedzeniu lodów" :D
Dopiero po jakiś dwóch ciastkach wyczułam w smaku szczyptę kokosu i to bez szaleństw, bardzo słabo, zauważyłam także, że otoczka naprawdę szybko topi się w palcach.
Ocena: 2,5/6
Cena: 3,79
Gdzie kupiłam: Kaufland
Kaloryczność: 485/100g
75 kcal w ciastku
Za mną też Jeżyki chodziły jakiś czas temu, ale niedawno zostałam poczęstowana kawowymi (nie lubię słodyczy o tym smaku) i mi przeszło. Zresztą zawsze gdy je jadłam to byłam zawiedziona - bo zapowiadają się one niesamowicie, a smakują rzeczywiście jednak dość nijako...
OdpowiedzUsuńJa też raczej nie będę już zagłębiać się w ich ofertę :)
UsuńTakie przemyślenia to ja mam w dzień, w dzień więc wiem co czujesz ;) Trzeba mieć twardą dupę, a damy radę!
OdpowiedzUsuńJeżyki...raju, jak ja tego nie lubię! Moja mama i tata często się nimi zajadają, szczególnie tymi z wiśnia czy czymś tam...takie z serii z alkoholem chyba :D Fuj!
Kto jak nie my? :DD
UsuńO fuj, wiśnie, alkohol, kompletnie nie dla mnie..
Jak to? Ja uwiebiam te Jezyki, wlasnie kokosowe to moje ulubione! :o No, ale kazdy ma inny gust. James nie probowalam tych Beidronkowych, wiec nie mam porownania :)
OdpowiedzUsuńMi jakoś nie przypasowały xD
UsuńKokosowe moje ulubione:),ale ja bardzo kokos lubię:)
OdpowiedzUsuńJa również, najlepiej w domowym Bounty :D
UsuńKokosowych przenigdy nie jadłam ale classic'i to miłość! :) Szkoda, że w tych tu mało kokosa.. Bo nie powiem to mogłaby być bomba!
OdpowiedzUsuńMogłaby, szkoda, ze nie jest, bo pomysł ma potencjał :D
UsuńJeżyki kokosowe, co to za szaleństwa :0 Pamiętam tylko i wyłącznie wersję klasyczną i to, że dla dzieciaka była słodyczem ekskluzywnym. Trochę niezasłużenie jak widać xD Zabijając głos rozsądku w głowie umówmy się, że to kwestia zmienionej receptury c:
OdpowiedzUsuńOkej :D Ja na szczęście się nie zawiodłam, bo to było pierwsze spotkanie haha xDD
UsuńKruszynki to Jeżyki ;) Kokosowej wersji bym nie kupiła ponownie, bo jak jadłam, wkurzały mnie wiórasy. Ale i tak złamałaś mi serce, bo to jedne z moich... albo w ogóle ulubione z takiej "średniej klasy czekoladowych ciach". Delicje zawsze były fe, maślane też, herbatniki totalna zwyklizna, a Jeże <3
OdpowiedzUsuńSerio O.o
UsuńA no tak, dobra, już pamiętam jak pisałaś właśnie pod kruszynkami :D
W dzieciństwie jak nam rodzice Jeżyki kupili to było święto lasu :D Uwielbiamy je i mamy mega do nich sentyment choć faktycznie już dawno ich nie jadłyśmy. Pamiętamy za to dobrze, że kokosowe to były nasze ulubione :P
OdpowiedzUsuńHaha, to ja się boje innych :DD
UsuńTradycyjne, z bakaliami Jeżyki kojarzą mi się z dzieciństwem. :D Pyszne są i tata często kupował. :D
OdpowiedzUsuńA mi wcale xD
UsuńMój ulubiony smak jeśli chodzi o jerzyki. Same rozpływają się w ustach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapraszam do mnie : http://snowarskakarolina.blogspot.com/
PS: Obserwuję i liczę na rewanż