Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lindt. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lindt. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Lindt, Excellence Caramel Croquant

Jedna popołudniowa burza, a następny dzień staje się lepszy.
Nie wstałam dziś zmęczona spaniem, nie lało się ze mnie bo wstałam po wodę, 18 stopni, okej. Nawet poszłam biegać, pierwszy raz po dwóch latach. Może nie osiągnęłam świetnych wyników, mimo, iż ledwie trzymałam się na nogach, moja twarz przybrała czerwoną barwę, a część dystansu przeszłam, to jestem dumna, że się zebrałam, poranek był całkiem inny.....
..Niestety nie było plecaka, który okropnie mi się podobał, a kiedy weszłam do kauflandu myślałam, że odpadną mi nogi, ale ale.. Widzieliście te cudowne lody na instagramie? W dodatku w tak pięknej cenie? Ucieszyłam się jak dziecko, poważnie, mam lody, które tak bardzo chciałam, dwa kubełki, które nie kosztowały nawet tyle co jeden w regularnej cenie :D
Nie wiem czy wam mówiłam, ale nadal nie zjadłam mięsa! Wjechał za to pyszny obiadek w postaci panierowanych pieczarek, wyjątkowo pysznych ziemniaków i mini ogórasków, aż żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia xD
Oh, normalnie zrobiłam wam mini relację haha :D

Przejdźmy więc do czekolady i to nie byle jakiej. 


Opakowanie to prostota i tyle, nawet nie trzeba by o nim wspominać, ale naprawdę mi się podoba, co prawda wolałabym ciemniejsze barwy, ale srebrne elementy, ta kostka i falujący nad nią karmel, pysznie. 
Niestety, mimo największych starań podczas transportu (jak to brzmi xD) tabliczka okazała się być połamana, pobawiłam się w puzzle, ubrudziłam przy tym palce, które przy każdym dotknięciu zostawiały ślad i rozpuszczały kostki - nadzwyczaj miękkie - mamy lato :/
Cząstki jednak nadal wyglądają ładnie, są duże, choć bardzo cienkie, od spodu nie zdradzają co czyha w środku, od góry zaś szczycą się minimalizmem i starannością wykonania. Unoszący się znad nich zapach był intensywny, prawdziwie mleczny, pyszny, mocno słodki, jednak nie w sposób cukrowy, wręcz powiedziałabym cukierkowy, uroczy :) Szybko zerknęłam w przekrój, armia pomarańczowych kryształków była pokaźna, ale znalazły się także miejsca puste, wygląda to przyjemnie. 


Pierwszy kawałek powędrował do ust - delikatna, zęby wchodzą w nią jak w masełko, jednak błogość konsystencji przerywają mocno chrupiące karmelki, na ich ilość nie można narzekać, mają one różną wielkość i nieregularne kształty. Wróćmy jednak do samej czekolady, cząstka rozpuszcza się z łatwością, gładko, błotniście, aksamitnie tłusto, świetnie, dodatki nie kaleczą podniebienia, a słodycz nie zabija. Po czekoladowej kałuży na języku została cała masa małych kawałków. Palony smaczek dotarł do kubków smakowych, ale słodycz nadal była silna, wiecie jak one smakują? Bardzo podobnie do Werther's Original, tylko te maluchy są bardziej karmelowe, nie posiadają takiej śmietankowości wymieszanej z mlecznością. 
Baza?Podstawa? Po prostu czeko jest genialna, mięciutka, niebiańska, mocno słodka, lecz słodycz ta jest przyjemna,  a twardo - chrupiący dodatek sprawia, że zęby nie mają tak lekko.


Całość jest prosta, prosta i smaczna, mleczno - chrupiąca, tłuściutka, mało w tym kakao, a gdy działamy zębiskami mało też karmelu. Podoba mi się przełamanie konsystencji, ale jeszcze lepsze jest rozpuszczanie - i mówię to ja, a dobrze wiecie (lub nie, ale teraz już tak, wait, what?!), że zdecydowanie wolę gryźć, a raczej zdecydowanie nie lubię jeść czekolady rozpuszczając ją, do czego to ja.. ach tak, sposób rozpływania się czekolady jest genialny, tłusto, mlecznie i gęsto, to lubię! Błotko rozchodzi się na języku, nie jest przesadnie słodkie, lecz mało też nie, po chwili znika dając pole do popisu kawałkom karmelu. Da się w nich wyczuć delikatny posmak tłuszczu, ale i paloną nutkę, czekają do końca, aż otoczka zniknie całkowicie, dopiero wtedy uwalniają swój smak. 
Nie jest to produkt wykwintny, lecz takiego nie chciałam, prosty, słodki i mleczny, błogi i wiecie co? Przywiódł mi na myśl czyste niebo z małymi gęstymi obłoczkami, taki też jest przyjemny, delikatny i w smaku i częściowo konsystencji. 


Ocena: 5+/6
Cena: 10,90 
Gdzie Kupiłam: Alma
Kaloryczność: 550/100g

PS. Moje nogi umarły.

sobota, 30 kwietnia 2016

Lindt, Creation Divine Hazelnut


Pamiętam zakup tej czekolady jakby było to dziś, miało to miejsce prawie rok temu, do koszyka włożyłam ją wraz z Chocolate Cake, były to pierwsze zakupione przeze mnie lepsze czekolady do obfotografowania. 
Po tak długim czasie leżakowania i oczekiwania na zjedzenie, podczas tego przechodzenia przez różnice temperatur - bałam się o jej stan. Otworzyłam więc estetyczny i ładny kartonik, standardowo tabliczkę chroniło jeszcze sreberko - oczywiście musiałam rozerwać całe, aby dostać się do produktu. Na szczęście pozostał nienaruszony, przedstawiał stan idealny i prezentował 10 sporych, całkiem grubych, ozdobionych nazwą firmy kostek. Zapach  jaki się z nad nich unosił był przyjemny, maksymalnie mleczny, słodki, ale i kakao daje o sobie znać. Jakież było moje zdziwienie kiedy nóż nacisnął na  jedną z cząstek, stawiała chwilowy opór, w końcu pękła, jakby nie miała nadzienia. Liczyłam na coś miękkiego, na tłusty krem, tymczasem ledwie je widać. 


Na szczęście otoczka łatwo daje się oddzielić, mogę więc zobaczyć czy istnieje jakakolwiek różnica. Warstwa zewnętrzna jest tłusta, rozpuszcza się szybko i błotniście, pysznie mleczna i słodka, świetna, po więcej szczegółów zapraszam do mlecznej figurki. W "nadzieniu" widać całkiem sporo, różnej wielkości kawałków orzechów, są świeże i podprażone, idealnie chrupiące. Wydaje mi się, że wnętrze słodsze jest od otoczki, wyraźnie orzechowe, lecz konsystencją w ogóle nie różni się od czekolady, przez to całość zlewa się, jest zupełnie jednolita, również w smaku, który się miesza. Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do "praliny", mam wrażenie, że zawiera dodatkowo cukrowe kawałki, takie chrupiące kuleczki, które niesamowicie włażą w zęby. 


Ugryzłam drugą cząstkę, jest mleczna i orzechowa, w obu tych elementach wyraźna i mocna, wzbogacona o chrupiący akcent. Nie jest za słodka i idealnie tłusta, mimo, iż w składzie znalazł się tłuszcz palmowy sprawia to wrażenie takiego dobrego tłuszczu, smacznego. Było smacznie, było wręcz nutellowo, ale spodziewałam się czegoś więcej, może to ja oczekiwałam za dużo? Nie wiem, ale zbite wnętrze zmiażdżyło wyobrażenie o miękkiej i błogiej konsumpcji. Błotko, które powstało po chwili trzymania w cieple jamy ustnej było gęste, cudowne, niebiańskie, pyszne i muliste, jednak wolałabym aby tworzyło się już podczas jedzenia. 
Bardziej smakowała mi wersja podwójnie czekoladowa :)


Ocena: 5/6
Cena: 9,90(?)
Gdzie kupiłam: Alma
Kaloryczność: 547/100g
109 kcal w dwóch kostkach


niedziela, 20 marca 2016

Lindt, Miś Mleczny

Jutro pierwszy dzień wiosny! Mam nadzieję, że będzie udany. 
Wiecie co? Złamałam paznokieć!! Dobra wiem, że to nic, a już w ogóle to to nie miejsce, ale dziś sobie ładnie je skróciłam, wyrównałam, wzięłam ulubiony, czarny lakier, położyłam laptopa na łóżku, chciałam tylko przełożyć z niego ubrania i co? Wygiął się nawet nie wiem jak i poszedł :( A dopiero zaczął odrastać, łeee!
Jeszcze w dodatku te linijki brzmią jakby pisała je zapatrzona w siebie pindzia, w różowej spódniczce, z kokardką w kropki we włosach, ale wierzcie mi, to zupełne przeciwieństwo mojej osoby. 
No nic, nie chcę tego wstępu niepotrzebnie przedłużać, więc kończę, miłego czytania i dobranoc ;)


Misiaka nie wzięłabym gdyby nie poświąteczna promocja, choć jak tak teraz na niego patrzę to już sama nie wiem, jest taki uroczy, uśmiechnięty, złoty, pulchny miś. Równie ładny jest po zerwaniu złotka, tak samo zarysowany i równie minimalistyczny, wychwalałam mikołaja od Milki za dbałość o szczegóły, lecz ten podoba mi się jeszcze bardziej. Cały ważył równe 100 gramów, czekolada okazała się solidna, podczas odkładania na talerzyk słychać było dźwięk podobny do tego, który wydają dwie stuknięte o siebie szklanki, na spodzie i uszach niedźwiadka była naprawdę gruba. Pachnie on nieziemsko, bardzo mocno mlecznie, wyczuwalne jest także kakao, nie gorzkie, ale wyraźne, w dodatku stoi przed słodyczą, zapach jest intensywny, obezwładniający, czuć go z drugiego końca pokoju, dam sobie rękę uciąć (tak,jestem pewna!), że znad czekolad, które jadłam nie unosiła się tak silna i przyjemna woń. Mimo grubej warstwy poradziłam sobie z odłamaniem głowy, zębom ulega z jeszcze większą łatwością, podczas gryzienia robi się miękko, zaczyna także tworzyć się błotko, na początku czuję kakao, zdziwiło mnie to niezmiernie, następnie dochodzi mleczność, znacznie przewyższa brązowy proszek. 


 Spycha go na bok, ale nie wygania, dołącza się słodycz, która ani na chwilę nie była wyższa niż byśmy tego chcieli. Mleczność była genialna, czekolada miała w sobie to coś, czułam, że jem coś droższego, coś co w sklepie leży półkę wyżej. Jest pysznie, nawet przez chwilę nie mogłam pomyśleć, że słodycz chce się wybić. Już było dobrze, mogłabym wystawić ocenę, ale kawałek jeszcze wylądował na języku czekając na rozpuszczenie. Trwało to niedługą chwilę, tym razem pierwsze co czuję to mleko, błogą konsystencję, aksamitność i znów niezwykłą mleczność, za nią idzie wciąż nieprzesadzona słodycz i kakao. Powstało chyba najcudowniejsze błotko, nie tylko bardzo smaczne, ale także subtelnie tłuste, gładkie, gęste, cudowne. Sama dla siebie nie kupię ponownie ani misia, ani królika w opcji wielkanocnej, ale komuś z czystym sumieniem i pewnością, iż mu posmakuje już tak, taki podarunek także z chęcią przyjmę, ale to nadal tylko mleczna czekolada więc nie do powtórzenia z własnej inicjatywy, podczas gdy czeka na mnie tyle słodkości. Nie zmienia to jednego faktu, degustacja (huhu, co za profesjonalne słownictwo :D) była pyszna, zniewalające błotko powstawało już podczas rozgryzania części niedźwiedzia, kakao stało wysoko, mleczność pieściła podniebienie wraz z jedwabiście aksamitną tłustością, a cukier, choć jest na pierwszym miejscu w składzie, nie chciał dominować. Grubość, nawet jeśli cieńsza na bokach dla mnie była okej, na koniec powiem tylko to co zapisane mam w notatkach jako ostatnie zdanie "jakość robi swoje, przez cały czas czuję, że do czynienia mam z czymś lepszym". 
Polecam. 


Ocena: 6/6
Cena: 4,99 (przecena)
Gdzie kupiłam: Alma
Kaloryczność: 550/100g


niedziela, 28 lutego 2016

Lindt, Caramel

Dziś bez zbędnych wstępów, bo jak zwykle wszystko zostawiam na ostatnią chwilę i jestem bardziej niegotowa niż przygotowana do szkoły, ale cóż, bywaa :D Nie wierzę, że jutro muszę wstać o 7 (i tak pewnie skończy się na 7:25), ale pocieszam się tym, że tylko tydzień i weekend, później drugi, trzeci i święta, a później to już poleci. Myślami jestem na wakacjach :D

Zapraszam na czekoladę, którą jadłam jakieś dwa miesiące temu, ale tak czekałam i czekałam, aby przed tym dodać czystą mleczną, tylko ileż można czekać, nie mam ostatnio ochoty na zwykłą, choć pyszną, czekoladę ;)


Spojrzałam na nią w sklepie, pomyślałam, że i tak mam sporo zakupów, więc nie biorę, to tylko czekolada z karmelem i nugatem, wjechałam na górę po schodach, doszłam do drzwi wyjściowy galerii i nagle obróciłam się o 180 stopni, nic nie myśląc zmierzałam ku schodom, weszłam po zdobycz, pozbawiając się tym 13 złotych. Wracając. Opakowanie do mnie trafia, jest cieniowane, ombre(?) czy jak to tam się nazywa, ma złote elementy i nie jest przekombinowane. Otwiera się ładnie, znów na styl koperty, dodatkowo produkt chroni sreberko, ozdobione zostało logo Lindt'a i łatwo się rozrywa. Tabliczka podzielona jest na 4 rządki po 3 kostki, są one inne niż zwykle, przyjęły formę kapsułek, co mi osobiście się podoba, łatwo spróbować czekoladę, a i nadzienia jest sporo. Pachnie pięknie, naprawdę pysznie, bardzo mlecznie, następne dotarło do mnie słodkie kakao, na końcu zaś, o dziwo, stonowana słodycz. 


Wygląd zewnętrzny, zapach - super, pierwsze wątpliwości pojawiły się po rozkrojeniu kostki, a to wnętrze powinno zachwycać. Karmel ma dziwną, zielonkawo - złocistą barwę,  nie zastanawiałam się nad tym długo, kawałek czekolady poleciał do ust. Czekolada okazała się bardzo mleczna, tak prawdziwie, smacznie mleczna, rozpuszcza się aksamitnie i błogo, szybko robi błotko. Słodka, lecz nie tak bardzo jak przeciętne czekolady (mam na myśli Milkę :D), miękka, oraz tłuściutka. Następny na język poszedł karmel, zdecydowanie miększy, półpłynny i ciągnący, przy tym gęstszy niż ten występujący w ostatnio recenzowanej karmelowej. Na początku bardzo słodki, ale w miarę rozpuszczania uwalnia charakterystyczny, lekko palony smak, który jednak po chwili przeradza się w dobre toffi. Na koniec zostawiłam sobie nugat, znów miększy od otoczki, lecz nie tak bardzo jak złocista warstwa, delikatny, chce się rzec lekki, ale jest także tłustawy. Gładki i orzechowy, na pewno skądś go znam, wiem! Bardzo podobny do nadzienia z Ritter Sport Praline, mazisty, orzechowo - mleczny. 


Całość jest miękka, nie mogę tego nie zaznaczyć, szybko, aczkolwiek nie błyskawicznie się rozpuszcza, mlecznie, zaraz orzechowo, w końcu uwolniony zostaje karmel, podkręca on słodycz, która balansuje już na granicy. Proces tworzenia błotka nie trwa długo, czekolada początkowo tworzy z pralinowym nugatem gęstą masę, łączy się z karmelem, który rozrzedza konsystencję i dodaje cukrowej słodyczy. Jest tłuściutko, mlecznie, orzechowo, a także mocno słodko. Naprawdę smacznie, konsystencja do mnie trafiła, była mazista i przyjemna, smak również nie był gorszy, nie będę się powtarzać, ale półpłynny twór stanowił fajny dodatek do (nieco gorszego niż w RS) nugatu, ciężko odróżnić go od zewnętrza podczas jedzenia, ale jest dobrze. Liczyłam na coś więcej, wiem, że dużo oczekiwać nie można, bo połączenie należy do tych prostszych, lecz myślałam, że po zjedzeniu będę chciała więcej, że bez zastanowienia dodatnie ona wyróżnienie. 
Żebyśmy się dobrze zrozumieli, coś chaotycznie dziś piszę, jest/było naprawdę smacznie, spokojnie możecie próbować, jeśli tylko cena was nie odstrasza ;)


Ocena: 5,7/6
Cena: 12.90 zł
Gdzie Kupiłam: Alma
Kaloryczność: 543/100g
136 kcal w pasku



piątek, 9 października 2015

Lindt, Creation Chocolate Cake

Wchodzę dziś na stronę zagranicznego sklepu, w wiadomym celu.. Sklep --> Kategorie --> Boże Narodzenie --> zaraz, zaraz. Co?! Boże narodzenie? Ludzie, jeszcze znicze nie wystawione, a oni mi tu serwują świąteczne batoniki.. Uwielbiam, kocham wręcz, święta, atmosferę, przygotowania i słodycze, gadżety, multum pierdołek w sklepach - to wszystko nadaje tego czegoś. Ale w październiku? Czas pryska.. Dupa, nie ma. Mikołaje stoją cały rok, a słysząc "jingle bells" mam ochotę rzygać i wyrzucić radio przez okno.. 


Lindt - kojarzy się z czymś z wyższej półki, wytwornym, ekskluzywnym. Są lepsze, owszem, ale po części jego opis się zgadza. Nawet w "ulepkowej" czekoladzie jest coś wyjątkowego.
Wyśmienita czekolada z ciemną truflą i sosem czekoladowym zapakowana została w ładny, biały, z różowym akcentem kartonik, zdobi go oczywiście kostka i nie wiem czy słynne, lava cake. Zapowiada się dobrze. Podoba mi się zmniejszenie jej rozmiaru i solidne dziesięć kostek, każda z nich została ładnie przyozdobiona liniami i logo. Nie mogę nie wspomnieć o zapachu, jest po prostu.. krzyczy żeby już jeść. 


Warstwa czekolady jest gruba, zajmuje więcej miejsca niż wnętrze. Bardzo mleczna, słodka, z nutą kakao. Miękka, aksamitna, rozpuszcza się i zostaje na chwilę na języku - esencja mlecznej czekolady. Żadna tam Milka, ma głębię, nieprzesłodzona i przyjemnie tłusta. Pod nią skrywa się prawie czarny sos. Gęsty, gładki, a co najważniejsze, dużo mniej słodki, mocno kakaowy, idealnie pasuje do idealnego (:D) zewnętrza. Na tym mogłabym skończyć. Jednak w opisie jest jeszcze trufla, gdyby nie rozkrojenie, gdyby nie przeczytanie opisu, tu faktycznie bym skończyła. Nierównomiernej grubości, nieco ciemniejsza (od warstwy mlecznej), delikatnie proszkowa.. i to byłoby na tyle. W  smaku jest nie do odróżnienia, podczas rozpuszczania także. Zlewa się z czekoladą, nie zauważyłabym jej braku.


Całość i tak mi smakowała, miękka, zęby wchodzą w nią jak w masełko xD Nie przesłodzona, czekoladowo - kakaowa. Wprawdzie nie jest to czekolada do sześcianu (?), do kwadratu już tak. Mały zawód jest, ale to mi wystarczy, przepyszna, jednak nie czuję się zmuszona przez moje kubki smakowe do ponownego kupna. 


Ocena: 5,5/6
Cena: 8,96 (?) - promocja
Gdzie kupiłam: Alma
Kaloryczność: 535/100g
  53,5 kcal w kostce 
Podobał Ci się wpis? Masz odmienne zdanie, a może jakieś rady? Chętnie posłucham wszystkiego i wszystkich z osobna. Będzie mi miło, gdy zostawicie ślad swojej obecności ;)