Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Milka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Milka. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 czerwca 2016

Mondelez, Milka Toffee Cream

Chciałam wczoraj napisać, poważnie, nawet miałam chwilę czasu, ale gdy za oknem słońce pali skórę, a termometr w cieniu pokazuje 33 stopnie, nie chce się  nic, jestem pewna, że 90% społeczeństwa najchętniej położyłaby się na zimnej podłodze, spędziła dzień w basenie z lodowatą wodą, bądź też siadła na łóżku twarzą w twarz z wiatrakiem. Taka temperatura nie sprzyja myśleniu, nie skłania do zrobienia czegokolwiek, a już na pewno nie jest przyjacielem osób tułających się autobusami i zmuszonych do super ekstra spaceru po patelni. Odczuwalna temperatura równa była 36 stopniom, a na domiar wszystkiego co złe chyba likwidują Alme będącą w galerii, do której mi najbliżej i powiedzmy po drodze. Chyba sezon na narzekanie można uznać za rozpoczęty, dobrze, że jestem jedną z pierwszych, przynajmniej jeszcze nie doprowadziłam was tym do białej gorączki ;)

Wakacje już mamy, Polska wygrała, wszystko niby okej, ale już wiem jak to będzie. Wy planujecie wakacje ze znajomymi, ogniska, jezioro, zabawę i wspomnienia, a ja jak zwykle nawet nie mam się do kogo odezwać, to trochę przykre, jednak widocznie to we mnie tkwi problem, cóż, nawet nie wiem po co wam o tym piszę. Przejdźmy do czegoś prostego, tak żeby dużo nie mówić, krótko, bo i nie ma nad czym się rozwodzić :)


Opakowania Milki podobają mi się od zawsze, prostota, fiolet i już na tym etapie bijąca słodycz (UWAGA: to słowo pojawi się w różnych formach niezliczoną ilość razy). Kupiłam ją tylko dlat.. właściwie to nie wiem dlaczego, kupiłam i już, a później wszelka ochota wyparowała, data spisana, miejsce w pudle znalezione, można zapomnieć, aż do dnia kiedy jej śmierć zbliżać zaczęła się wielkimi krokami. W skrócie, pieniądze wdałam, ochoty nie miałam, a zjeść musiałam. Plastik przylega do produktu, co bardzo lubię, wygląda to tak estetycznie, o czym zresztą już nie raz pisałam, ale tu to już przesada. Tabliczkę próbowałam wręcz wyrwać, ale nic, zmuszona byłam rozkleić cały fioletowy kubraczek (boże, co za słowo :D). 


Zapach wystrzelił jak młody więzień wypuszczony zza krat po 10 latach. Chwilowo pomyślałam: obłędny! Czekolada, karmel, mleczność i cukier. Trzymając ją pod nosem zmieniałam zdanie w całkiem szybkim tempie. Zniknęła mleczność z czekoladą, był cukier, cukier, karmelowa nuta i cukier, przerodziło się to w aromat ulepkowaty, który nie każdemu się spodoba.
Tabliczka została podzielona na 5 pasków, każdy z nich liczył 3 kostki, co po trudnych obliczeniach matematycznych dało nam ich 15. Nie wiem czy mogę powiedzieć, że połamanie wzdłuż linii ukazało część nadzienia, było to raczej wyginanie połączone z rwaniem i nie, to nie dlatego, że za oknem jest jak jest, jadłam ją w smutny, pochmurny dzień. Nóż bez problemu przeszedł przez jedną z cząstek, ukazał wnętrze apetyczne, nie idealne, ale i nie odrażające. 
Grubsza na górze otoczka jest niezła, taka typowa fioletowa, mocno mleczna, tłuściutka, niby jak zawsze, ale później wydała mi się odrobinę mniej słodka, choć nie znaczy to, że wcale, nie ma tak moi drodzy xD
Krem, który znalazł się na języku zaraz po niej okazał się straszny. Najprawdziwszy cukier w cukrze, minimalnie proszkowy, bardzo tłusty, tylko odrobinę czuć mleko w proszku i.. tyle, nic poza porażającą słodyczą wymieszaną z tłuszczem, nie ma on nic wspólnego ze spodem Toffee Wholenut.


Ostatni został karmel(?), jego ilość nie powala, ba, było go naprawdę mało (na zdjęciach jakoś lepiej to wygląda). Ciemno złoty, można nawet powiedzieć pomarańczowy, błyszczący, lejący i lepiący, ale nie do końca płynny. Znów wyraźnie słodki, słodko - toffiowy, tłusty w sposób maślany, lecz plątała się także domieszka margaryny, jedno jest pewne - i tak lepszy niż krem.
Całość była miękka, toffee wymieszało się z mlecznością, słodycz zjednała siły i stworzyła cukrową armię, ale przynajmniej tłuszcz nie próbował się wybić. 
Nie będzie zaskoczeniem jak powiem, że rozpuszcza się błyskawicznie, początkowo czekolada tworzy gładki, mleczny podkład, jednak szybko dołącza toffiowy karmel, część najgorsza zostawiła małą grudkę, a wszystko zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Jakieś tam błotko powstało, ale nie takie jakie lubię, nie takie jakie być powinno, królowała słodycz, normalnie powinna dostać koronę za zawładnięcie tabliczką. 
Czekolada nie jest niezjadliwa, ale trzeba by nad nią dużo popracować.


Ocena: 2,5/6
Cena: 2,85
Gdzie Kupiłam: Groszek
Kaloryczność: 540/100g
108 kcal w pasku


niedziela, 19 czerwca 2016

Mondelez, Milka Triple Choco Cocoa

Siemeczka, hej, cześć, witajcie.
Nadrobiłam zaległości, choć nawet nie próbowałam tego wszystkiego komentować :) Za oknem żar, a ja w piątek nieoficjalnie rozpoczęłam wakacje, jeszcze tylko odebrać świadectwo i wolność (na dwa miesiące -.-). Powiem wam szczerze, że wyszłam z wprawy, z pewnością, dlatego żeby się zbytnio nie trudzić na tapetę weźmiemy Milkę potrójnie (jeśli mogę to tak nazwać) nadziewaną, a wszelkie niedoskonałości może wynagrodzą wam zdjęcia, które powiem nieskromnie, wyszły całkiem nieźle :)


Zobaczyłam, zapragnęłam, kupiłam. Może nie dosłownie, nie pragnęłam, ale chciałam, pamiętacie jak wam pisałam, iż jak byłam sporo młodsza to stwierdziłam, że chcę spróbować wszystkich dostępnych w Polsce produktów fioletowej? Także nie kupiłam, dyskretnie zasugerowałam mamie, że mogłabym ich spróbować, o mamo, są w żabce, to nowość, wróciła drugiego dnia z pracy i wyjęła z torebki dwie tabliczki, rzucając tylko "po jednym pasku dla mnie :)". Zaraz, o czym to ja.. Ach, nieważne, zdjęcia zrobiłam, do konsumpcji przystąpiłam. Czy trzeba mówić coś o opakowaniu? Fiolet, fiolet i pasek, standard, jednak to co w środku miało być inne, nowe, trzy nadzienia w jednej tabliczce? Zaraz zaraz, widziałam to już u Cadbury, lecz smaków było więcej, a u nas.. Wersja karmelowa, no przecież, podział i wygląd kostek nie różni się od niej niczym.


Podkład niby był ten sam, a smakował mi bardziej, nie jest tak słodki (jakby w Caramel flavor zapożyczyła "coś" od nadzienia), prawdziwa MAGIA CUKRU :D
Zaczęłam od ciastek, a raczej cząstki wypełnionej "węgielkami", kumulowały się one w samym centrum i nie były równo podzielone, w jednej wypieków było malusieńko, a w drugiej więcej niż samej czekolady. Mleczność, kruchość i kakao, nie jest ani odrobinę twardo, idealnie, chcę taką całą tabliczkę! Niby nuda, nic nadzwyczajnego, a jednak błotko, które stworzyła aksamitna czekolada, mleczność i słodycz wymieszana z kruchymi kakaowymi ciastkami, było super smacznie. Szybko poszło, oblizałam usta i przeszłam do kostki ze zbitym kremem o ciemnej barwie. Bardzo tłusty, miękki, aczkolwiek zwarty, nie nadto słodki i kakaowy, bez głębi i wyszukanych nut, ale wyraźnie - nie wierzę! Milka wie co to kakao?!
Całość (otoczka + wnętrze, nie,  jeszcze nie podsumowuję :)) jest słodka i delikatna właśnie za sprawą otoczki, posiada delikatny kakaowy akcent, jest także niemal jednolita, rozpływa się tworząc błotko gładkie, muliste i gęste.
Ostatnim nadzieniem, które przede mną (nami) zostało był niemal czarny, półpłynny sos, nie wylewa się jak woda ze źródełka w górskim potoku, lecz zdecydowanie bliżej mu do płynnego niż stałego. Minimalnie jakby mączny, znów tłusty, kakaowy i za razem słodki, zupełnie jak polewa do lodów. Błyszczy się jak glaca naszego wuefisty(?) i na pewno idealnie komponuje z lodami śmietankowymi. 
Kostka tak jak poprzedniczki nie jest za słodka, miękka, również jak poprzedniczki mocno mleczna i kakaowa, ale jednak w sposób jakiś lepszy. Wystarczy, że chwilkę potrzymamy ją na języku, a wnętrze wypłynie na podniebienie, podczas rozpuszczania łączy się z otoczką, błotko, które pojawiło się w tym wpisie już kilka razy jest fenomenalne. Słodkie, gęste, mleczno-kakaowe, błotko, za sprawą wielkości cząstek pozwala się sobą rozkoszować niekrótką chwilę.


Nie mam problemu z wyborem najsłabszego ogniwa, wy też pewnie zauważyliście, że na 3 miejscu znalazł się krem, może nie był zły, jednak najgorszy w tym zestawieniu. Był nawet odrobinę gorzkawy, a kostka z nim najmniej słodka, jednak tłustość jaką się odznaczał i chwilowe wrażenie takiego zimna na języku skreśliło jego szanse na triumf. Ciastka wygrały wszystko, chrupkość, świeżość i mleko :)

Chyba nie umiem wskazać, która wersja Triple bardziej mi smakowała, karmelowa była zbyt słodka, a cząstka z kawałkami nudna. W czekoladowej natomiast nie przypadła mi do gustu ta z kremem, za to kawałki ciastek to majstersztyk. Płynne nadzienia postawiłam na równi, choć są jak dwa różne światy. 

Nie jest to coś do czego chcę wrócić już, teraz, natychmiast, nie jest to też coś co mnie zaskoczyło, czy zachwyciło. Nie wrócę ani do jednej, ani do drugiej, próbować jednak warto, zawsze jest warto, choćby dla zdobycia nowych doświadczeń smakowych :)


Ocena: 5=/6
Cena: 3,29
Gdzie Kupiłam: Żabka
Kaloryczność: 520/100g
117 kcal w pasku 

środa, 4 maja 2016

Mondelez, Milka Triple Caramel flavor

Jestem coraz bliżej realizacji mojego największego marzenia, a wszystko zdaje się być przeciwko mnie, każdą chwilę na to poświęcam, ale mam nadzieję, iż pomimo ogromnego pecha? za tydzień (a może trochę więcej) będę mogła cieszyć się z każdej chwili. 

Podziwiam wegan i wegetarian, chciałabym nie jeść mięsa, ale obecnie przechodzę takie zawirowania jedzeniowe, że się na to nie porwę. Dziś zaczęłam swój w 100% wegański tydzień i postanowiłam, że będę sobie taki urządzać co miesiąc. Może to dla was głupie, ale ja jestem zadowolona, przynajmniej tyle :)

Łeb mi pęka. 


Milką Triple się nie jarałam, ale mieć chciałam, kupiłam, przywiozłam do domu, zjadłam, bez większych emocji, może pojawiły się podczas jedzenia? Zobaczmy. 
Nad opakowaniem nie trzeba długo się rozwodzić, jest fioletowo, krowiasto i ładnie, kostki jak zwykle prezentuję się okazale, aby troszkę zepsuć sielankowo słodki nastrój obok nich wklejono kaloryczność, niech bioderka wiedzą na co mają się szykować (żeby nie było, nie jest tragicznie, jest nawet nieźle, bo tabliczka liczy 90 gramów, a na 100 przypada 527 kalorii). Wysunęłam więc tabliczkę, podzielona została w innym niż zazwyczaj systemie, liczy 12 prostokątnych cząstek, po 4 każdego nadzienia, aby móc je odróżnić ozdobione zostały inaczej, co nie znaczy, że każda ładnie, wolałabym loterię, a wy? Od razu wam powiem, że łamie się gorzej od czekoladowej, nieidealnie równo, nie liczcie też na trzaski, otoczka jest miękka, łączy wypustki umożliwiając nam spróbowanie.


Już miałam się wgryźć, lecz na chwilę zatrzymał mnie zapach, również gorszy, choć nadal zapowiadający pyszne doznania smakowe, słodki i karmelowy, następnie mleczny. Jak pewnie wiecie zaczęłam od czekolady, aksamitna, tłuściutka, niebiańsko mleczna, niestety zdecydowanie za słodka, jakby wręcz karmelowa, czy ona przypadkiem nie przeszła nadzieniem? Kostki z chrupiącymi kawałkami to mleczność z dodatkiem kolejnej, tym razem chrupiącej słodyczy. Cząsteczek tych nie ma dużo, jedna z kostek to niemal sama czekolada, druga z kolei marnie zaopatrzona była w otoczkę, za to złocistych kamyczków miała od groma. Spore, gładkie, kanciaste, ogromnie tłuste, przywiodło mi to na myśl faworki, taki tłuszcz, na którym coś już było smażone, ale zdobyły dużego plusa - nie włażą w zęby i są idealnie twardo - kruche. 
Kolejna do ust powędrowała część z płynnym środkiem, nie mogę powiedzieć, że to Caramel, gdyż karmel występujący tutaj jest bardziej płynny, mniej gęsty, bliżej mu do tego z Toffee Wholenut, bardzo słodki, delikatnie palony(!), pyszny, kostka ta to zasłodzenie gwarantowane, jednak połączone z zadowoleniem kubków smakowych.   


Ostatniego nadzienia było najwięcej, otaczała go cienka warstwa, łatwo odpadającej czekolady, Przypomina on spód od przywoływanej już Toffee Wholenut, minimalnie proszkowy i w takim samym stopniu mleczny. Tłusty, na pewno nie karmelowy, a śmietankowy, nie tak bardzo słodki, dzięki czemu to trochę taki odpoczynek, nie bez powodu znalazł na środku tabliczki. Po połączeniu obu elementów kostki jest mlecznie, błotniście i słodko na poziomie akceptowalnym, (nie)stety nie karmelowo i prawie jednolicie. 

Najgorsza okazała się cząstka z chrupiącymi kawałkami, było to okej, ale zbyt zwyczajne, nieporywające (:D), na drugim stopniu podium postawiłam mleczno - śmietankowy krem, który wraz z otoczką tworzył genialne błotko, lecz nie był karmelowy. Zaszczytne, najwyższe miejsce w moim osobistym rankingu zajęła część z karmelem, była to miękkość, gładkość, maksymalna słodycz, ale i karmel, czuć go od pierwszego do ostatniego gryza. 
Wsunęłam trzy paski, jednak było mi za słodko, gratulacje za pomysł, podoba mi się nawet bardzo, jednak gdyby trochę popracować nad wykonaniem - zahamować maszynę dodającą cukier to byłoby jeszcze lepiej. 
Czytałam na jej temat 3 recenzje i mam nieco inne zdanie, w każdej pojawiło się to samo zdanie, mówiące o tym, iż tabliczka ta to połączenia tego co już zobaczyć mogliśmy, ja jednak wyłapałam malutkie różnice, było podobnie - lecz nie tak samo. 


Ocena: 4,5/6
Cena: 3,29
Gdzie kupiłam: Żabka
Kaloryczność: 527/100g
119 kcal w 3 kostkach 

wtorek, 29 marca 2016

Mondelez, Milka Löffel Ei Kakaocreme

Nie chce mi się tu nic pisać, wybaczcie. 

Tak jak pisałam przy Milchcreme, jakieś dwa lata odmawiałam sobie ich zakup, w tym jednak poszalałam i do koszyka włożyłam dwie wytłaczanki, co w związku z tym? Chyba nic, tak podejrzewałam, że dziś żadne zdanie nie będzie mi się kleić, co powiecie na pomieszanie z poplątaniem? Chyba nie mamy wyjścia, znaczy ja mam-mogę nie pisać, wy też-możecie nie czytać, to pierwsze już jest skreślone, a druga propozycja? Wciąż do waszej dyspozycji :D


Czy mam ponownie opisywać opakowanie? Ten genialny pomysł, dopracowanie? Wytłaczankę w fiolecie, uroczy kartonik, cztery łaciate jajka, mini łyżeczkę? Czy mam o tym jeszcze raz wspominać, a nie, już to zrobiłam, ups :D Dobra, bez rozdrabniania, ja też długo nie czekałam, szybkie zdjęcia i jedziemy. Zerwałam fioletowe, potocznie zwane, pazłotko, tłusta czekolada znów zostawiła ślady na moich palcach i rozpuszcza się w nich momentalnie, jest miękka, lecz gruba, tak jak w poprzednim wariancie wystarcza lekki nacisk noża, ugina się, pęka z jednej strony, a resztę można z łatwością rozerwać. Już chciałam położyć kawałek na języku, ale na jeszcze chwilę zatrzymał mnie zapach, genialny, niebiańsko mleczny, słodziutki, aczkolwiek czuć także nutkę kakao, jest obezwładniający! 


Wystarczy, że powiem, iż jest to typowa Milka? Powinnam do tego dodać, że lepsza od naszej, aksamitna, gęsto błotnista, mleczność stoi zdecydowanie przed słodyczą, za którą z kolei znalazła się szczypta słodkiego, kakaowego smaku. Nie zapomnijmy tylko o orzechowym pierwiastku, którego nie sposób nie zauważyć. Czy w tym produkcie może być lepiej? 
Zabrałam się za mus, który był prawdziwą, mocno napowietrzoną pianką, a nie zbitym kremem jak to bywa u RS. Na języku rozchodzi się szybko i gładko, lekko, nie jest rzadki, lecz nawet w małym stopniu nie zbity. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że jem mocno napowietrzoną nutellę, tłusty, wyraźnie orzechowy, nie zgubiła się czekoladowość, jednak im dłużej był na języku tym bardziej nasilała się słodycz, gdy znikał było już solidnie cukrowo. Początkowo miałam odczucie, iż wyżej stał orzech laskowy niż kakao, jednak oba te smaki były wyczuwalne, mieszały się, biły o pierwsze miejsce.


Naprzód wysunęło się Puchatkowe kakao, dogoniły je orzechy, smaczna fuzja, tylko szkoda, że tak ogromnie i okropnie słodka. Jajo można zjeść razem, nie bawić się łyżeczką, bo mięciutka czekolada spokojnie da się ugryźć, ja jednak preferuje i polecam zabawę z oddzielaniem, smaki oddzielnie są wyraźniejsze, nie ma też obaw o przytłoczenie musu. 
Jest maksymalnie słodko, jest też smacznie, delikatnie i lekko. Przy drugim podejściu, które miało miejsce kilka dni później, miałam wrażenie, że środek, mimo, iż nadal świetnie piankowy, jest nieco mniej napowietrzony, a bardziej rzadki, niż mleczny, aczkolwiek miał przyjemny pierwiastek mleka w proszku. 
Podczas jedzenia zastanawiałam się czy postawić go niżej, czy może jednak nieco przymrużyć oko i wystawić tę samą ocenę. 
Podsumowując, pyszna czekolada była znacznie lepsza od tej chroniącej Schoko-linsen (przyciski czekoladowe), napowietrzony mus jednak rzadszy od mlecznego, a przez to nieco gorszy, w smaku zaś orzechowo-słodko kakaowy, później zaś odwrotnie, słodycz stała wysoko za wysoko, ostatecznie zaś jajo spadło pół punktu niżej. 


Ocena: 4,5/6
Cena: 9,99
Gdzie Kupiłam: Biedronka
Kaloryczność: 570/100g
194 kcal w jajku 




sobota, 26 marca 2016

Mondelez, Milka Mit Schoko-Linsen

Wiecie co? Nigdy nie zrozumiem życia, tego wszystkiego, tego bezsensu, tego uganiania się za perfekcją, patrzenia na innych, tego strachu przed wyrażeniem swojej opinii. A co sąsiadka pomyśli? A co powie koleżanka? Nie mogę być od nich gorsza, nie mogę myśleć inaczej.
Ludzie! Dokąd ten świat zmierza. Życie mamy jedno, któregoś dnia zamkniesz oczy i już ich nie otworzysz, nie przeżyjesz nic drugi raz, nie cofniesz czasu, a przejmujesz się tym, że jesteś inna niż wszyscy? Że masz inne poglądy na świat? Trzeba się cieszyć, być dumnym z samego siebie, iść do przodu z uniesioną głową.
Ale co? Ja się nie porównuję do innych? Ja nie zazdroszczę? To chyba nie możliwe, jednak aby ktoś miał lepiej, ktoś musi mieć gorzej, żeby drużyna miała pierwsze miejsce, inna musi mieć drugie, proste i logiczne, prawda? Teraz trzeba wcielić to w życie, a tu zaczynają się schody, coraz większe, coraz bardziej strome, sami dla siebie potrafimy być bardziej krytyczni, niż cały świat w stosunku do naszej osoby. Jak znaleźć balans, jak nie przesadzić w jedną, jak i drugą stronę? Sama się tego uczę, ale halo! Po co przejmować się innymi, idziemy przed siebie, walczmy o szczęście, to ono jest w życiu najważniejsze, to ono sprawia, że chce się żyć, marzenia napędzają nas do działania, a szczęści czyni świat lepszym, czyż nie? 
To do dzieła, ludzie, bądźmy sobą!
Nie wiem co mnie naszło do takiego wstępu, ale czasem jak każdemu innemu zbiera się na głębsze przemyślenia.

Pewnie większość z was obchodzi święta, dlatego chciałabym życzyć wam spędzenia ich w gronie rodzinnym,ciepłym, nawet jeśli mniejszym, ważne, że będziecie razem, cieszcie się swoim towarzystwem. Niech dni mijają wam miło, bez kłótni. Życzę także wszystkim, tak po prostu, nawet bez okazji, szczęścia, spełniania marzeń, dążenia i osiągania celu, abyście mimo przeciwności losu nie poddawali się, nigdy. 

A teraz smacznego jajka życzę, czy moje było? O tym zaraz się przekonamy :D


Na jajo to czaiłam się tylko ze względu na słodkiego zajączka (teraz już wiem :D), a także draże, które skrywa w środku, nie musiałam nawet kupować, bo ktoś jakby czytał mi w myślach i dostałyśmy je wraz z czekoladą i dennym kwiatkiem na dzień dziewczyn, nawet obrazek trafił się ten, który zamierzałam nabyć. 
Czy to przeznaczenie? :D Zerwałam sreberko, na którym nie zabrakło fioletu, moim oczom nie ukazało się nic niezwykłego, ale czy mogłam spodziewać się czegoś wyjątkowego? Jajo jest spore, jego powierzchnia nie ma żadnych zdobień, nie jest też idealnie gładka, bo posiada mikroskopijne kropeczki, kojarzy mi się to ze skórą xD Bez problemu i wkładania najmniejszego wysiłku dzieli się na pół. Czyżby pachniało znajomo? A jakżeby inaczej, unosząca się woń jest jak zwykle cudna, mlecznie - orzechowa, słodka, ostatnio upajam się zapachem Milkowych wyrobów, jest lepszy niż sam smak. Z grubej czekolady, po oddzieleniu stron, wysypało się morze siedem draży, spodziewałam się ilości marnej, ale błagam, przynajmniej dziesięć, chociaż, czy to by cokolwiek zmieniło? 


Jajo nie jest twarde, nie jest też plastelinowe, w sam raz, gryzie się dobrze, nie łamie i nie kruszy. Mleczne, orzechowe, gładkie i przyjemnie tłuste, zdaje się typowo Milkowe. Rozpływa się aksamitnie tworząc błotko, którym mogłabym rozkoszować się długo, gdyby nie cukier, słodycz stała zdecydowanie za wysoko. Nie wiem czy każda fioletowa tak ma, a ja zwyczajnie tego nie zauważałam, ale wydaje mi się, że to cecha tego produktu i nie podoba mi się to, na końcu aż czułam tą słodycz w gardle. Ale skoro czysta czekolada od M. już była, to po co powielać schemat, po co pisać to co wszyscy już wiedzą? A nie zapomnieliśmy przypadkiem o drażach? No właśnie, to przecież o nie mi  chodziło. Marne i spłaszczone drażetki nie pachną nawet w najmniejszym stopniu. Ich skorupka jest cienka i delikatna, chrupie w zębach i dodatkowo, niepotrzebnie podnosi poziom słodyczy. 


Zdaje się, że nie ma smaku, a jednak, ma charakterystyczny posmak cukru, taki lukrowy, wiecie o czym mówię? Na pewno. W środku znalazła się ta sama czekolada, w mniejszych kawałkach, uformowana w kształt cieńszych M&M, ale smak pozostał taki jak w grubej warstwie chroniącej (oczywiście na myśli mam czekoladową skorupkę jajka). Powiem szczerze, wielkie rozczarowanie. 
Nie oczekiwałam wykwintności, smaku z kosmosu, ba! nie chciałam tego, ale liczyłam na dziecięcą zabawę, a tylko się zawiodłam. Za pierwszy ich minus uznałam ilość, ale nie powalają, nie smakują mi, więc może to i lepiej, na konto ich wagi dostałam więcej czekolady, mimo, iż mocno słodkiej, to i tak nadal lepszej, cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. 
Nie było źle, nie mogło być tragicznie, w końcu to milka, a ja w przeciwieństwie do wielu z was jeszcze ją lubię, jednak nie zmienia to faktu, że wysoka słodycz przeszkadzała zarówno w jednym, jak i drugim elemencie. Do tego, w tym samy dniu jadłam jajko z musem kakaowym (które niedługo) i z czystym sumieniem, z największą pewnością mogę powiedzieć, że czekolada, która występuje tutaj jest znacznie gorsza. Przez rozczarowanie, może po części także impuls, nie mogę postawić wyższej oceny. 


Ocena: 3/6
Cena: dostałam, ale tak do 4 złotych
Gdzie Kupiłam: widziałam w Biedronce
Kaloryczność: 522/100g
  161 kcal w jajku 


sobota, 19 marca 2016

Mondelez, Milka Löffel Ei Milchcreme

Druga sobota z rzędu i wpis? Możliwe, że przestawię się na 7 wpisów tygodniowo, ale nie obiecuję, że zawsze tak będzie. Skoro i tak siedzę w domu, mimo przepięknej pogody nie wychodzę, bo, bo, bo nie mam z kim, a jedyne co robię to sprzątam i od niedawna ćwiczę, aby w końcu się sobie podobać, to nie widzę przeszkód, no chyba, że któregoś dnia zastanę strajk, głoszący, iż macie mnie dość, wtedy przystopuję :D 
A tak swoją drogą poszłabym na rolki <3 
Mam mocne postanowienie, oby mi się udało. Wyjadam ostanie zimowe słodycze, aby dodać je przed wiosennymi limitkami czekolad, a żeby uniknąć czegoś takiego z opakowaniami w jasnych kolorach przez cały poprzedni tydzień jadłam jajka w różnych postaciach, przygotujcie się wiec na kilka dni z rzędu w następnym tygodniu, w których oglądać będziemy jajkowo-czekoladowe wariacje :) Co na to powiecie?
W końcu zdobyłam mam wytłaczankę od Milki, dwa poprzednie lata nie kupowałam z dziwnej przyczyny, w "nagrodę" zakupiłam obie wersje smakowe, a co, jeśli będzie tak słodko jak wszyscy mówią to umrę z zasłodzenia (dla jasności: nie zjadłam wszystkich na raz, nie zjem wszystkich w ogóle). 
Ach, no i przepraszam, ale jakoś wyjątkowo dobrze mi się z nimi współpracowało, przygotujcie się więc na zasyp zdjęciami (na insta także ;))


Całe opakowanie jest przyjemne i estetyczne, tekturka przedstawia otwarte jajko, napis w chmurkach dyskretnie mówi o lekkiej strukturze, wytłaczanka krzyczy, że jest spod szyldu fioletowej krowy, a zawartość w ilości czterech sztuk ma oddzielne, łaciate sreberka. Zastanawia mnie tylko dlaczego ułożone są jedynie dwie małe łyżeczki, ale nie wnikam, pomysł bardzo mi się podoba, a dla młodszych z pewnością będzie to niezła frajda :D pff, dla mnie nadal jest :D
Otworzyłam więc jedno z nich i zaciągnęłam się, aby jak najlepiej poczuć zapach, niemal nieziemski, maksymalnie mleczny, słodziutki, mówi, ba krzyczy "zjedz mnie, rozkoszuj się".
Niestety jajko z zewnątrz jest tłuste, zostawia ślady na palcach i szybko się w nich rozpuszcza. Wpadłam na pomysł przepołowienia go, jeden nacisk, a czekolada ugina się i pęka, nóż przechodzi przez nadzienie, czemu towarzyszy charakterystyczny odgłos pękających bąbelków, już wiem, że będzie lekko i piankowo. 


Kawałek czekoladowej skorupki do odłamania jest pusty, bez problemu więc mogłam położyć na języku czystą czekoladę. Okazała się gruba i tradycyjnie, smacznie Milkowa, strasznie miękka, później podczas zbierania musu aż się łamała i wyginała, tłusta, mocno mleczna, słodka i aksamitna,a błotko jakie tworzy - nie mam słów <3 Smak zostaje jeszcze na chwilę po jej zniknięciu. Na fioletową łyżeczkę nabrałam jasne nadzienie, szybko wpakowałam do ust i o matko! Ma genialną konsystencję, mocno napowietrzone, lekkie, puszyste, przy tym gęste i delikatne, a znika z prędkością światła. Bardzo tłuste, aż osadza się na ustach pokrywając je cieniutką warstwą, na szczęście na ma nawet odrobiny margarynowego posmaku, wyraźnie mleczne w sposób proszkowy, to znaczy pochodzący od mleka w proszku, ale ja nic do tego nie mam, uwielbiam jego smak. Chwilami było nawet nieco waniliowe, wybaczam nawet tłustość, zdradził je cukier, jego zdecydowanie za duża ilość.


Całość mimo to była pyszna, błoga, rozpuszcza się błotniście, w najlepszym tego słowa znaczeniu, bardziej mlecznie być nie mogło, ale słodko chyba także, jest już do maksimum.
Podoba mi się pomysł, podoba mi się estetyka wykonania i dbałość o szczegóły, rozmiar jest identyczny jak przeciętne jajko, a poza pękniętą u góry skorupką (i smakiem) różni je jedynie kaloryczność, ponad dwa razy większa od krzywej elipsy, którą jemy na śniadanie. 
 W notatkach, na końcu zapisane mam "słodko" z czterema wykrzyknikami, tak też było, było także smacznie, miękko, cudownie jeśli chodzi o strukturę, ale jeśli ktoś jest wrażliwy na cukier to jedno jajo z pewnością starczy mu na cały dzień :D :D
Nie wiedziałam, który smak wziąć na pierwszy ogień, zamknęłam więc oczy i losowałam, teraz tylko ciekawe, czy kakao przebije mleczność do granic możliwości. 


 Ocena: 5/6
Cena: 9.99
Gdzie Kupiłam: Biedronka
Kaloryczność: 570/100g
    193 kcal w jajku




sobota, 12 marca 2016

Mondelez, Milka Choco Jaffa chocolate flavoured mousse

Miałam nic dziś nie pisać, jak w każdą sobotę, ale jakoś tak... nie mam co robić :D 
Co więc powiecie na wpis szybki, krótki, lekki, a przede wszystkim słodki? 
Bez zbędnego przedłużania, pewnie, w przeciwieństwie do mnie, w sobotni wieczór macie lepsze rzeczy do roboty ;) 


Nie lubię galaretki, co za tym idzie nie lubię galaretek w formie cukierków, nie przepadam też za delicjami, jeśli już to w lecie, wyjęte prosto z lodówki, dziś u Natalii pisałam, że nie lubię słodyczy z lodówki, tak też jest, a Jaffa Cakes są wyjątkiem. Krowi produkt na szczęście zrezygnował z obślizgłych krążków na rzecz musu, mi to jak najbardziej odpowiada, ale jak będzie ze smakiem?
Wróćmy jeszcze na chwilę do opakowania, jest małe, oczywiście w uspokajającym fiolecie, prezentuje zawartość, lecz to nie powinno być zdziwieniem, a jedyne co mnie w nim denerwuje to otwarcie, niby pomaga dłużej zachować świeżość - spoko, szkoda tylko, że nie otworzycie go tak, aby nie usłyszała o tym połowa ulicy, zaraz się zlecą i dla was zostanie figa z makiem - chyba nie może być gorzej ;)
Gdy już uporałam się z hałaśliwym i niewygodnym, lecz jak twierdzi producent praktycznym plastikiem, zobaczyłam 9 pełnych małych dziureczek biszkoptów, wyglądały na dobrze wypieczone i mówiły, że połowy ulicy nimi nie wykarmię. Pachniały za to bardzo mlecznie, wyraźnie odznaczało się mleko w proszku (co mnie zaskoczyło), oraz słodko. 


Wyjęłam kilka sztuk i poddałam dogłębniejszym oględzinom. Okazały się niedopracowane, niechlujne, krzywo rozmieszczona pianka przykryta została cienką, prześwitującą warstwą czekolady. Nie daje się ona oddzielić i topi w palcach, jest typową, znaną wszystkim Milką, ma tak grubą warstwę, że nic nie wnosi do całości, jakby jej nie było, spełnia jedynie rolę osłony, słodkiej i mlecznej. Ugryzłam więc biszkopt, strasznie suchy, na brzegach aż zrobił się twardy. W smaku okej, nie wali chemią, słodki, jednak nie tak bardzo jak czekolada, delikatnie proszkowy, jajeczny, rozmięka szybko i dopiero wtedy robi się przyjemny, inaczej jest zdecydowanie za suchy, ciężko byłoby zjeść dwa (same) bez popicia. Nadzienie(?) okazało się mięciutkie, gumowo - piankowe, lekkie, napowietrzone, gładkie i żelowe. W smaku dziwne, słodkie, sztuczne, cukrowe, nie umiem go opisać, w ogóle nie czekoladowe, na końcu czuć także minimalną, jakby alkoholową nutkę. 


Całość jest słodka, jednak to nie jest jej największy problem, nie było to zbyt i męczące, miękka, jednak przy tym sucha, nawet wilgotny żelowy mus nie ratuje sytuacji. Biszkopt dominuje, górna część jedynie nadaje sztuczności i słodyczy, no może jeszcze dzięki niej jest bardziej miękko - za to należy się plus. 
Zawiodłam się, kiedyś wersja Toffi była moją ulubioną z kupnych ciastek typu delicje, pamiętam ją jako miękką, słodką, delikatną, czekoladowe, których swoją drogą nigdy wcześniej nie jadłam, okazały się suche, sztuczne i nijakie. Szkoda, bo pomysł z zastąpieniem galaretki wydaje się być super, gorzej z wykonaniem. Zjadłam je, owszem, można kilka przegryźć bez obrzydzenia, w pośpiechu, nie myśląc. 
Teraz mam dylemat, kupować Toffi? Zmienił mi się smak, czy producent postanowił popracować nad recepturą i jak zawsze wyszło to na niekorzyść? Wy jak myślicie? 


Ocena: 2,5/6
Cena: mama kupiła, zapomniałam zapytać ;)
Gdzie kupiłam: podejrzewam, że Carrefour
Kaloryczność: 375/100g
53 kcal w ciastku


Gdzieś zginęło mi zdjęcie składu, obejdzie się bez? :D

wtorek, 8 marca 2016

Mondelez, Milka Collage

Razem z całą klasą jedziemy w tym roku na takim farcie, że aż sama w to nie wierzę! :D No nic, trzeba się tylko cieszyć, dzień miną szybko, znów nie mam weny, więc powiem tylko, że jeszcze trzy dni i piątek, przy okazji zawitam do Almy, może wpadnie coś ciekawego? :D 

Czekolada ta siedziała mi w głowie długo, myślałam kupić czy nie, czytałam, później chciałam ją zakupić, nie było, dałam więc sobie spokój, ale przy okazji Mikołajek poprosiłam, a właściwie to wcisnęłam K ją do ręki, tak o to do mnie trafiła, później znów pojawiła się we wszystkich sklepach, a moja leżała, leżała i leżała, lecz jest, jest i u mnie, jak smakowała? Prezent udany? To się przekonamy :D


Opakowanie jak u Milki - w fiolecie, przedstawia także czekoladkę, fale ciepłego koloru i małe dodatki, nic szczególnego, zero wychodzenia poza schemat, zostajemy w bezpiecznej sferze, jednak przyjemniej dla oka. Gdyby nie fakt pojawienia się jej na sąsiednich blogach (no i oczywiście trzymanie w ręku całego produktu), wierzyłabym, że w środku będą czekały na mnie oddzielne czekoladki. Więc wbrew pozorom, otrzymałam niestandardową tabliczkę, podzieloną na 10 kostek, lecz innych niż zwykle. Z jednej strony (tej ładniejszej :D) nie mają warstwy ochronnej, widać ogrom kremu jakim je wypełniono, a także dodatki w postaci posypki. Równe, pomarańczowe kawałki "lekko solonego karmelu", pół okrągłe, blade jak twarz nieboszczyka ciastka, a także ciemniejsze, małe kropelki czekoladowe, są one rozmieszczone w miarę równomiernie i całkiem nieźle wyglądają. Spód zaś, nawet nie wiem jak go opisać, sami zobaczcie, jest dziwny, nie podoba mi się i  kojarzy z drzewem genealogicznym :D
Zapach jest intensywny, wprowadza człowieka w stan ekstazy, bardzo słodki, a także mocno orzechowo - czekoladowy, jednym słowem (lub czterema) Milka wymieszana z Nutellą. 


Kilka drobinek zatopionych było także wewnątrz kostek, jednak bez karmelu, nie wpłyną on do środka, a także występował w najmniejszej ilości, twardy jak kamień, chwila trzymania w cieple jamy ustnej i daje się przegryźć, smak jest cukrowo - karmelowy, jednak nie mogę wspomnieć o przesłodzeniu, nie wyczułam zapowiadanej soli, a jego konsystencja przypominała mi mocno wyschnięte wnętrze krówki, uwielbiam takie, ale tutaj dodatkowo były one trochę twardsze. Następne wzięłam ciastka, miękkie, mączne, neutralne, jednak aż mdłe, w smaku także tłuste i nie mówię tu o subtelnej nutce masła, a o pierwiastku margarynowości. Kropelki czekoladowe są mniej słodkie od reszty (czekolady), tłuste i trochę kakaowe. 
Czekoladowej otoczki jest mało, ciężko ją odróżnić i oddzielić, po trudach jakie w to włożyłam okazało się to, czego się spodziewałam, a może nawet i oczekiwałam, to typowa Milka. Słodka, mega mleczna, tłuściutka, delikatnie orzechowa i aksamitna. Przez to, bądź dzięki temu, że występuje w tak małej ilości jest miękka, prawie dopasowuje się do konsystencji kremu i otrzymujemy najmiększą czekoladę jaką jadłam. Jak już możecie wywnioskować kremu jest naprawdę dużo, zwarty, ale niesamowicie miękki, idealnie gładki, tłusty - nawet nieco zbyt, jednak nadal blisko mu do ideału.  


Czekoladowy, czekoladowo - kakaowy, orzechowy, kakaowo - orzechowy, mleczno - orzechowy, dokładnie w takiej kolejności dochodziły do mnie smaki, mieszały się, łączyły, wysuwały na prowadzenie. Rozpływa się błyskawicznie, podchodzi pod krem typu Nutella, ale jest od niego znacznie dalej, niż wskazywał na to zapach. Całość jest bardzo miękka, gdzieniegdzie coś chrupie, lecz dodatki smakowo się nie wyróżniają. Jest mocno orzechowo, czekoladowo, mlecznie, chwilami nawet kakaowo, tłusto, oraz naprawdę mocno słodko. Chwila trzymania na języku wystarczy, aby było tam już błotko, aksamitne, gęste, muliste, pyszne. Po rozpuszczeniu zostają nam ciastka, które są miękkie i wystarczy im jeden nacisk zębów, aby się rozleciały, a także karmel, który staje się trochę mniej toporny i łatwiej się z nim rozprawić. Mi, zwolennikowi działania zębami na kostki, przeszkadzał podczas jedzenia, gdyż raczyłam się błogą konsystencją (jak zastygły krem), nagle głośne, mocne chrup i me kły się zatrzymały, w pierwszym momencie nie wiedziałam, czy mam już jeden mniej, czy był to tylko dodatek w postaci zbyt twardego karmelu. 
Ogólnie było smacznie. 


Ocena: 5/6
Cena: dostałam 
Gdzie kupiłam: jak wyżej
Kaloryczność: 555/100g


Podobał Ci się wpis? Masz odmienne zdanie, a może jakieś rady? Chętnie posłucham wszystkiego i wszystkich z osobna. Będzie mi miło, gdy zostawicie ślad swojej obecności ;)