Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ferrero. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ferrero. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 lipca 2016

Ferrero, Kinder Colazione Piu vs Panecioc

Pół dnia dziś spędziłam na porządkowaniu wszelkich zdjęć, przenoszeniu z laptopa na pendrive, usuwaniu tych, które z różnych przyczyn się powtarzają i tak dalej i tak dalej. A dlaczego? Mój laptop poważnie zaczyna się buntować, wyłącza bez przyczyny, jak chce to od razu sam się włącza, boję się, że w końcu się nie włączy, dlatego witaj serwis. Nienawidzę oddawać swojego sprzętu do naprawy, zobaczymy co tam wymyślą, nie wiem tylko czy w tym tygodniu, czy następnym, ale jeśli nie będę się odzywać to znak, że coś przy nim majstrują, a na samą myśl o pisaniu posta na telefonie żyć mi się odechciewa :)

Krótkie ogloszenie(?) i możemy przejść do produktu, który w moich rękach znalazł się zupełnie niespodziewanie. Produkty spod patriotycznego (pod względem barw oczywiście) szyldu Kinder dostałam od Asi, której jeszcze raz bardzo dziękuję. 
Czy będzie smacznie? Sprawdźmy . 

Zdjęcia opakowań są oczywiście z internetu, ale przyznam, że strasznie podoba mi się to pierwsze i ostatnie, niestety już wiem, iż nigdy nie będzie mi się chciało bawić w usuwanie tła z każdego zdjęcia, szkoda :D


Podłużne biszkopty pakowane są w przeźroczyste folijki, następnie w duże, zbiorcze opakowania, rozwiązanie jak najbardziej okej. Przyjrzałam się im jeszcze przed otwarciem, Panecioc z wierzchu wygląda okej, a Colazione Piu chyba miał być ciemno kakaowy? Nie tu. Uwolniłam je i poddałam torturom, suche, na pewno są suche,  przekrój w szerz - coś tam widać, przekrój wzdłuż  - marnie, oj marnie, gdzie są piękne warstwy? Zaczęłam od wersji ciemnej, wygląda mniej imponująco, a także oczekiwałam od niej mniej, potencjalnie lepsze wolałam zostawić sobie na koniec.

Colazione Piu 
Łatwo oddzieliłam spód, moje przypuszczenia się potwierdziły, suchy jak nie wiem, nie ma w sobie ani odrobiny z kapciowaych biszkoptów, które je się naprawdę przyjemnie.
Sztuczny i jakiś taki zasuszony, ma czerstwy smak i.. i w sumie żadnego innego, słodycz nie stoi wysoko, czuję tylko sztuczny i czerstwy biszkopt. 
Nadzienia nie mogłam znaleźć, jest go maksymalnie mało (w sumie może to i dobrze?), a do tego ma niemal identyczną barwę. Wyodrębniłam małą grudkę, krem z zewnątrz był jak zaschnięty, w środku margarynowo - tłusty, z naciskiem na to pierwsze. Gęsty i zbity, z jakże cudowną spirytusową nutą, nie mocną, lecz wyraźną, na tyle, że czuć tylko alkohol z margaryną - nie jest dobrze. 
Ugryzłam kawałek.. suchy wiór po chwili i na chwilę przełamuje tłusty krem, znika szybko, a całość raczy aromatem alkoholu i smakiem czerstwego razowca, tak jakby ktoś jakieś niedobre i czerstwe pieczywo skropił niedużą ilością spirytusu - mm, pycha!

1/6


Panecioc
Przy tej wersji było łatwiej, przynajmniej widziałam "krem". Jest lepiej? Gorzej? Sama nie wiem, znów sucho, wiórowato, mniej czerstwo, ale bardziej chemicznie. Nadzienia jest więcej, gęste, zbite, jedna wielka gruda. Zimno - tłusty (mam nadzieje, że wiecie o czym mówię :D), nie alkoholowy, za to najgorzej tanio - czekoladowy, a raczej jak wyrób czekoladopodobny. Znam skądś ten smak, lecz nie przetoczę przykładu - pustka w głowie podczas pisania, do tej pory nie wiem. Znów wgryzłam się w prostokąt, nie powiem, ze było to przyjemne, jednak, chwila, tak - jest lepiej, nie ma tak dużo suchego biszkoptu, a zastygnięta pseudo czekolada traktuje nasze kubki smakowe łagodniej od poprzednika, dlatego byłam w stanie zjeść cały bez popijania. Tłusto i sztucznie, nie jest smacznie, jest zjadliwie, bo sztuka ciemna nawet pachnie alkoholem, a gdyby nie woda obok, nie dałabym jej rady. 

1,5/6

No Kinder - zawiodłam się, zawiodłam się na całej linii.
Nigdy więcej!

Cieszę się jednak, że mogłam spróbować, przynajmniej nigdy więcej na nie nie spojrzę, bo mało nie kosztują :D


Jak tak przeglądałam internet w poszukiwaniu opakowań, natknęłam się na zdjęcia tego, jak batoniki mają wyglądać. Brutalne zderzenie z rzeczywistością. ------>>





niedziela, 3 kwietnia 2016

Ferrero, Grand Ferrero Rocher

Nie wiem, znów nie wiem co tu napisać, mam  takie chwile, że nie mam siły. Zwyczajnie w świecie męczę się sama ze sobą. Nie lubię niedzieli, gorzej niż poniedziałku, za dużo czasu, za dużo siedzenia w domu, za dużo myślenia. Tak bardzo chciałabym być normalna. 
Szybko, bo jeszcze się rozgadam, a przed nami wpis nie krótki, a czy smaczny?  


Pralinkę w złotku zna chyba każdy, ale nie każdy miał okazję trzymać w ręku wielką kulę od Ferrero. 
Oprawa wygląda bardzo ładnie, dzięki temu idealnie sprawdzi się na prezent, tylko nie pakujcie kuli do torebki :D Zdjęłam papilotkę, gorzej było ze złotkiem, od spodu przyklejone zostało wielkimi plackami kleju, szpecąc przy tym złote pudełeczko, które chroni wnętrze przed rozbiciem w wyniku nieostrożnego traktowania. Odkręciłam górę, która ukazała ładnie i perfekcyjnie pofalowaną czekoladę, przez którą przebijały się jasne plamki. Zapach jaki się uniósł był wyraźnie i mocno mleczny, słodko orzechowy, ale i kakao dawało coś od siebie, można podsumować go jednym słowem, po prostu apetyczny. Czekolada miejscami jest bardzo gruba, gdzieniegdzie zaś biednie cienka, orzechów w nią wtopionych jest dużo, a niektóre z nich są naprawdę spore. 


Połówki trudno się oddzielają, ale czekolada nie jest twarda, łatwo ulega zębom i waży równe 100 gramów.  Po dobrym początku przyszedł czas na jedzenie, gryz i ogromne rozczarowanie, liczyłam na niebiański smak, rozkosz dla podniebienia, a tu skucha. Z pierwszym kawałkiem było tanio i płytko (sama nie wierzę, że to piszę), już wolałabym Milkę, ale postanowiłam się zagłębić. Czuć nutkę kakao i to nie słodkiego puchatka, jednak bez goryczy, obecna słodycz nie jest za wysoko, w sam raz, do tego było lekko tłusto i odrobinę mlecznie, lecz to wszystko jest takie bez wyrazu, mdłe, mocno rozczarowujące. 
Kawałek powędrował na język i czekał, nie długo, orzechy od wewnętrznej strony przez chwilę drapały podniebienie, ale nie kaleczyły go.


Czekolada rozpuściła się szybko, szybko też zniknęła, nie stworzyła błotka, zostawiła natomiast ogrom orzechów. Podprażonych, soczystych, świeżych i genialnych. Ich otoczka jednak rozpłynęła się trochę rzadko, tłusto, aczkolwiek nie nadto i mocno słodko, nawet bardzo, wcześniej tak tego nie odczułam. Mogłam wyróżnić także kakao, jednak na końcu już dominowała słodycz. 
Całość jest chrupiąca, orzechowa, taka niezła, do zaakceptowania, ale nie do rozwodzenia się nad nią podczas jedzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że rozczarowująca, no i z pewnością nie na cenę 20 złotych, która widniała pod kulą przed przeceną. 


Ocena: 3/6 (dla czekolady)
Kaloryczność: Nigdzie nie podana dla samej czekolady, przyjmijmy, że
603/100g 
Cena: 11.99 (przecena)
Gdzie Kupiłam: Alma


W środku czekoladowej kuli umieszczone zostały dwie pralinki, ułożone na złotej tacce, owinięte w złotko, wyglądają naprawę ładnie. Zawsze wolałam je od Rafaello, ale w domu gościły dużo rzadziej, gdy dostawałam pralinki znacznie częściej padało na białe, obsypane szatańskim wtedy tworem (teraz już wiórki mi nie przeszkadzają). Szybko je otworzyłam i poddałam wstępnym oględzinom, mimo, że przecież już z nimi obcowałam. 


Mała kulka oblana jest znacznie jaśniejszą czekoladą, orzechy występują w ilości nieposkąpionej, a orzechowo - czekoladowy, słodki zapach jaki się znad niej unosi jest cudowny. To było prawdziwe wyzwanie dla mej silnej woli, wdech, wydech, jeszcze zdjęcie przekroju. A ten wygląda bosko, duży orzech, gruba warstwa czekolady i krem, który oddzielony od niej był cienkim wafelkiem. 
Otoczka oddziela się łatwo, miękka, orzechowa podobna do czekolady z kuli, lecz delikatniejsza, wyraźniej i mocniej mleczna, a przez to, lub raczej dzięki temu lepsza w odbiorze. Następny w kolejności był wafelek, typowy andrut, lekki, delikatny, kruchy i słodki na poziomie idealnym. Świeży, dobrze wypieczony, czuć także charakterystyczną, pieczoną waflową nutę. 


W końcu dotarłam do kremu, łatwo odchodzi od chrupiącej osłony, gęsty, tłusty, od razu czekoladowo - kakaowy, później zaraz wyraźnie orzechowo laskowy, słodki, taki Nutellowy, ha! więcej jest nawet lepszy niż nutella, którą uwielbiam od dziecka. Jako kropka nad "i", podkreślenie cudowności tegoż to produktu został nam orzech, z lekką, charakterystyczną goryczką, świeży, soczysty, chrupiący, czy ja mam mówić tu coś więcej? Ugryzłam drugą i ostatnią :( pralinkę, sekunda przechodzenia zębów przez miękką czekoladę, następnie chrupnięcie wafelka, później łatwo przebiłam się przez miękki krem, aby dojść do soczystego zwieńczenia. Całość jest, dokładnie w takiej kolejności, mocno orzechowa, co więcej nie jakoś tam orzechowa, ale wyraźnie laskowa, później słodka, kakaowa, tłusta na poziomie nie przekraczającym granicy, po prostu pyszna. 
Te dwie kulki skończyły się tak pysznie, tak genialnie, już zapomniałam jak bardzo je uwielbiam. 
Pomieszanie konsystencji, plątanina smaku, rozkosz dla zmysłów, chwila błogości. 
Mogłabym usiąść z całym pudełeczkiem w fotelu, zgasić światło, wyłączyć muzykę, rozpakowywać kolejne pralinki. 


Ocena:  tam - tara - dam 7 wyróżnienie słodyczoholika
Kaloryczność: 603/100g
74 kcal w pralince


Może szybko podsumuję giga "pralinę". Wygląda świetnie, dlatego idealnie sprawdzi się na prezent, ja jednak nie kupiłabym jej ponownie, czekolada była słaba, a na konto jej 100 gramów wolałabym te osiem pralinek więcej. Zakupu nie żałuję, ale za 20  złotych nie polecam :)

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Ferrero, Kinder Mikołaj z Czekolady

Czas, nawet nie wiem gdzie on jest. Dziś była gala, kogo obstawialiście? Jak dla mnie to pewnym było, że Messi zdobędzie piątą w karierze złotą piłkę. Później trzeba było zajrzeć do lekcji, jakoś tak znów wieczór zleciał jak za pstryknięciem palca, ale nie ma tego złego,  spokojnie skończyłam książkę :D. Potrzebowałam więc czegoś co szybko się napisze, bez długiej historii, kilku elementów, złożonego smaku i tak dalej. Szybki wgląd w notatki no i mam, cofamy się do okresu świątecznego, jeszcze z czasów (dosłownie) słodkiego dzieciństwa. 
Obiecuję sobie (pff, nie wam oczywiście :DD :*), że się poprawię, strzeżcie się! :D

Tymczasem zapraszam was na recenzję Mikołaja od Kinder, obiektu dziecięcych marzeń. 

Wiem, że występuje w dwóch wersjach, mikołaja siedzącego na saniach z jajem niespodzianką, oraz tradycyjnego, trzymającego wór pełen prezentów. Do mnie trafił ten drugi. 


Mały, zgrabny i powabny, ważący zaledwie 55 gramów. Opakowany w ładne sreberko, z dbałością o każdy szczegół, zadbano nawet o małą dziurkę nad głową starca, na choinkę? ;)
Jeszcze pozytywniej zaskoczył mnie widok po rozpakowaniu, ukazała mi się figurka odwzorowana niemal idealnie, zabawki, twarz, pas, tył i przód, szapo ba (chapeau bas?) dla producenta, nie to co goły bałwan :D
Głowę dziadka odkroiłam bez problemu, nic się nie połamało, a moim oczom ukazały się dwie warstwy, liczyłam na smak dzieciństwa, jajko niespodziankę w wersji XL. Długo więc nie zwlekałam i przeszłam do części (zazwyczaj) najprzyjemniejszej, jedzenia. 


Warstwy są nierówne i nierównomiernie rozmieszczone, część zewnętrzna jest nieco cieńsza, bardzo trudno się oddziela i niemożliwym jest kawałek podzielić na dwa smaki. Na pewno czuć, że część biała jest ciut słodsza i bardziej mleczna, mleczna w sposób proszkowy (mlekiem w proszku), nieidealnie gładka i tłusta. Ciemna zaś aksamitna, słodka, całkowicie pozbawiona kakao, mleczna i tłuściutka lecz nie nazbyt,  nienachalnie, nie margarynowo. Całość rozpuszczając się tworzy błotko, tłuściutkie, mleczne i bardzo słodkie. 


Dłużej zajęło mi jedzenie i dodawanie zdjęć niż sam opis, ale nie ma co tu dużo mówić. Połączenie dwóch, kinderkowych czekolad, miękkich, słodkich, mlecznych i błogo rozpuszczających się. Kinder słynie z wysokiej mleczności swoich wyrobów i tu ją otrzymałam, otrzymałam to czego oczekiwałam, prawdziwie dziecięcą czekoladę, w formie jeszcze bardziej przypominającej dzieciństwo. Grubość wpłynęła na łatwość rozpuszczania lecz nie narzekam na to. Jedyne co mnie rozczarowało to fakt, że nie smakowała mi tak jak kiedyś, nie przyniosła takiego entuzjazmu, mimo ekscytacji wywołanej przypomnieniem dawnych (w sumie, nie zapędzajmy się, nie było to tak dawno :DD) smaków, nie skończyłam z taką samą miną. Nie mogę wystawić mniej niż 4, nie mogę, sumienie mi na to nie pozwala, jeśli macie ochotę na kinder niespodziankę, to polecam sięgnąć po świąteczny wyrób, zapłacicie jakąś złotówkę więcej, dostaniecie więcej, a choć smak ten sam, co zasmucające, nie smakujący tak jak dawniej. 



Ocena: 4
Cena: 3.99
Gdzie kupiłam: Lidl
Kaloryczność: (dla jajka z niespodzianką. brak wartości odżywczych) 
 564/100g
310 kcal w mikołaju :)

wtorek, 3 listopada 2015

Ferrero, Nutella &Go!

Ehh, moja szkoła mnie dobija, rozwala, sprawia, że kompletnie jej nie rozumiem.. Nauczyciele zachowują się dziwnie, mają swoje humorki i tak dalej, ale tak chyba jest wszędzie. Jednak sprzątaczki uważają się za nauczyciela co najmniej, doprowadza mnie to do białej gorączki, one dostają pieniądze za podniesienie po kimś śmiecia, nie ja. Dlaczego mam im się kłaniać i szanować, skoro one nie szanują mnie. 
A dzisiaj to myślałam, że padnę, wchodzimy do sali, w której mamy technikę, siadamy jak zawsze, po czym słyszę, że mamy przygotować kartki, a koleś wychodzi. No kurde.. A on co? Wchodzi i mówi, ze mamy wziąć kartki przejść do 16.. Że co? Haha, okej. Napisaliśmy kartkówkę i wróciliśmy do sali. O.o


Chciałam, dostałam, zapomniałam. A to nie miałam ochoty, a to miałam zjeść coś większego, często nawet nie brałam produktu pod uwagę. Aż któregoś dnia z ciekawości wzięłam do ręki i co? Termin minął z końcem sierpnia tego roku. Nie ma więc co odwlekać, spróbujmy niewinnie wyglądającej paczuszki, skrywającej 269 kalorii pochodzących z (mam nadzieję) wartych tego pyszności.  


Podzielona ona została na dwie przegródki, jedną mniejszą, bo sięgającą połowy wysokości, mieszczącą krem, w drugiej zaś siedziały "paluszki". Otworzyłam i.. trochę smętnie to wygląda ("porównanie" tu), coś słabo też pachnie. Nie zwlekajmy dłużej tylko próbujmy. Pałeczki, choć z wierzchu sprawiały odmienne wrażenie, są blade, zarówno z zewnątrz, jak i w środku. Nie są duże, średnio grube, ale nieźle wypieczone, gdyż mocno chrupią, są też bardzo napowietrzone i lekkie. Suche, trochę jakieś takie chlebkowe, albo nawet bardziej jak wysuszona bułka. 


Delikatnie słone i nie wiem czego oczekiwałam lecz to co otrzymałam nie wzbudziło we mnie żadnych emocji, zero zadowolenia czy wielkiego rozczarowania, ot kompletnie mi obojętne. Do drugiej komory wpakowano Nutellę, czy na sali jest ktoś kto jej nie jadł, choć raz, minimalną ilość? Krótkie więc tylko przypomnienie - tłusta, gładka, trochę orzechowa, czekoladowa i bardzo słodka, z mojego punktu widzenia - pyszna. 


Samych paluszków bym nie zjadła, ze smarowidłem sprawa ma się inaczej. Jego słodycz jest trochę niwelowana, na to konto znikoma słoność ginie całkowicie. Tu coś chrupie, tam gładzi podniebienie, smaczne, ale nie zachwycające, nie zadowalające, biorąc jeszcze pod uwagę dostępność.. Lepiej kupić słoik kremu, paluszki, jakieś pieczywo chrupkie, a już najlepiej szamać moją ulubioną wersję - z herbatnikami lub płatkami śniadaniowymi..


Ocena: 4/6
Cena: dostałam
Gdzie kupiłam: jak wyżej
Kaloryczność: 517/100g
       269 kcal w kubku (?)


A na koniec zdjęcie psiaka, o którym pisałam wczoraj.
Aaa, patrzcie, usiadł <33
Ach no i wybaczcie, po wizycie u weterynarza okazało się, że ma półtora miesiąca, najadł się i już chce się bawić, on zwyczajnie nie miał siły by chodzić..Eh normalnie zazdroszczę cioci, że to jednak u niej zostaje. :)

Podobał Ci się wpis? Masz odmienne zdanie, a może jakieś rady? Chętnie posłucham wszystkiego i wszystkich z osobna. Będzie mi miło, gdy zostawicie ślad swojej obecności ;)