Fatalnych zdjęć ciąg dalszy, nie wiem jak ja je robiłam, ale nie mogę na nie patrzeć, następny wpis będzie ładniejszy, obiecuję :D
Dawno nie było czegoś niedostępnego w naszym kraju, jednak terminy zaczęły gonić, więc muszę wyjadać.
Zaczniemy jak zwykle, według dobrze już wam znanego schematu. Ciemny, matowo - połyskujący fiolet to znak rozpoznawczy Cadbury, większą część opakowania, które swoją drogą przylega tak jak lubię, zajmuje nazwa i logo, z prawej zaś strony mieści się lekko (zakładam) nadgryziona kałuża.
Długo nie zwlekałam, a także długo nie rozwodziłam się nad podziałem, wygląda identycznie jak 4 poprzednie (Milka Mint i Hazelnut, oraz Cadbury Mint). Zapach to fuzja mleczności i orzechów laskowych, następnie wplątuje się słodycz, aby to napisać przytrzymałam chwilę czekoladę bliżej nosa, w tym czasie zaczęła się rozpuszczać.
Jest miękka, łatwo możemy ją spróbować, tradycyjnie inna niż Winter Edition, lecz identyczna jak reszta wyrobów C. - mleczno - proszkowa, tłuściutka, o kakao możemy nie wspominać, za to maksymalną mleczność warto podkreślić, słodycz stoi wysoko, ale tu mi to nie przeszkadza. Błotko jakie tworzy jest nieziemskie nie tylko w smaku, gęste, muliste, gładkie, nie znika szybko - ideał. Nacisnęłam górę wypustki, a nadzienie wypłynęło, tak jak było w przypadku Milek(?), tak i tu orzechowe jest bardziej płynne od Miętowego, niemal czarne i błyszczące. Gęste, lepkie, brudzi paluchy i odsłonięte pachnie jeszcze intensywniej orzechowo - czekoladowo. Okazało się mniej słodkie od otoczki, a także mniej orzechowe od Milkowej wersji, choć laskowce nadal były wyraźne, trochę takie sztucznawo - podkręcane.
Ugryzłam całość, jest słodko i pysznie, błotniście nawet podczas działania zębami, cały czas mocno mlecznie, a po rozgryzieniu orzechowo i intensywnie czekoladowo, za minus można uznać wysoką słodycz, można też przymknąć na nią oko.
Odebrałam ją jako lepszą od Milki za sprawą czekolady, która jest moim guru w kategorii mlecznych plebejskich czekolad. Orzechy i mleczność, mleczność i orzechy, do tego 90 gramów i dość niska kaloryczność - wszystko to składa się na takie szkolne pięć z plusem.
Ocena: 5+/6
Kaloryczność: ---->
Z poprzednich wpisów wiesz,że nie lubię płynnego nadzienia. Czekolada mnie nie kusi nawet odrobinkę. W zeszłym tyg dostałam Cadbury z dużymi orzechami to może być smacznie:)
OdpowiedzUsuńNa pewno, smaczna (dla mnie) czekolada i całe (oby świeże) orzechy <3
UsuńTak myślałam, że ta wersja będzie ciut lepsza od Milki, za sprawą bardziej mlecznej czekolady.
OdpowiedzUsuńOdrobinę, ale Twoje przeczucia się sprawdziły :D
UsuńToż to to samo co Milka! A że ta właśnie Milka smakowała mi tak, że wrypałam całą tabliczkę w pięć minut, to pewnie tutaj powtórzyłabym historię. <3 :D
OdpowiedzUsuńCzyli nie tylko ja wsunęłam na raz :D
UsuńWersja Milkowa bardzo nam smakowała choć cukier aż gardło podrażniał :) Z tego też względu drugi raz byśmy się na nią nie skusiły :)
OdpowiedzUsuńSzkoda czasu na powtarzanie słodyczy :D
UsuńCo Ty masz do zdjęć? Są bardzo ładne :)
OdpowiedzUsuńMnie tak sobie smakowała, ale nie była zła. W każdym razie jest stanowczo za słodka :D
Coś mi nie pasuje :D
UsuńNie można mieć wszystkiego ;)
Nie jaldma tego,ale wystarczy ,ze marka Cadburry i od razu wiadomo,ze raczej cos pysznego ;) Jadlam te Milke Choq spach orzechowa za to i tez mi smakowlaa :)
OdpowiedzUsuńObie są niezłe :)
UsuńBędę jadła pojutrze Milkę. No, prawdopodobnie pojutrze. Już leży w pokoju i topi się w saunie, która od początku temperatur 20 st.+ znajduje się w moim mieszkaniu. Cieszę się z tego innego od miętowego w konsystencji nadzienia.
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze nie jest tak gorąco, słodycze są bezpieczne :D
UsuńCadbury Carmel to niebo! <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuń