Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cadbury. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cadbury. Pokaż wszystkie posty

sobota, 7 maja 2016

Mondelez, Cadbury Dairy Milk Puddles Smooth Hazelnut

Fatalnych zdjęć ciąg dalszy, nie wiem jak ja je robiłam, ale nie mogę na nie patrzeć, następny wpis będzie ładniejszy, obiecuję :D


Dawno nie było czegoś niedostępnego w naszym kraju, jednak terminy zaczęły gonić, więc muszę wyjadać. 
Zaczniemy jak zwykle, według dobrze już wam znanego schematu. Ciemny, matowo - połyskujący fiolet to znak rozpoznawczy Cadbury, większą część opakowania, które swoją drogą przylega tak jak lubię, zajmuje nazwa i logo, z prawej zaś strony mieści się lekko (zakładam) nadgryziona kałuża. 
Długo nie zwlekałam, a także długo nie rozwodziłam się nad podziałem, wygląda identycznie jak 4 poprzednie (Milka Mint i Hazelnut, oraz Cadbury Mint). Zapach to fuzja mleczności i orzechów laskowych, następnie wplątuje się słodycz, aby to napisać przytrzymałam chwilę czekoladę bliżej nosa, w tym czasie zaczęła się rozpuszczać. 


Jest miękka, łatwo możemy ją spróbować, tradycyjnie inna niż Winter Edition, lecz identyczna jak reszta wyrobów C. - mleczno - proszkowa, tłuściutka, o kakao możemy nie wspominać, za to maksymalną mleczność warto podkreślić, słodycz stoi wysoko, ale tu mi to nie przeszkadza. Błotko jakie tworzy jest nieziemskie nie tylko w smaku, gęste, muliste, gładkie, nie znika szybko - ideał. Nacisnęłam górę wypustki, a nadzienie wypłynęło, tak jak było w przypadku Milek(?), tak i tu orzechowe jest bardziej płynne od Miętowego, niemal czarne i błyszczące. Gęste, lepkie, brudzi paluchy i odsłonięte pachnie jeszcze intensywniej orzechowo - czekoladowo. Okazało się mniej słodkie od otoczki, a także mniej orzechowe od Milkowej wersji, choć laskowce nadal były wyraźne, trochę takie sztucznawo - podkręcane. 


Ugryzłam całość, jest słodko i pysznie, błotniście nawet podczas działania zębami, cały czas mocno mlecznie, a po rozgryzieniu orzechowo i intensywnie czekoladowo, za minus można uznać wysoką słodycz, można też przymknąć na nią oko. 
Odebrałam ją jako lepszą od Milki za sprawą czekolady, która jest moim guru w kategorii mlecznych plebejskich czekolad. Orzechy i mleczność, mleczność i orzechy, do tego 90 gramów i dość niska kaloryczność - wszystko to składa się na takie szkolne pięć z plusem.


Ocena: 5+/6
Kaloryczność: ---->

czwartek, 7 kwietnia 2016

Mondelez, Cadbury flake vs Twirl

Znów nic nie umiem, dlaczego ja się nie uczę co? Jutro będę bić się w pierś pięć minut przed lekcją, dlaczego w domu chociaż raz nie przeczytałam notatek. Cóż, chyba nigdy się nie nauczę, ale tak mi się nie chce, tak bardzo tego nie lubię :D
Ehh, odda ktoś z was połowę chęci do czegokolwiek? Jak ja już czekam na wakacje <3
Nie przynudzam już, bo wpis i tak pewnie znów będzie późno, wrócę z, mam nadzieję, lepszym nastawieniem ;)

Dziś mam dla was kolejne porównanie, czy się z nimi polubiłam? Otóż nie, ale rozdzielać te dwa batoniki byłoby grzechem. Ktoś z was jeszcze nie miał z nimi do czynienia? Zaraz więc przekona się dlaczego.
Ich opakowania są skrajnie różne, żółty flake podłużny i wąski, to jakaś wstęga, tam napis, nawet miejsce dla kaloryczności się znajdzie. Twirl natomiast w fiolecie, mały, szeroki, a większość miejsca zajmuje giga napis. Nie wiem jak do was, ale do mnie bardziej przemawia to drugie. 


Po otwarciu obu produktów byłam świadkiem zderzenia się dwóch światów. Dwa paluszki Twirl pokryte były czekoladą, nie równo, aczkolwiek estetycznie, nic się nie pokruszyło, nic nie ucierpiało. Flake dla odmiany za sobą pociągną trylion małych, czekoladowych kawałko - okruszków, wyglądał ładnie, jak szczypka, ale wiadomym jest, że podróży nie przetrwa, szkoda. Już sięgałam po nóż, lecz ostatecznie okazał się niepotrzebny, jeden z paluszków równo i łatwo pękł pod wpływem działania siły mych jakże imponujących mięśni, drugi zaś (flake) był już przełamany. W przekroju wyglądały bardzo podobnie, niemal identycznie, ale jak spojrzymy jeszcze raz to dostrzec można więcej przestrzeni pomiędzy warstwami u f. 
Zaskakująco szybko przeszłam do etapu wąchania, pachną, uwaga, "łaaał" znów podobnie, intensywnie, typowo proszkowo, słodko, a na konto wysokiej mleczności nawet odrobinę nie kakaowo. 
Próbowanie zaczęłam od flake, jadłam już oba, ale wygląda  o wiele ciekawiej, zdecydowanie bardziej mnie do niego ciągnęło. Czekolada nie stawia najmniejszego oporu, ugryzłam więc z łatwością, a ona zaczeła kruszyć się na wszystkie strony, no nie powiem, że nie jest denerwujące. Jest to typowa Cadbury jednak (co chyba zawsze będę powtarzać) inna niż w Winter Edition. Mleczna w sposób proszkowy, słodka, ale uwaga, nie odebrałam tego tak bardzo(?), raczej nie odebrałam tego źle, nie było zbyt. Kakao nie ma co wspominać, lecz za sprawą formy podania lekko jakby zmienił się jej smak, jego odbiór. Warstwy rozpadają się na języku i nadają całości czegoś innego, interesującego, lepszego. 
Kawałek położony na języku rozpuszcza się szybko, ale nie błyskawicznie, nieidealnie gładko, nawet powiedziałabym proszkowo, krucho i początkowo sucho. Z chwilą robi się trochę słodziej, ale i tak było zdecydowanie mniej cukru niż zazwyczaj, mleczniej i przyjemnie tłusto. Powstaje gęsto bagienko, które jednak znika szybko. 


Rozprawiłam się z jednym, przyszedł więc czas na Twirla. Warstwa zewnętrzna jest cieniutka, nie da się jej oddzielić. Raz dwa ugryzłam paluszek i poczułam różnicę, poważnie. Nie wiem jak, za sprawą czego, ale od razu ją poczułam. A czym się różnią? Tak naprawdę? To  trudno powiedzieć, dajcie mi chwilę. 
Nie kruszy się, rozwarstwia na języku, podoba mi się. Znów nie jest za słodko, znów proszkowo mlecznie, jest także krucho i sucho, ale wyczuwam pierwiastek kakao, takiego puchatkowego, ale idealnie tu pasuje. 
Jest smacznie, a struktura jest genialna, już podczas jedzenia za pomocą zębów rozpływa się. 
Rozpuszcza się szybciej od poprzednika, lecz podobnie, łagodniej z zewnątrz i tłuściej, później natomiast bez zmian, powstałe błotko jest gęste i pyszne, choć i tak wolę gryźć batonik. 
Czas więc na krótkie podsumowanie, zwięźle i na temat. Bardziej smakuje mi Twirl, nie kruszy się tak, obecne kakao nie jest gorzkie i intensywne, ale pasuje do niego i nadaje tego czegoś. 
W obu jednak jest delikatnie, mlecznie, pysznie i tak szczypkowo :D


Flake 4,5/6 
535kcal/100g
137 kcal w batoniku

Twirl 5/6
535kcal/100g
198 kcal dwóch paluszkach 


Skład flake i nie wiem czy nie pokręciłam czegoś z kalorycznością Twirla, więc jak coś to nie ja hahah :D

czwartek, 31 marca 2016

Mondelez, Cadbury Creme Egg

Co za tragiczna pogoda, nienawidzę takiej, siedzę w szkole patrzę przez okno, widzę słońce, super, można wyjść, w końcu włożę rolki po zimie, zdjęcia ładne wyjdą, humor od razu lepszy, same plusy. 
Ostatni dzwonek, zakładam buty, lżejszą kurtkę, ale nie, nie mogę iść rozpięta, nie mogę biec do domu jak na skrzydłach, bo ciężkie ciemne chmury wiszą nad głową, chłodny wiatr przeszywa mnie od stóp aż po czubek głowy, przez taką pogodę snuję się po chodniku jakbym była co najmniej 20 kilogramów cięższa.
.....<tu dopowiedzcie sobie resztę historii, bo nie mam czasu>...
Dobra, koniec bo już późno, a mnie zaraz zabije czkawka, a jak nie ona to sama pójdę po pistolet bo czkam(?) już dobre pół godziny.

Jajeczno - figrukowy plan został zmiażdżony, wpisy z jaskrawych i kolorowo pastelowych opakowań skończyć się miały wczoraj wieczorem, albo dokładniej dziś wieczorem ostatni miał być zmieniony ze strony głównej przez coś mniej słodkiego, ale plan wziął w łeb i przede mną, jak i wami jeszcze 3 słodko jajeczne paczki, dam nam jednak odpocząć, przynajmniej tydzień :D


To opakowanie podoba mi się już dużo bardziej niż żółć z wczorajszego wpisu, intensywne barwy, napis i dynamika, totalne przeciwieństwo tego co mi się podoba (czarne, matowe, stonowane), ale skutecznie przykuwa wzrok. Otworzyłam je wspomagając się nożyczkami, jednak żeby nie było - ja i me muskuły dalibyśmy radę, pozytywnie zaskoczyło mnie to co zobaczyłam, osiem kolorowych pazłotek, w które zawinięte były duże jajka, przygotowana byłam na sztuki luzem wrzucone do paczki. Odwinęłam jedno z nich rwąc przy tym delikatne sreberko, oczy dostrzegły całkiem ładne zdobienie, logo Cadbury po dwóch stronach, któremu towarzyszyły dwie gwiazdki. Przed rozkrojeniem przybliżyłam je do nosa, pachnie typowo proszkowo mlecznie, za co odpowiedzialny jest biały proszek, tu nie ma zaskoczenia. Oddziela się łatwo, nie tylko połówki, ale i czekolada, a także środek. Naprawdę bardzo gruba otoczka skrywa dwukolorowe wnętrze, prawdziwie jajeczne. 


Zdziwiło mnie to, że pierwsze, które rozdzieliłam było suche, konsystencji znienawidzonego marcepanu, albo raczej suchej, jednak wciąż wilgotnej krówki, a dopiero drugie takie, na jakie się nastawiłam - gęste, chyba nawet jeszcze nie mogę nazwać go półpłynnym, lepkie i lekko ciągnące. No dobra, próbujemy. 
Daruję sobie opisywanie maksymalnie mlecznej, błotnistej, słodkiej czekolady, bo jet taka jak w dużej większości produktów Cadbury, ma charakterystyczny smak mleka w proszku. Po więcej możecie cofnąć się do innych recenzji, ale podkreślam nie do Winter Edition, gdyż trochę się różnią. Od suchego nadzienia oddziela się idealnie. Proszkowe, i cukrowe, poprawka, w smaku bardzo cukrowe. Obie części mają taką samą konsystencję, są tak samo ziarniste, ale mam wrażenie, że biała ma nieco mniej cukrowego smaku, co jednak nie znaczy, że o mega słodyczy możemy zapomnieć. Struktura ta jest ciekawa, ale nie genialna. 
Oblizałam palce i wzięłam się za kolejne, tym razem płynniejsze jajo. Z odseparowaniem czekolady już nie było tak prosto, a palce podczas tej próby oblepiły się nadzieniem, już wolę poprzednie. 



Zaczęłam od najjaśniejszego elementu, którego w obu nadzianych przypadkach (dla jasności przypomnę: a'la krówka i gęste półpłynne) jest znacznie więcej. Gęste,  słodkie, proszkowe, tak jakby osadza się na języku, no dziwne, dziwne. Znów wyłapałam różnicę pomiędzy kolorami, czy to wymysł mojej wyobraźni? Jest aż tak bujna? Pomarańczowe znów jest ciut mocniej cukrowe, ma bliżej nieokreślony posmak, trochę taki bez wyrazu, nieco może sztucznawy, ale wciąż obie części w smaku lepsze są niż te wyschnięte, które choć interesowały teksturą, to sprawiały wrażenie skoncentrowanych, jakby cukier skrystalizował się z większej powierzchni. 
Całość z jednej strony jest super mleczna, gruba otoczka łatwo ulega zębom, jest przyjemnie i smacznie, z drugiej zaś glutowo - proszkowo/sucho-krówkowo(to akurat całkiem mi się podoba)-marcepanowo w konsystencji, a strasznie nieprzyjemnie cukrowo w smaku. 
Części te są oddzielne, niespójne, jedno sobie drugie sobie. Za sprawą grubej warstwy (za co bardzo dziękuję) przeważa czekolada, jej mleczność i błotko wprost uwielbiam, lecz nie cały czas jest kolorowo, gdyż musiały pojawić się momenty, kiedy środek dochodził do głosu, wylewał się na język, bądź zwyczajnie odsłaniał się, wchodził pod ząb sam, bez osłony, wtedy dawał po kubkach smakowych cukrowością, smakiem typowym dla lukru, raz niezastygłego, później w postaci już zaschniętej. Nie umiem powiedzieć, nie pamiętam, których trafiło się więcej. 
Nie wiem co z z nimi zrobić, poważnie, czekolada uratowała całość, nadzienie było na drugim miejscu, jednak muszę pod uwagę wziąć jego smak. To wyliczanka.. Wpadła bomba...
Co ja gadam, niech będzie w połowie skali. 


Ocena: 3/6
Kaloryczność: 460/100g



środa, 30 marca 2016

Mondelez, Mini Eggs Milka vs Cadbury

Już trzeci raz skasowałam wstęp do dzisiejszej notki, kolejny raz myślę jak zacząć, już jakiś czas sporą trudność sprawia mi napisanie wprowadzenia do wpisu, kilka razy chciałam wylać to co czuję, ale wiem, że lepiej nie przekraczać granicy. Co zrobić, co zrobić, od jutra chciałabym wkroczyć w nowy etap mojego krótkiego, piętnastoletniego życia, nie będę nic mówić, ale moja mała, internetowa rodzinko, trzymajcie za mnie kciuki, może kiedyś podsumuję to wszystko co się u mnie działo? Kto wie, kto wie? Najważniejsze to nie stać w miejscu, wprowadzać zmiany, mam przeogromną nadzieję, że coś mi się uda, jak nie to, ugh...
Dobra.. Koniec i tak szykuje się długi wpis, mam dla was porównanie, dopiero drugie na blogu, ale uwierzcie mi, strasznie ich nie lubię :)

Jak tylko słyszę "recenzje zbiorcze" myślę o Szpilce, ktoś wie co się z nią dzieje, zniknęła bez pożegnania, mam nadzieję, że wszystko u niej okej. 

Może zacznijmy od Milki, później wersja spod zagranicznego szyldu, a na koniec krótkie podsumowanie, może być? :D


Opakowanie jajek jest urocze (ciekawe ile razy w tym tygodniu to powiedziałam?), uspokajający fiolet, który wraz z cieniutkimi paskami tworzy coś na wzór drewna, jakby drewnianych drzwi, tak? Dobrze to interpretuję? W środku nich (znaczy tych, załóżmy, drzwi) wydrążono jajo, a tam? Zresztą, sami spójrzcie,  słodycz sama w sobie (hoho, skoro tak się zaczyna to nie chcę nawet pomyśleć o smaku :D). Otworzyłam je za pomocą nożyczek, choć wiem, że ja i moje muskuły poradzilibyśmy sobie bez problemu, z plastiku buchną intensywny zbliżyłam nos do plastiku, matowe, blade a'la M&M's nie tylko wyglądały niepozornie, tak samo pachniały, cukrowo, lecz bardzo delikatnie, w pośpiechu wręcz niezauważalnie. Draże pokryte zostały białym prochem, który przywiódł mi na myśl mąkę, bądź cukier puder, ale zważając na to co mam przed sobą... Stawiam na to drugie :D Zęby poszły w ruch, czas oddzielić skorupkę. 


Daje się odseparować, lecz małymi kawałkami, przy tym puszcza kolor i barwi palce. Gruba, solidna, naprawdę porządna osłona mocno chrupie, daje fajny efekt i zabawę w postaci trzeszczenia w zębach, jednak nie smakuje dobrze, miałam tylko nadzieję, że w całości nie będzie jej czuć. Bardzo słodka, cukrowa i paradoksalnie niemal bezsmakowa, poważnie, wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale czułam cukier, zero smaku, tylko cukrowo-pudrowa słodycz. Mimo, iż wydaje się, że wszystkie są takie same biała w moim odczuciu była najdelikatniejsza i ciut mniej słodka. W końcu dostałam się do wnętrza w postaci czekolady. Miękka, orzechowo - mleczna, bardzo dobra, kremowa i.. no tak, niemiecka, a to się czuje od pierwszego gryza.  Całość jest chrupiąca z zewnątrz, lecz odzywa się to cały czas, miękka w środku, bardzo słodka, mocno mleczna, jednak nie oszukujmy się, bez szału. 
Położyłam jajko na języku i czekałam, otoczka puściła barwnik, stała się gładka i śliska, czekałam więc dalej, zrobiło się cukrowo, a ona zaczęła się rozpuszczać, chwilę to trwało, w końcu pękła. Uwolniła się czekolada, wypadła jak zza kratek i zrobiła gęste błotko, mleczne, słodkie, ot zwyczajna, smaczna mleczna czekolada. 
Oczywiście, jak pewnie już wiecie, prawie wszystkie jajka zjadłam za pomocą zębów, korzystajmy póki jeszcze możemy!, niby było fajnie, bo chrupiąco, bo jak za dzieciaka, ale także cukrowo i nudząco. 
Skorupka wygrała z czekoladą zdecydowanie, środek pokonany, leży na deskach ringu i kona.


Ocena: 3,5/6
Cena: nie mam pojęcia :)
Gdzie Kupiłam: Rossman
Kaloryczność: 495/100g



...a few days later...
Tak jak u poprzednika zacznijmy od opakowania, po pierwsze to podoba mi się znacznie mniej, po drugie brakuje mi tu ciemnego fioletu, po trzecie żółty przeważający na plastiku zupełnie do mnie nie przemawia i po czwarte.. po czwarte.. chwila, dajcie mi chwilę..Ach tak, wielkość niby ta sama, a gramatura zmniejszona została o równe dziesięć gramów (nie wspomniałam Milka=100g, Cadbury zaś, policzmy, równe 90).
Rzut okiem na kaloryczność, idealnie równa się Milkowej, a smak? Czy również będzie identyczny? Nie będę kłamać, czego innego się nie spodziewam. Znów wspólnie z nożyczkami otworzyłam paczkę, przywitało mnie 28, chyba odrobinkę większych, jasnych i matowych jajek. Te same kolory, lecz tym razem nakrapiane prezentowały się o wiele lepiej i mimo tej samej, pudrowej otoczki, nie zostawiały pyłku na opuszkach. Jeszcze tylko zaciągnęłam się o dziwo przyjemnym zapachem, dziwnie cukrowym, lecz jakby waniliowym, ekhem wanilinowym, takim jaki ma aromat do ciasta, ale nie było to duszące. 
Kolejną różnicą jaką wyłapałam była twardość, draże od C. stawiały większy opór podczas krojenia, nie była to jednak różnica kolosalna. 


Skorupka pęka po nagryzieniu, trzeszczy i chrupie, podczas tego czekolada oblewa podniebienie mlecznością i mimo działania zębami tworzy błotko. Jest słodko, ale nie zabójczo, jest także lepiej niż w Milkowej paczce, poczułam to od razu, lecz muszę też wspomnieć, że nadal obie wariacje lepsze są od lentylek obecnych w dużym jaju. Solidna i twarda skorupka nie ulega zębom łatwo, tak samo szybko się odbarwia i brudzi paluchy. Poza cukrowością nie posiada smaku, a między kolorami nie odnotowałam najmniejszej różnicy, we wnętrzu również. W każdym jest miększe od tabliczkowej czekolady, wciąż jednak zwarte i stałe, niezwykle mleczne, wydaje się także nieprzesłodzone i w sam raz tłuste. Jednak chyba i tak najlepsze jest rozpływanie, proces zachodzi szybko, przebiega przyjemnie, nikogo nie powinno zdziwić powstałe błotko, gęste i gładkie. Czekolada okazała się inna niż w Winter Edition, ale nie jestem w stanie stwierdzić czy znacząco lepsza, z pewnością nie gorsza, co to to nie. 
Całość uznać można za smaczną, lepszą od Milkowej, ale wciąż nudną i za słodką, co zawdzięczać możemy cukrowej skorupce. 
Chrupiąca, a przy tym błotnista i miękka, mleczna i słodka, smaczna, ale nie może dostać więcej niż pół punktu nad M., a te z kolei nie mogą stanąć na trzecim stopniu podium, nie zasługują na czwórkę. 


Ocena: 4/6
Kaloryczność: 495/100g



W sumie to podsumowanie jest tu zbędne, wszystko co trzeba (mam nadzieję) zostało powiedziane. Jeśli patrzymy na opakowanie, które ma pasować do, na przykład, prezentu to wybierajmy Milkę, jeśli zaś chcemy jajkami udekorować ciasto, babeczki, lub jakikolwiek inny deser to radzę sięgnąć po Mini Eggs spod logo Cadbury. Także smak tych drugich będzie lepszy, jednak nie płaczmy, że oblegają półki za granicami naszego kraju. 

czwartek, 24 marca 2016

Mondelez, Cadbury Dairy Milk Winter Edition

Czy tylko ja nie lubię gdy ktoś krzyżuje moje plany, nawet nie tyle zmienia je, bo lubię też trochę spontaniczności, ale gdy ktoś mi przeszkadza to mnie tak irytuje... Siadam sobie wygodnie na łóżku, zagrzebuje się pod kołdrą, układam poduszkę tak, aby nigdzie mnie nie gniotła, kładę laptopa na kolanach, podłączam słuchawki i nagle słyszę jak ktoś mnie woła. No nie!  
Miałam się dziś rozwinąć, siadłam do pisania wcześniej, ale oczywiście musiałam wstać i jak zwykle mam niecałe pół godziny, jak się wyrobię to będzie cud!
Ach no i brawo ja. Wczoraj pisałam wam o tym, że psuje mi się klawiatura, a dokładniej spacja nie działa, postanowiłam ją naprawić, a co? Ja nie potrafię, no chyba jednak nie, delikatnie, aby go nie połamać, zdjęłam przycisk, ukazało mi się morze okruszków, rozpuszczonej od ciepła czekolady, kurzu, o fuj, nie chcę dłużej pamiętać tego widoku, dlatego zanim przejdę do sedna mam dla was radę, dzieci, młodzież, dorośli, nie jedzcie przed laptopem, jeśli chcecie, aby wasza klawiatura dobrze służyła, a także jeśli nie chcecie mieć obrzydliwej kurzowej traumy :D
No więc wracając, zdjęłam przycisk, wyłamałam jakiś zawias, w dodatku teraz nie umiem go włożyć z powrotem, a szkoda mi czasu na zabawę, teraz piszę używając jednego małego guziczka i czuję się jakbym miała przed sobą nie swój laptop. Eh mój staruszek chyba sam prosi się o nowszy model, ale póki jeszcze działa... :DDD

                                                                                                         
Krótko, zwięźle i na temat, to mój dzisiejszy motyw przewodni, aby było jak najmniej spacji.. To po co to piszesz debilu, lepiej od razu przejdź do produktu... :D No właśnie.
Co tu robi czekolada z choinkami, przecież niedawno mówiłam o jajkach? A co? Na wiosnę rosną kwiatki, drzewa znów stroją się w liście, a choinki mają ładną, młodo zieloną barwę, przyjmijmy więc, że na ciemno granatowym opakowaniu nie ma napisu "Winter Edition" wtedy wszystko będzie grało jak trzeba :D
Kolejny wyrób Cadbury, ale co poradzę, naprawdę lubię słodkości spod tego szyldu, jeszcze nie przepadłam w lepszych tabliczkach aż tak jak niektóre z was i jak na razie nie przeszkadza mi to zbytnio :)
Zboczyłam trochę z tematu, ale udało mi się włożyć spację, więc jest lepiej xD Jestem Mistrzem. Opakowanie nie tylko podoba mi się ze względów wizualnych, ale także idealnie przylega do tabliczki, a to uwielbiam i sobie cienię,  przy tym łatwo jest ją z niego wyswobodzić, nie przykleiła się jak mucha do lepu. 


Kolejny przykład Milkowego podobieństwa, nie wiem, w którym opakowaniu pojawiła się jako pierwsza, ale czekolada podzielona została na choinkowe kostki każdemu już znane, barwy ułożone naprzemiennie, trochę oszukane, bo jasne polane są tylko na górze, zajmują 12% całości, ja byłam na to przygotowana, a wy? Łaciata tabliczka podzielona na choinki, zaczynamy?
Bardzo miękka, łamie się łatwo, po części gnąc, nieco przy tym kruszy, powtórzę, jest naprawdę bardzo miękka, wychodzi to zarówno podczas dzielenia, jak i jedzenia, dużą trudność sprawiło mi odseparowanie warstw.  Jeszcze zanim kawałek powędrował do buzi, przyłożyłam go do nosa, pachnie jak typowy produkt Cadubry, mlecznie w sposób proszkowy, słodko, uzależniająco.  
Zęby wbijają się w mleczny wyrób bez najmniejszego problemu, rozpływa się błyskawicznie, aksamitnie, gładko. Jest błoga, maksymalnie mleczna na rzecz sprowadzenia kakao do poziomu zero i słodka, lecz nie jest to (dla mnie) zabójcze. 


Wspólnie z zaprzyjaźnionym nożem zeskrobałam biały twór, podczas tego ciemniejszy zaczął rozpuszczać się w palcach. Jasna siostra okazała się dużo słodsza i znacznie tłustsza, znów delikatna, jedwabista, nawet nieco waniliowa, ale pierwsza para (słodycz z tłuszczem :D) sprawiła, że nie odebrałam jej tak jakbym chciała. W całości czuć ją było bardzo słabo, mleczna przeważała ilością, a co za tym idzie dominowała swoim smakiem. Było super mlecznie, słodko, aksamitnie, błotko powstaje już podczas gryzienia, gęste i muliste. Smacznie, ale zwyczajnie, zawiodłam się białą czekoladą, której nie chciałabym jeść w postaci całej tabliczki. 
Jeśli jesteś osobą, która lubi Cadbury, mleczność ich produktów, słodycz Ci nie przeszkadza, a nudne (proste) tabliczki nie są straszne, to produkt dla Ciebie :)
Ja zjadłam ze smakiem, ale czy jest to coś co warto powtarzać? Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie. 


Ocena: 5-/6
Kaloryczność: --->

czwartek, 10 marca 2016

Mondelez, Cadbury Curlywurly

Znów nie mam na czasu, nic nie robię, a sam ucieka mi przez palce.. No nic, zapraszam do czytania, bo ostatnio na takie paplanie to tylko wasz czas marnuję :D


Kolejny z batoników(?) od C, kolejny sprzedawany w zbiorczym opakowaniu. Czasem ma to swoje plusy, jak mi coś posmakuje to mam wymówkę, że muszę zjeść ich aż (na przykład) 6, gorzej jak jest przeciwnie i szukam tylko kogoś, kto przyjmie niesmaczny podarunek. Tutaj podoba mi się już na starcie, opakowanie "ozdobione" zostało jedynie napisem, gruba czcionka, kolory i jest naprawdę ładnie. Oddzielnie zapakowane paski są wąskie i cienkie, kryją w sobie słodkie warkoczyki, pierwszy raz spotykam się z taką formą słodyczy i muszę przyznać, wygląda ciekawie. Znad jednego z nich uniósł się zapach słodki i bardzo mleczny, królowała znana nam już czekolada Cadbury. Pokrywa ona wyrób bardzo cienko i nie daje się oddzielić, w smaku, od tej tabliczkowej, nie różni się wcale. Bardzo słodka, równie mleczna, nie posiada nawet cienia kakao, jednak nadal, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest pyszna. 
Nóż spotyka się z lekkim tylko naporem, przechodzi gładko i łatwo. Karmel ciągnie się i rozciąga, przez to czekolada jakby się marszczy, sypie, odpada na wszystkie strony, przez to wygląda wyjątkowo brzydko, jak skóra na starym żółwiu. Przynajmniej mogliśmy spróbować otoczki, wystarczy tylko zebrać trochę, z kilku tysięcy okruszków, no nie, to mi się nie podoba. 


Karmel, który odgrywa główną rolę okazał się gęsty, zwarty, twardawy, jednak wciąż posiada pewną miękkość, od razu oblepia i włazi w zęby. Jest gładki, nie tak żujkowy, zapewne dlatego, ze znacznie cieńszy od zmory w postaci Marsowych kulek, a co ze smakiem, w końcu on jest tu najważniejszy. W tej kwestii na pewno jest lepiej, mocno słodko - jak na karmel przystało, przy tym nie piekielnie. Przyjemny, śmietankowy, w pewnej chwili chciałam nawet powiedzieć palony, jednak ta myśl uciekła mi z głowy tak szybko, jak się pojawiła. Czekolada na początku nadaje delikatności, muska mlecznością i znika szybko, zostawia odsłania karmel, z którym chwilę się pobawimy. Mięknie pod wpływem ciepła, oblepia zęby, na szczęście nie jest to jakoś strasznie męczące. Jak już zaczyna się rozpływać robi się naprawdę dobrze, szkoda tylko, ze dopiero po jakimś czasie. Pod koniec jedzenia trochę zaczyna przypominać toffi, słodkie, śmietankowe, lecz zaraz znów karmelowe. Zewnętrze stanowi jedynie krótki podkład, karmel długo raczy nas swoim smakiem, a zarazem nie męczy, nie miałam dość po jednym gryzie. 
Ciągnąco - mordoklejkowaty, ale można się postarać i normalnie działać zębami, ja nie jestem fanką takiej konsystencji, ale jeśli ktoś lubi mordoklejki to powinien być zadowolony. 
Ach, no i osoby na diecie, tylko 118 kalorii, a zabawy co niemiara :D


 Ocena: 4/6
Kaloryczność: 455/100g
  118 kcal w sztuce

czwartek, 18 lutego 2016

Mondelez, Cadbury Dairy Milk Oreo

Jak mam czas to nie mam pomysłu na wstęp, jak nie mam czasu to pomysłów w głowie tysiąc. Zawsze wszystko jest odwrotnie niż byśmy tego chcieli, zawsze chcemy to czego mieć nie możemy. Tylko po co i dlaczego? Dlaczego ludzka natura tak jest ułożona, zdajemy sobie sprawę, że nam na czymś/kimś zależało dopiero gdy to stracimy, kiedy jest już za późno. Marzymy o jakieś rzeczy, a gdy ją zdobywamy do pięt nie dorasta oczekiwaniom. Mimo wszystko dążymy do odhaczania marzeń na swojej liście, to dobrze, po to one są, lecz nie zrażajcie się jeśli osiągnięty cel, okaże się całkiem inny od tego wymarzonego. Żyjcie chwilą, nie rozpamiętujcie przeszłości, nie dumajcie nad tym co będzie, liczy się tu i teraz, uśmiech na twarzy i chwila, wspomnień nikt tam nie zabierze, a przebyte doświadczenia będą wieczne.  "Najpiękniejsze jest to czego nie masz, na co czekasz i tęsknisz od lat, najpiękniejsze są w życiu marzenia, tajemniczy bajkowy świat, lecz gdy przyjdzie do marzeń spełnienia, nie będą one jak we śnie, bo najpiękniejsze jest to czego nie masz, a co dopiero spełni się".


Opakowania tych czekolad podobają mi się bardzo, nie są eleganckie, zapakowane w kartony z tłoczeniami, które swoją drogą też bardzo lubię, ciemny fiolet oraz "uboga" grafika trafiają w moje oczy. Połyskująco - matowe, z wielkim napisem wskazującym na niezłą "krowią mleczność" (:D). Tabliczka, którą wyjęłam wielkością wizualnie równa się z przeciętną 100 gramową, przez to łatwo można się zapomnieć, że przed sobą mamy 20 gramów więcej (przypuszczalnie) dobra. Podzielona została na kostki ładne, nieco inne i jasne, ale jest ich aż 24, są bardzo małe, co mi osobiście niezbyt odpowiada, lubię wielkie, masywne, takie, w które można się wgryźć. 


Unoszący się zapach obezwładnia nozdrza, po chwili myśl, że będzie zbyt słodko znika, jak na haju zaciągam się niesamowitą mlecznością, daleko w tle da się wyczuć kakaowe ciastka. Nie mam problemów z łamaniem jej, nie jest twarda, ani zbyt plastelinowa, podczas nacisku noża słychać głośny chrzęst, jednak nie każda cząstka jest tak bogata w chrupiący dodatek. Spód mi nie odpadł, lecz łatwo daje się oddzielić, to najgrubsza warstwa samej czekolady. Nie czekając na zbawienie zaczęłam próbowanie. Otoczka jest mniej słodka niż przeciętna C. ale nadal mocno, idealnie, aksamitnie gładka, cudownie mleczna, oraz tłuściutka, aczkolwiek nie nadto. Rozpływa się szybko, tworzy gęste, niebiańskie błotko. Jest tak delikatna, błoga, dziecinna i niewinna, nie zachwyci miłośników czekolady gorzkiej, mało słodkiej i kakaowej, ale ja już kilka razy powtarzałam, że to właśnie mnie w niej zauroczyło. 


 Następnie pod zęby wzięłam ciastka, są różnej wielkości, ale solidnej, nie równają się z chrupaczami obecnymi w wersji 100 gramowej od Milki, rozmiarem przewyższają także te występujące w batoniku (również) od fioletowej, nie dorównują  jednak dodatkom Bellarom. W przeciwieństwie do Neo, z którym styczność miałam ostatnio są suche i mocno chrupiące, ale wciąż kakaowe i prawie wcale niesłodkie. Więcej znalazło się ich u góry, drapią podniebienie nie kalecząc go, nie rozmiękły przez przebywanie w kremie, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, a jadłam je tego samego dnia, to pokruszone, słynne herbatniki. Białe wnętrze jest bardzo tłuste, niewiele brakowało i powiedziałabym, że zdecydowanie zbyt, na szczęście nie margarynowo - palmowe. Gęste, zwarte, mimo to bliżej mu do miękkiego, słodsze od czekolady, z wyczuwalną w tle wanilią, która po chwili znika na rzecz śmietanki. 


Biorąc kostkę do ust i działając zębami, najbardziej czuć czekoladę, wysoką mleczność i słodycz, której towarzyszy nuta kakao i niesamowite chrupanie. Już w takich okolicznościach zaczyna się rozpuszczać i okrywać kubki smakowe błogą mlecznością oraz słodyczą, a co dzieje się gdy całkiem poddamy małą kostkę temu procesowi? Od razu zaczyna się rozpuszczać, błogo, aksamitnie, oraz mlecznie i słodko. Odsłania wystające z nadzienia herbatniki, które kłują podniebienie, krem rozpływa się i znika, lekko tylko muskając słodyczą, tłustością, chwilami jakby go nie było. Perfekcyjne ciacha delikatnie łapią wilgoć, jeszcze mocniej podkręca ona kakao, dają niezłego, gorzkawego kopa. 
Nadzienie przede wszystkim gładkie, tłuste i słodkie, nieco waniliowe, lecz i tak wiele do całości nie wnosi, gdyż czuć głównie czekoladę, w efekcie jest mega mlecznie, słodko i ekstra chrupiąco. 
Czekolada (jako całość) nie przebiła Bellarom, w której zabieg usuwania nadzienia wyszedł fenomenalnie, za to wygrała z Milkowymi wersjami. 
Fani smaków wykwintnych i niezbyt słodkich powinni trzymać się od niej z daleka, jednak jeśli szukacie słodyczy, mleczności i chrupania kakaowych ciastek powinniście po nią sięgnąć. 


Ocena: 5.5/6
Kaloryczność: 560/100g
      84 kcal w 3 kostkach


Przy okazji robienia zdjęcia, które miało pójść na IG wymieniłam także te we wpisie o Oreo, także zapraszam. Niestety muszę przyznać, że z każdym razem jedzenia tych ciastek (a nie robię tego często), krem obrzydza mnie coraz bardziej, nie wiem czy mi zmienia się smak, czy w fabryce pracują coraz gorzej, ale z każdego pysznego herbatnika musiałam go zdjąć. 

piątek, 5 lutego 2016

Mondelez, Cadbury Fingers

To chyba będzie moja najszybciej napisana notka, jest za pięć 22, a ja chwilę po chciałabym ją udostępnić. Brawo Daria, zamiast się skupić i napisać ty wolałaś napychać się cukierkami i błądzić po internetach, brawo ty! :D 


  Obyłoby się bez tych ciastek, ale jako, że na blogu pojawiły się już paluszki od Milki to dla porównania niech ukaże się i Cadbury, a co, przecież uwielbiam ciastka to co mi szkodzi jeszcze raz o nich napisać. Opakowanie jest okej, nie obyło się bez fioletu, dużego napisu i kilku uśmiechniętych Fingersów. Jak dla mnie pachną one przyjemnie, mocno mlecznie i słodko, a ja (nie)stety to uwielbiam. Paczki różnią się gramaturą, dlatego też zawartości jest mniej, pałeczki chyba są ciut węższe, długością takie same i prawdziwe fingers, nawet zmierzyłam, mają długość mojego środkowego palca haha :D 


Okalająca je czekolada jest cienka, proszkowa, miękka i bardzo szybko się rozpuszcza. Nie zasmakuje każdemu, bardzo słodka, przy tym bardzo mocno mleczna, nie ma cienia kakao, a także wykwintności, niestety, muszę przyznać, że nawet mnie nie zachwyciła, jest nieco gorsza od tabliczkowej. Z otoczką rozprawiłam się szybko, czas więc na ciastkowe wnętrze. Jasne, kruche i suche, typowo mączno herbatnikowe. Mało słodkie, neutralno bezsmakowe, namięka dość szybko, już podczas rozpuszczania czekolady z zewnątrz robi się miękkie. 


Całość za sprawą czekolady jest słodka, mleczna i oblepiająca, do tego krucha, a także nieprzesłodzona. Dobra lecz nic więcej, ani nie zaskakuje pomysłem - o tym jednak wiedziałam, ani najwyższą jakością. Czekolada rozpuszcza się błotnisto, bardzo drobno proszkowo, jakby drobinki te były wielkości "ziarenek" mąki pszennej. Znika ona szybko i zostawia ciastko, które z wierzchu jest już miękkie, wystarczy jeden gryz, rozpada się, robi ciastkową papkę. Zaś podczas gryzienia mocno chrupie, otoczka idzie razem i "wchodzi" w wypiek, obezwładnia je swoim smakiem. 
Lubię ciastka, lubię ciastka w czekoladzie i lubię paluszki od Cadbury, jednak muszę przyznać, że ich najzwyklejsza wersja teraz mnie zawiodła, o ile moje wspomnienia widziane jak przez mgłę mnie nie mylą to fioletowa krowa tu spisała się lepiej. 


Ocena: 4/6
Kaloryczność: ----> 

niedziela, 17 stycznia 2016

Mondelez, Cadbury Dairy Milk Puddles Smooth Mint

Jestem dziś ledwo żywa, nie mogłam spać, a cały dzień umieram przez ból brzucha. Miałam pouczyć się na angielski, ale żyję nadzieją, że mnie nie spyta, ani nie będzie kartkówki, przecież zaraz nowe półrocze. Dobra, skoro już wytłumaczyłam się sama przed sobą (nie tylko z tej jeden rzeczy, ale csii), mogę usiąść do pisania, ostatnio jakoś mało czasu na to było, ale trudno, już mówiłam, że się poprawię i zobaczycie, jutro skatuję was wstępem dłuższym niż cały wpis haha, nie no żartuję, ale postaram się rozwinąć, chociażby na temat danego produktu. 

Pamiętacie, już kiedyś pisałam, że produkty Milki mają swój odpowiednik w opakowaniu ciemniejszym i pochodzącym z Wysp Brytyjskich, postanowiłam spróbować kilku z nich i oczywiście podzielić się wrażeniami i odczuciami. Na pierwszy rzut poszedł wariant najsłabszy i "umierający" najwcześniej, czekolada z miętą, a konkretniej nadzieniem miętowym. Nie lubię mięty w czekoladzie, ogólnie w słodyczach (co innego lody - mm, pycha :D), ale Alpejska czekolada pokazała, że nie taki diabeł straszny. 


No to zaczynamy Lecimy według schematu, opakowanie tak jak mówiłam - jest fioletowe lecz w dużo ciemniejszym odcieniu, do tego nie jest tak plastikowe, cieńsze, matowe, ale błyszczące (nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi :D). Dalej jest już inaczej, większą cześć zajmuje logo i opis tabliczki, obok zaś kawałek rozlewająca się kałuża i parasolka, sami oceńcie czy wam się podoba :) Dodam jeszcze tylko, że mimo, iż czekolady Cadbury zazwyczaj maja podwyższoną do 120 gramów gramaturę, ta liczy ich zaledwie 90 - nadal tak, jak w dostępnej u nas Milce. Po otwarciu nie sposób zauważyć jakąś różnicę, jej zwyczajnie nie ma, nawet "kieszonki" na nadzienie, wyglądające jak uśmiechnięte buźki, są identycznie rozmieszczone. Gdyby ktoś położył przede mną te dwie tabliczki, nie wiedziałabym, że kryją się pod innymi szyldami. Zapach także nie zamierza zdradzać nam tego faktu, najpierw poczułam miętową szczypkę, która po chwili wąchania zmieniła się w intensywniejszą pastylkę miętową, ale to nie wszystko. Uniósł się także mleczno czekoladowy pierwiastek, nie silny na tyle by całkowicie zniwelować zieloną roslinę, jednak był i łagodził sytuację. 


Plusem takiego rozmieszczenia nadzienia jest dziecinna łatwość spróbowania czekolady, minusem zaś większa jego ilość w jednym miejscu. Odłamałam kawałek i włożyłam do buzi. Trochę przeszła miętą (nie miało to miejsca w Milkowej wersji, mamy więc pierwszą drugą różnicę - sukces!), jednak wynagradza to bardzo wysoka mleczność, charakterystyczny, jakby proszkowy(?) smak, jeśli ktoś z was jadł czekoladę tej firmy wie o co mi chodzi, to cecha, którą zauważa się od razu, chyba po spróbowaniu w ciemno, wiedziałabym, że mam do czynienia własnie z Cadbury. Nie ma nawet nuty kakao, ale wiedziałam o tym, nie ma co szukać i oczekiwać, to jest C. D.M - wysoka mleczność i słodycz, za to naprawdę ją lubię, ale wiem, że nie wszyscy podzielają mój entuzjazm. Rozpuszcza się dość szybko, robi błotko, fajnie tłuste (bez żadnej margaryny, masła, zbędnych tłuszczy, a po prostu tłuściutka, bez żadnego smaku - znów nie wiem czy rozumiecie o czym mówię :D) i gładkie. Nadzienie nie jest tak płynne i błyszczące, a gęstsze i nie tak gładkie, nie wylewa się, nie ma więc obaw o posklejane włosy, lepiące palce i brudne dresy. Konsystencję jednak nadal zaliczam do półpłynnych,  a smak do kategorii "nawet niezły". Nie porażająco miętowy, nie wali pastą o zębów, nie odświeża oddechu jak guma do żucia, nie doświadcza wrażeń rodem z "dziadkowych cukierków". Stonowany, ale wyrazisty, smak miętowych lodów z ulubionej lodziarni zamknięty w formie nadzienia. 


Całość jest smaczna, ale nie będzie moją ulubioną czekoladą, nie wiem czy chciałabym ją kupić i zjeść jeszcze raz. Miętę czuć wyraźnie, ale nie nachalnie, gruba otoczka rozpływa się, błotko łączy się z uwolnionym zielonym tworem i przybiera miętowo - mleczny smak. 
Włożyłam do buzi drugi kawałek, po przebiciu zewnętrza kubki smakowe otacza miętowy smak, jednak zaraz zalewa go i łagodzi słodko mleczna fala czekolady. Nie jest to nic co powaliło mnie na kolana, także nie wykrzywiło mi twarzy i nie powodowało odruchów wymiotnych. Tabliczka jest dobra, ale wiadomo, że fanom mięty w słodyczach posmakuje bardziej. 
Zasłużyła na 4, stawiam ją na miejscu równym czekoladzie od krowy i mimo gigantycznej różnicy w postaci pięciu kalorii więcej, daję plus za możliwość skonsumowania całej bez wyrzutów, w końcu to 10 gramów mniej, nie ma szans by odłożyło się tu i ówdzie :DD 


Ocena: 4/6
Kaloryczność: 500/100g


Podobał Ci się wpis? Masz odmienne zdanie, a może jakieś rady? Chętnie posłucham wszystkiego i wszystkich z osobna. Będzie mi miło, gdy zostawicie ślad swojej obecności ;)