poniedziałek, 29 lutego 2016

Duc De Coeur, Macarons

Pierwszy dzień w szkole nie był taki zły jak się nastawiłam, oczywiście fatalnie, że muszę tam wrócić, siedzieć w ławce, nudzić się, ale na całe szczęście minął mi dość szybko, więc można odetchnąć, skreślić dzień z kalendarza i iść dalej. Muszę też przyznać, że tydzień ogólnie zaczął się nieźle, mimo 5 godzin spania wstałam praktycznie bez problemu, pogoda fatalna, nawet zdjęć nie było jak zrobić, więc.. jestem z siebie dumna, stoję przed oknem i myślę, a zrobię ciasto, miska na stół, jajka z lodówki, nutella akurat w domu, to jedziemy. Oczywiście wyszło pysznie, ale nie pożarłam całego! :D :D Chce ktoś wpaść na kawałeczek, no jednym się podzielę :D Dobra, koniec paplania, bo dziś wpis szykuje się dość długi. 


Na początek przepraszam was za multum zdjęć, ale łatwo nie było ich dobrze ująć, w efekcie nie wiedziałam, które ze zdjęć wybrać, no więc, podziwiajcie makaroniki :D Wracając do trudu zrobienia zdjęć, pogoda była świetna, pełne słońce, nie zapowiadało się na zachmurzenie, no więc zadowolona idę do kuchni, wyjmuję ciastka i przystępuję do oględzin. Zrobiłam kilka ujęć, a tam co, w sekundzie nadciągnęła wielka, czarna chmura i grad, no nie wierzę, nie był duży, ale słońce zniknęło! W takiej o to aurze próbowałam zrobić to jak najlepiej, sami oceńcie jak wyszło ;) 
Jest to produkt głęboko mrożony, jeśli przechowujemy go w zamrażalce to czekać na "ten dzień" może aż do 2017 roku. Wystarczy 20 minut w temperaturze pokojowej, aby nasze ciacha ze zmrożonych kulek przerodziły się w coś zdatnego do jedzenia, nie żebym lodów nie lubiła, ale.. :D Opakowanie jest jasne, prezentuje kolorową zawartość, oraz nazwę i producenta, do urodziwych nie należy, jednak jestem pewna, że znajdą się odbiorcy, którym się ono spodoba. Mieści w sobie cztery smaki, mamy po 3 sztuki, jest się czym najeść, a całe opakowanie(!) dostarcza (jedynie) 480 nieprzyjaznych kalorii. 



 Wyglądają one ładnie,co prawda nie każde jest równo złożone, lecz żadne z nich nie zostało połamane, pokruszone, czy zmasakrowane. Pachną znajomo, ale kurcze, nawet jeśli ktoś przykładałby mi pistolet do głowy, to nie potrafiłabym określić tego zapachu, słodki, raczej nie sztuczny, taki wypiekowy (XD), ale nie migdałowy. Nadzienia jest bardzo mało, a tak w ogóle to radzę nie patrzeć na skład, no więc, obejrzałam, powąchałam, zaczęłam od potencjalnie najgorszego. 
Malinowy - po przekrojeniu wygląda najgorzej, jedno ciastko jest grubsze, krem zaś najwilgotniejszy, galaretkowy i miękki, coś jak dżem z dodatkiem żelatyny, taki skoncentrowany, bo wyraźny w smaku. Na początku mocno kwaśny, później coraz słodszy, zachodzi to dość daleko. Wyraźnie malinowy, ciut, minimalnie sztucznawy, a także znajomy, skojarzył mi się trochę z gorszym sorbetem. Ciastko w środku bardzo miękkie, z zewnątrz ma fajną skorupkę, wilgotne, podobne do biszkoptu, nie przesłodzone, wyczuwalnie migdałowe, choć orzechów tych w składzie jest raczej marnie (13%). Proszkowe, przez to sprawia wrażenie nieco mącznego. Całość jest mocno słodka, a przy tym kwaskowe, czuć nadzienie, co więcej czuć, że jest malinowe, ale ogólnie słabo. 
2,5/6



Następny pod lupę poszedł kawowy - krem zaskoczył (niezbyt pozytywnie) mnie rzadkością, słodki i grudkowy, od razu poczułam Cappuccino, nie ciemną kawę, a ten właśnie tańszy napój. Ciastko ma konsystencję identyczną jak różowy poprzednik, smakowo nie mniej słodkie, ale także delikatnie, gdzieś w tle kawowe. Orzechy są znacznie mniej wyczuwalne, dopiero pod koniec dają o sobie znać. Całość okazała się miękka, mocno Cappuccinowa, zdecydowanie mniej słodka, smaczna i lepsza od wersji malinowej, odetchnęłam więc z ulgą, gdyż nie uśmiechała mi się perspektywa 8(4 przygarnęła mamcia :D) niedobrych ciastek.
4=/6



Jako przedostatni do buzi poleciał pistacjowy - tylko w nim krem znacznie różni się swoją barwą, dzięki temu najlepiej daje się sfotografować. Jest on nieco gęstszy, ale wciąż ma konsystencję dość rzadką, ma grudki, które sprawiały wrażenie minimalnych drobinek pistacji. Na początku trudny o określenia, mocno słodki i mdły, po chwili, gdy rozlewa się na języku, nabiera pistacjowego smaku, nieco przytłumionego, ale wciąż wyraźnie wyczuwalnego i dobrego. Ciastko natomiast jest chyba najbardziej gumowe, słodkie, a także najbliżej mu do takiego neutralnego, ale nie do końca, znów mam zaprzeczenie, bo migdały czuć w nim najmocniej. Razem jest najsłodziej, a także, jak do tej pory, najsmaczniej. 
5/6



Prawie dobrnęliśmy do końca, przed nami ostatni, czekoladowy makaronik. Ma on najwięcej kremu, dużo gęstszego, wyrazistego, tłustawego, oraz kakaowego, nie pozbawiony został nuty słodyczy, która jednak nie dominuje, a stoi nawet nie z boku, raczej daleko. Ciastko jest typowo czekoladowo - ciastkowe, mało słodkie, prawie wcale niemigdałowe, lecz smaczne, najbliżej mu do domowego wypieku. Całość jest mocno czekoladowa, miękka, w szarym tle migdałowa, oraz smaczna, na równi z kosmiczną zieloną wersją. 

Czas teraz na małe podsumowanie, makaronik kawowy porównałabym do kawy z Costa/Starbucks, zastanawiałam się nad tym do czego mu najbliżej, ale to stwierdzenie jest najtrafniejsze. Delikatna kawka z dużą ilością mleka, lecz niezbyt słodka. 
Malinowy tak jak się spodziewałam był tym najgorszym, wydał mi się sztuczny, no nie polecam ;)
Pistacjowy najbardziej orzechowy, migdały wymieszane z pistacjami stworzyły kompozycję interesującą. Proszkowy, słodki, chyba najbardziej mnie zaskoczył, smaczny, lecz nie pyszny, nie zasługuje na wielkie zachwyty i oklaski na stojąco.
Czekoladowy okazał się najgęstszy, najbardziej zbity, jak nazwa i barwa wskazują - mocno czekoladowy, mało słodki, wyczułam nawet kakaowe nuty, na równi z pistacjowym, zjadłam je z chęcią. 

Ciastko mnie zdziwiło, spodziewałam się czegoś innego, było jak chmurka, tylko chwilami nieco gumowa, wgryzało się w nie jak w poduszkę z pierza, miękkie, delikatne, lecz nie aksamitne. Wiem! Jak gąbka, wilgotna gąbka to idealne porównanie. 
Inaczej je sobie wyobrażałam, myślałam o czymś kruchym, w końcu to ciastko typu beza, ale nigdy nie jadłam prawdziwych więc wypowiadać się nie mogę, nie mogę też ich do nich porównać. Pomijając malinowy było całkiem smacznie, ponownie bym ich nie kupiła, ale spróbować warto, jako coś innego, całkiem spoko.  



Cena: 12.99
Gdzie kupiłam: Lidl
Kaloryczność: 400/100g
  160 kcal w 4 ciastkach 



22 komentarze :

  1. marzę by ich spróbować! Takich makaroników odkąd zobaczyłam je, że istnieją <3 Tylko cena! Why?! :D

    Co do ciacha, zaraz no prześlij mi kawałek! Skoro ty mówisz, że było smaczne to musiało być niezłe :)

    W szkole dajesz czadu, aż zaczynam tęsknić za tymi czasami O.o a kysz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oceny nie dałaś specjalnie? :D

      Usuń
    2. Nie jest taka tragiczna, raz można :D
      Haha, nie bądź taka pewna, różnie bywa ;)
      Ja? ależ skąd :D

      Tak, wolałam indywidualnie ocenić smaki.

      Usuń
  2. U mnie poszło słabo w szkole, ale najważniejsze, że już minęło - oby było lepiej! Ja przez cały dzień spałam tylko 3 godziny, tylko to, co wróciłam po szkole do domu, bo w nocy ze stresu nie mogłam spać :P
    Makaroniki to słodkość, której jeszcze nigdy nie jadłam, ale jak już będę miała okazje je spróbować to tylko te oryginalne z Francji! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MATKO KOCHANA! dziecko (wiem, że jesteś starsza ;)) Ty moje, nie możesz tak, bo się wykończysz. Nie ma czym się tak stresować, to tylko szkoła, za bardzo się przejmujesz, wszystko z umiarem ;)
      Byłoby fajnie, ale nie jest to jakieś moje marzenie xD

      Usuń
    2. Niby jestem starsza, ale mentalnie mam 5 lat XD
      Moje też nie, ale jak już jeśc to z klasą :D

      Usuń
    3. Hahaha, powinnam zapamiętać to zdanie? :DD

      Usuń
  3. Kocham makaroniki! Kiedys kupilam wlasnie te, na ostatnim tygodniu francuskim. I powiem szczerze, ze mimo sztucznosci najbardziej smakowala mi wlsanie malina, potem pistacja, czekolada i kawa (bo ja za slodyczami z kawa nie przepadam :p).Nie sa to moze i najlepsze makaroniki, ale Sucre jest dla mnie dopiero w Warszawie XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze jak pojawiają się w Lidlu to mnie kusi żeby kupić, ale zawsze mnie cena odstraszała - i z tego co wyczytałam, to dobrze że jednak nigdy ich nie kupiłam. Ale takie prawdziwe to bym chętnie spróbowała... Może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Twoje smaki? Nie ta konsystencja, czekoladowy był dobry, z resztą tak jak pistacjowy xD

      Usuń
    2. Kawowy to na pewno nie mój smak... Ale chodziło mi, że za taką cenę spodziewałabym się czegoś znacznie lepszego. Już chyba wydać trochę więcej i kupić jakieś prawdziwe ;D

      Usuń
    3. Może i tak, ale czego więcej można się spodziewać po kupnych, mrożonych ciastkach? :D

      Usuń
  5. Jadłam raz w piekarni, która nazywa się ,,francuska" i takie właśnie przyrządza specjały. świeżo wypieczone - wybrałam wariant malinowy i czekoladowy i... niestety się zawiodłam. Taka lepka pianka, wyraźnie cukrowa za to bez konkretnego smaku. Niestety nie dla mnie takie akurat słodycze, to coś trochę jak ptasie mleczko i to chyba dlatego. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te bardziej pod biszkopt mi podchodziły, ale i tak nie rozumiem czym ludzie się tak zachwycają.

      Usuń
  6. Mega mało kalorii, jak na całe opakowanie! Nigdy ich nie jadłam, więc do smaków odnieść się nie mogę, a cena nieco irytuje. Teraz chyba kupię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłam zdziwiona, przygotowałam się na bombę, a tu taka niespodzianka :D W razie czego - nie bij xD

      Usuń
  7. Jadłyśmy je!!! :D Siostra kupiła bo też nigdy makaroników nie jadła a sama bała się wciągnąć całą paczkę :D
    Najlepszy był czekoladowy, tego to byśmy mogły na kilogramy jeść :) Pistacja na drugim ale mimo wszystko była dla nas za mało pistacjowa :P Malina taka sobie... a kawowej wersji nawet nie próbowałyśmy (z oczywistych względów) :P
    Generalnie czekoladowe najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wam smakowały, nie jest ze mną tak źle. Czekoladowych, tak jak wy, mogłabym zjeść więcej, ale jeśli o sztukę - dwie chodzi to smakowały mi na równi z pistacją :D

      Usuń
  8. Mam podobnie z robieniem zdjęć, zawsze cykam ich sto tysięcy, a potem przeglądam pół godziny i dochodzę do wniosku, że wszystkie wyglądają tak samo :') Wtedy pozostaje kasowanie na oślep xD
    Jeden makaronik tylko 40kcal? Myślałam, że to bomba cukrowo-kaloryczna :0 Ale coś za coś, skład jak stąd do Meksyku :D Żeby nie było że tylko gderam: z chęcią bym spróbowała, gdybym miała okazję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że pomijając słodyczowy gust, mamy podobne zachowania haha :D
      Za taką kaloryczność skład mogę wybaczyć, nie takie rzeczy jadłam, a na biodra miały gorszy wpływ :D

      Usuń
  9. Kupowałam, że tak powiem "oryginalne" makaroniki, prosto z Francji, ale kurka, dla mnie są za słodkie. :( Rodzicom i przyjaciołom za to bardzo smakowały. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo za dużo warzyw i zdrowych rzeczy jesz! :D

      Usuń

Podobał Ci się wpis? Masz odmienne zdanie, a może jakieś rady? Chętnie posłucham wszystkiego i wszystkich z osobna. Będzie mi miło, gdy zostawicie ślad swojej obecności ;)